Most na Waryńskiego

Most na Waryńskiego
Lata 70. Rys. inż. A. Milkowski. Sensowna lokalizacja trasy mostowej (zmieniona przez Zaleskiego)

środa, 7 maja 2014

Toruńskie przystawki


Rozmyślając nad wynikiem nadchodzących wyborów samorządowych 
przyjmowałem założenia, których podważenie prowadzi do interesujących wniosków.

Uparłem się, że w drugiej turze wyborów prezydenckich kandydat PO musi przegrać ponieważ elektorat PiS poprze kandydaturę Zaleskiego (jego trzon jest silnie zmotywowany by głosować przeciwko Platformie). Gdyby więc nawet jakimś cudem udało się doprowadzić do drugiej tury wyborów to z incumbentem z Czasu Gospodarzy (Michałem Zaleskim) zmierzyłby się entrant z Platformy. 

Dotychczas przyjmowałem, że wynik tej strategicznej gry byłby przesądzony na korzyść incumbenta, któremu zwycięstwo zapewniałby elektorat PiS-u: dla nich największą porażką w wyborach samorządowych byłoby uzyskanie toruńskiej prezydentury przez PO.

Ostatnio próbuję podważyć założenia, które implikują ów wynik. Dlaczego kandydat PO musi przegrać z Zaleskim w II turze głosami PiS skoro w Toruniu PiS może dać Zaleskiemu maksymalnie 20% głosów skrajnie niezadowolonych z tego, że Polską rządzi Donald Tusk? 



* * *

Silny rywal Zaleskiego z Platformy może w Toruniu liczyć co najmniej na 30% głosów w II turze - w ostatnich wyborach tak słaby kandydat jak Waldemar Przybyszewski uzyskał przecież aż 20% w pierwszej. O wyniku drugiej tury wyborów prezydenckich w nadchodzącej kampanii nie zadecydują więc ani zwolennicy PO ani zwolennicy PiS. Jeśli do niej dojdzie, rozstrzygnie się ona głosami ludzi, którzy oddawali głos na Zaleskiego ceniąc apolityczny charakter tej kandydatury. Jak bowiem często podkreśla toruńska Gazeta Wyborcza Zaleski przede wszystkim umie korzystać z ideologicznej wojny jaka toczy się w Sejmie między PO a PiS-em, umie właściwie podkreślić, że jest człowiekiem konkretu: określonych projektów, planów, programu. Niech inni się kłócą, mnie pozwólcie budować - zdaje się mówić Zaleski. 

* * *

Nie ulega jednak wątpliwości, że z tych konkretów o których mówił Zaleski tak naprawdę tylko jeden wzbudzał w ludziach jakieś większe emocje. Most. Cały program kampanii politycznej Zaleskiego opiera się na tej jednej inwestycji. Czym bardziej inspirował Zaleski jak nie walką z wrogami mostu? 

Czym więc może inspirować w nadchodzących wyborach? Dokończeniem budowy Trasy Wschodniej? Czy szeregiem innych kosztownych projektów wobec których mieszkańcy są znacznie bardziej sceptyczni?

* * *

Zaleski przegrywa swój apolityczny wizerunek. Rządzi z PiS-em, którego konsumuje jak przystawkę. 

Moim zdaniem PiS ma bardzo dużą szansę mocno przegrać najbliższe wybory samorządowe w Toruniu; ta przegrana staje się dziś coraz bardziej wyraźna. Przegraną będzie wynik gorszy niż cztery lata temu, gdy koniunktura dla PiS była w Polsce dużo gorsza, a toruński klub znajdował się w opozycji w radzie miasta. W wyniku sojuszu z Zaleskim toruński PiS wziął odpowiedzialność za szereg bardzo źle przyjętych w mieście decyzji podczas gdy prezydent zadbał aby każdy wizerunkowy sukces rozmaitych posunięć inwestycyjnych przypisywać wyłącznie sobie. 

PiS był dla Zaleskiego w mijającej kadencji smakowitą przystawką, jednak prezydent zbyt bezrefleksyjnie opychał się pisowskim brakiem inwencji politycznej. Rządząc wspólnie z PiS-em w stylu, jaki obserwowaliśmy przestał być prezydentem apolitycznym. Stał się prezydentem budzącym nieufność, dążącym do utrzymania władzy. W najbliższych wyborach nie pomoże Zaleskiemu most, którym mógł uzasadnić konieczność zawarcia każdego kompromisu czy porozumienia, aby doprowadzić do realizacji tej inwestycji. Zarówno ci, którzy głosowali na Zaleskiego wierząc, że jego wola wybudowania mostu przewyższa wolę i możliwości wszystkich innych kandydatów jak i ci, którzy wybrali go głosując przede wszystkim przeciwko politycznym awanturom w Sejmie mogą dziś czuć się zwyczajnie zmęczeni inwestycyjną czkawką Czasu Gospodarzy.

* * *

Jeśli dojdzie do II tury wyborów prezydenckich Zaleski straci prezydenturę. 

Doprowadzenie do II tury jest rzeczywiście sporym wyzwaniem politycznym, ale nie tylko dla Platformy: dla wszystkich ludzi i środowisk, którzy dostrzegają problemy i zagrożenia dla Torunia i jego mieszkańców wynikające z pasma błędów popełnianych przez Michał Zaleskiego w ciągu ostatniej dekady. To nie są błędy które ludzie interesujący się rozwojem miasta mogą milcząco tolerować. 

Kibicuję każdej inicjatywie, która będzie sprzyjać rozliczeniu tej nietrafionej prezydentury w kampanii wyborczej, aczkolwiek nie widzę potrzeby wchodzenia w większą zażyłość polityczną czy towarzyską tylko dlatego, że ktoś na swój sposób choć równie negatywnie postrzega prezydenturę Zaleskiego. Nie zrezygnuję ze swych sprecyzowanych oczekiwań i sympatii politycznych, nie odstąpię też od pielęgnowanej urazy wobec równie obłudnych co nieskutecznych toruńskich postaci politycznych bo swój światopogląd i oceny wyrabiałem w zmaganiach z kpiną, szyderstwem i niemniej zdradliwymi pochlebstwami. Proszę jednak wierzyć w szczerość tej deklaracji: kibicuję każdemu, kto będzie czynił starania by doprowadzić do II tury wyborów prezydenckich w Toruniu.


12 komentarzy:

  1. PiS może nawet dobrze wypadnie w wyborach do Parlamentu Europejskiego bo tam jest niska frekwencja a PO w sondażach wypada nierówno. Im lepszy będzie wynik PiS w eurowyborach, tym bardziej zmotywowany do uczestnictwa w wyborach samorządowych będzie leniwy z natury elektorat PO. Jeśli zaś PiS w maju wypadnie słabo to na jesieni partia zanurkuje oddając kilka mandatów w radzie miasta.

    Kandydat PO w wyborach samorządowych powinien umieć przedstawić siebie jako prezydenta wszystkich mieszkańców, a Zaleskiego jako prezydenta uwikłanego w polityczne mariaże, egzotyczne koalicje, zakulisowe gry i intrygi, politykiera.

    Wydaje mi się, że Zaleskiego można pokonać szczerością i bezpośredniością. Decydujący głos w tych wyborach będą bowiem mieli ludzie którzy podejmują wybory kierując się rozsądkiem, racjonalnie. Osią kampanii wyborczej kandydata PO powinno więc być budowanie zaufania do swojej osoby. To oznacza także umiejętność krytykowania swojego środowiska politycznego, dostrzegania słabości partii. Należy starać się budować mur oddzielający kandydata na prezydenta od jego związków z polityką krajową. Nie wierzę, że uściski z ministrami i premierem mogą być pomocne w kampanii wyborczej, bo one będą przekonywały tylko już przekonanych do PO.

    Silny kandydat PO powinien więc budować swój wizerunek przywódcy, lidera i autorytetu w Toruniu, oprzeć go na działaniach dowodzących, że ma zamiar porządkować sprawy miasta zaczynając od własnego partyjnego podwórka.

    Żeby wygrać wybory trzeba dać ludziom do zrozumienia nie tylko to, że Zaleski powinien odejść, ale że z nim powinien odejść pewien styl i sposób sprawowania władzy a więc jeśli podziela go jakaś część ludzi w PO to ci ludzie powinni odejść razem z Zaleskim.

    Niewątpliwie należy unikać takich błędów jak błąd popełniony przez Przybyszewskiego, który entuzjastycznie obiecywał laptop każdemu toruńskiemu uczniowi. Obietnice powinny być składane w innym tonie, innym językiem bo inaczej budzą nieufność.

    Dlaczego znów piszę z nadzieją w głosie o PO? Po prostu wydaje mi się, że to jest najbardziej realny sposób na zakończenie prezydentury Zaleskiego i jego koalicjantów.

    Jednocześnie o wiele większą wagę przywiązuje do wyborów do rady miasta. Zmiana układu sił w radzie miasta jest realnym do osiągnięcia celem w tych wyborach samorządowych.

    Wystarczy, że pojawi się inny języczek uwagi, taki lokalny PSL, który uniemożliwi sformowanie przez Zaleskiego większościowej koalicji w radzie miasta. Wystarczy że do rady miasta wejdzie jeszcze jeden klub i Zaleski traci większość, co całkowicie zmieni toruńską politykę.

    Moim skrytym marzeniem jest to, aby w radzie pojawiła się nowa prawica, nowa lewica, nowe centrum. Wygląda na to, że przynajmniej w kampanii wyborczej będziemy mieli taką sytuację: alternatywne do SLD ugrupowanie lewicowe, alternatywne do PiS ugrupowanie prawicowe i alternatywny do Czasu Gospodarz komitet obywatelski. Gdyby wszystkie trzy weszły do rady miasta toruńskie życie polityczne znacznie by się ożywiło,

    PO przestałaby być jedyną nadzieją na zmianę a jej działacze musieliby przestać się obijać i nauczyć wykorzystywać swoją kreatywność inaczej niż śląc własnoręcznie karteczki z życzeniami świątecznymi.

    Trzy komitety raczej nie wejdą do rady miasta (szkoda, że nie jest liczniejsza, chętnie bym za to jako podatnik zapłacił). Ale wielkim sukcesem byłoby wejście dwóch nowych ugrupowań. Dzięki temu Zaleski nie byłby w stanie zbudować koalicji i w krótkim czasie pojawiłby się w toruńskiej polityce ktoś, kto umiałby zbudować nową większość w radzie miasta i całkiem nową, zupełnie inną koalicję programową niż tak, jaką Zaleski stworzył z PiS-em.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kandydat z PO i zaufanie, nie przesadzasz czasem? To jest PARTIA OSZUSTÓW!
      PełO tylko czeka aby być w koalicji z Zaleskim...

      Usuń
    2. Dla nich najbardziej racjonalnym dziś działaniem jest gra va banque tzn. o prezydenturę i większość w radzie. Ale może kierują się innymi kryteriami niż mi się wydaje.

      Usuń
    3. A kogo wystawią w starciu z tow. Zaleskim, Lenca czy inną miernotę pokroju Walkusza ? Kryteria od lat zawsze te same - być przy korycie i pogłębiac dno!

      Usuń
    4. Padniewski z Giedrysem piszą, że Lenza.

      Usuń
    5. Lencu nie ma szans. Zaleś go rozjedzie...

      Usuń

  2. WIELKA KOALICJA

    W ordynacji wyborczej wprowadzono możliwość tworzenia "grupy list."
    http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19980950602

    Jak to działa?

    Komitety (partii, organizacji społecznych czy obywateli) mogą tworzyć "grupę list". Wtedy komitety startują jako "grupa". W skład grupy wchodzi kilka komitetów.

    "Grupa list" to nie to samo co koalicja. Koalicja składa jedną listę kandydatów. Grupa list obejmuje oddzielne listy kandydatów. Jeszcze tego do końca nie analizowałem, bo musiałbym przeczytać całą ordynację, a na razie tylko ją przeleciałem po łebkach.

    W każdym razie taka grupa list musi zdobyć łącznie 10% głosów. Ale poszczególne listy w ramach grupy nie muszą zdobyć 5% głosów w skali miasta żeby uczestniczyć w podziale mandatów.

    Najpierw mandaty dzielone są między komitety i/lub grupy list. Potem w ramach grupy list dzieli się mandaty.

    W ten sposób do rady miasta mogą wejść ludzie, którzy uzyskali dużo głosów ale startują z listy komitetu, który nie uzyskał w skali miasta 5%.

    Załóżmy, że więcej głosów oddano na jakiegoś społecznika niż na jakiegoś działacza partyjnego. Ale dzięki temu, że na listę na której był społecznik oddano mało głosów ta lista dostanie tylko 1-2 mandaty, albo nawet żadnego. Te mandaty trafią wtedy do innych, partyjnych komitetów wyborczych, np. PO. Wówczas dzięki głosom oddanym na Walkusza na liście PO wejdzie również jakiś nieznany działacz PO, podczas gdy nie wejdzie kandydat komitetu, który dostał mało głosów mimo, że tych głosów było więcej niż oddanych na jakiegoś niepozornego, nieznanego działacza PO.

    Podobnie w przypadku list na Czas Gospodarzy. Tam najwięcej głosów trafia na Zaleskiego. Reszta dostaje mało głosów. Ale dzięki głosom na Zaleskiego oni wchodzą do rady. Wówczas nie wejdzie do niej kandydat z innej obywatelskiej listy, który dostał dwa razy więcej głosów niż mało znany kandydat gospodarza tylko dlatego, że komitet z którego startował ten fajny działacz dostał w skali miasta tylko 4% głosów.

    To ma szczególne znaczenie dla komitetów które nie mają mocnych kandydatów we wszystkich okręgach, lokalnych, albo takich które zarejestrowały listy tylko w kilku a nie we wszystkich okręgach wyborczych.

    Jak zjem obiad to napiszę więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma już grupowania list. PO jak doszła do władzy od razu zmieniła ordynację wyborczą, jeszcze przed wyborami w 2010 roku.
      http://www.rp.pl/artykul/118502.html?print=tak

      Usuń
  3. WIELKA KOALICJA - cd

    Już tłumaczę do czego zmierzam. W Toruniu funkcjonuje sporo środowisk, które aktywnie uczestniczy w życiu miasta a nie ma swojej reprezentacji w radzie. Nie ma i mieć nie będzie ponieważ są to grupy których skala działania ogranicza się do jednego okręgu albo do konkretnych postulatów (choćby takich jak "nie dla średnicowej").

    W ostatnich wyborach PO przyciągnęła takie środowiska i na tym skorzystała. Głosy oddane na ludzi spoza partii poszły na listę PO, ale tylko w jednym okręgu ci ludzie dostali mandat: na Skarpie i Podgórzu (Maciej Cichowicz). Ale głosów na ludzi spoza PO było znacznie więcej, weszli kandydaci z wyższych miejsc, związani z partią.

    Cała idea wyborów samorządowych sprowadza się obecnie do "miejsca na liście". Im wyżej tym większa szansa na mandat. To partia decyduje kto wejdzie a kto nie wejdzie do rady miasta.

    W przypadku grupy list obejmującej komitety wyborcze mamy inną sytuację. Jedynek jest w ramach grupy tyle ile komitetów wchodzi w jej skład. Mogę głosować na słaby komitet i wiem, że mój głos się nie zmarnuje jeśli ten komitet nie przekroczy 5% progu wyborczego.

    Dlaczego partie miałyby się "podzielić" szansami na mandat z innymi komitetami? Cóż, skoro tak bardzo zależy im na obywatelskich charakterze i "partycypacji" to powinien być ich święty obowiązek. Zamiast targować się ze społecznikami o miejsca na liście - dajcie ich działaczom równe szanse.

    Poza tym partia na tym skorzysta. Na pewno nie straci jeśli chodzi o wynik wyborczy: głosy oddane na grupę list będą wyższe niż głosy oddane np. na PO. To jest nieuchronne: wciągając dodatkowe listy kandydatów pod swoje skrzydła grupa jest zdecydowanie silniejsza i musi uzyskać więcej mandatów jako grupa. Żaden głos się wówczas nie marnuje: jeśli mały komitet nie osiągnie 5% startując samodzielnie głosy, które są na niego oddane dzielone są między pozostałe komitety, głównie partyjne. W sytuacji grupowania głosów głosy zostają w grupie, mandaty są rozdzielane w ramach grupy. Co ważne dla dużych partii: wewnątrz grupy głosy dzieli się proporcjonalnie co premiuje te komitety w ramach grupy, które dostały najwięcej głosów.

    Podam prosty przykład: w wyborach startuje PO i jakiś mały komitet "społeczników". Komitet społeczników dostaje 4.5%, PO dostaje 20%. Te 4.5% głosów nie uczestniczy w podziale mandatów, więc ten jeden mandat, który by dostali przypadnie temu komitetowi, który dostanie najwięcej głosów. W tym wypadku zapewne to będzie PO.
    Ale gdyby doliczyć 4.5% do wyniku PO to partia miałaby 29.5% głosów. A dzięki temu, że głosy dzielone są proporcjonalnie grupa z PO na czele będzie miała dużo większą przewagę na pozostałymi partiami i dostanie 2 mandaty.

    Oczywiście mankamentem tego rozwiązania - z punktu widzenia PO - jest to, że musi podzielić się zdobytymi mandatami w ramach grupy. Ale i ten podział będzie zależał od tego ile głosów otrzyma dany komitet w grupie w stosunku do pozostałych. Więc większe szanse na mandat ma nadal PO.

    Trzeba to wszystko policzyć i zrobić symulację dla różnych konfiguracji wyników wyborczych komitetów: startujących niezależnie lub grupowo.

    ------------------------------------------

    Ostatnia sprawa: startując w grupie uzyskuje się przewagę psychologiczną i strategiczną. Strategiczną dlatego, że komitety wchodzące do grupy nie rywalizują między sobą. Atakują innych.

    Psychologiczna przewaga jest niemniej istotna. Jeśli grupa komitetów startuje z prostym i czytelnym hasłem - np. Zaleski musi odejść - to mamy do czynienia nie z cienkim głosem "wrogich grupek, które hamują Toruń biegu" ale z kampanią sprzeciwu społecznego skierowaną przeciwko układowi, który stworzył prezydent miasta.

    OdpowiedzUsuń
  4. WIELKA KOALICJA - cd (2)

    W tej sytuacji kampania wyborcza w wyborach prezydenckich przebiega w zupełnie innej atmosferze. Zaleski przestaje robić wrażenie niepokonanego. Kończymy z sytuacją, że "nie ma kontrkandydata". Owszem, jest kontrkandydat. Nie jeden. Jest ich wielu. Są nimi kandydaci grupy obejmującej kilka komitetów obywatelskich a może i partyjnych. Kończy się "divide et impera" Zaleskiego, nie ma już "wrogów miasta" bo wrogów nie jest kilku, jest ich tłum. Można zastraszyć "grupkę szkodzących miastu" ale nie można zastraszyć tłumu niezadowolonych.


    Cała rzecz w tym, że bez względu na rezultat wyborów do rady i wyborów prezydenckich Zaleski przegrywa. Po takiej kampanii wyborczej wszystko zmienia się w mieście. Ten tłum, który się zebrał w celu dokonania zmiany się nie rozejdzie, tylko będzie konsekwentnie dążył do obiecanej swoim wyborcom zmiany.

    Niewątpliwie wielką zaletą grupy komitetów jest to, że jawi się jako realna alternatywa dla koalicji rządzącej. Ludzie boją się zmiany, nie wierzą w sukces, obawiają się tego, co będzie później, co się wyłoni po wyborach. Czy będą kłótnie i awantury, podział łupów, czy będzie koalicji zdolna rządzić? Gdy już przed wyborami jest grupa komitetów wiadomo, że koalicja będzie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeprowadziłem wstępne symulacje i oto niektóre wnioski:

    1. Będąc małym komitetem z niskim poparciem nie ma sensu grupować się z dużą partią, np. PO. To nie zmieni sytuacji małego komitetu. Grupowanie jest jednak korzystne dla dużej partii - po zgrupowaniu z małą traci mniej głosów na skutek wejścia nowego gracza, który odbiera jej elektorat.

    Przekroczenie progu 5% oznacza 1 mandat. Przekroczenie 11% poparcia: 2 mandaty, powyżej 13% to już mandaty.

    Nowy komitet wchodzący do rady miasta zabierze mandaty tym komitetom, którym odbiera najwięcej poparcia.

    W moich symulacjach jeśli poparcie dla nowego komitetu osiągnie 11% i nowy komitet odbierze głosy PO partia straci 3 z 10 mandatów, jeśli się nie zgrupuje z małą partią. Dwa z tych trzech straconych przez PO mandatów otrzyma nowy gracz. Trzeci przypadnie PiS. Podsumowując, realny scenariusz w porównaniu do tego, co jest dziś przy podobnych wynikach i frekwencji jak 4 lata temu byłby wówczas taki: PO traci 3 z 10 mandatów, nowi dostają 1, PiS zyskuje 1 mandat. SLD i Czas Gospodarza bez zmian (odpowiednio: 7 i 3).

    W tej sytuacji PO i Czas Gospodarzy mają po 7 mandatów, PiS i SLD razem mają 9 (odpowiednio: 6 i 3), a nowi 2 mandaty.

    Koalicja zostaje.

    W przypadku grupowania PO z nowym graczem wynik jak uzyskuje nowy znów wynosi 2 mandaty. Ale PO traci tylko mandat. Drugi traci SLD, któremu zostają tylko 2.
    Łącznie grupa zdobywa 11 mandatów, o 1 więcej niż PO uzyskała w ostatnich wyborach. Ale nie ma koalicji większościowej: Czas Gospodarzy (7), PiS (5), SLD (2), mają w sumie 14 głosów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2. Grupowanie komitetów ma sens dla komitetów z niskim własnym poparciem, na granicy progu wyborczego, zwłaszcza gdy nie startują we wszystkich okręgach w mieście.

      Na przykład w ostatnich wyborach startowały dwa komitety, które nie weszły do rady miasta. Koalicja lewicowa uzyskała 3% głosów, natomiast komitet Przyjazne Bydgoskie wystawił listę tylko w jednym z czterech okręgów w Toruniu i uzyskał tam, na Bydgoskim, 6% poparcia, ale w skali miasta tylko 1% głosów.

      Startując razem oba komitety uzyskałyby niemal 5% (brakowało im razem 290 głosów) a więc przypadłby im 1 mandat. Uzyskaliby go na Bydgoskim, bo tam mieli największe poparcie. To ciekawe, bo tam komitet Przyjazne Bydgoskie miał większe poparcie niż Lewica, więc mógłby dostać mandat mając mniej głosów w skali miasta niż Lewica. Jeszcze ciekawsze jest to, że zabrałby go SLD:)

      =======================
      Jak widać bardzo interesującą taktyką byłoby szatkowanie miasta na lokalne komitety. Stowarzyszenie Przyjazne Bydgoskie albo Bydgoskie Przedmieście na Bydgoskim, Przyjazne Jakubskie na Jakubskim, Przyjazne Chełmińskie na Chełmińskim, Nasz Kaszczorek, Nasze Kochane Wrzosy, Ciesz się Życiem na Bielanach, itd, itd...

      Jakby je wszystkie zgrupować, aż strach pomyśleć co by się działo. Nawet Paweł Kołacz nie mógłby dojść do głosu.

      Ale na poważnie. Te lokalne komitety mogłyby w okręgach zebrać po 5-6% głosów. Startując niezależnie nie przekroczyłyby na pewno 5% głosów w skali miasta. Ale przekroczyłyby 5% głosów dzięki grupowaniu.

      Można powiedzieć, że jeden mandat w radzie to mało. Ale może się okazać, że właśnie ten jeden głos jest niezbędny aby powstała koalicja większościowa w radzie miasta.

      Poza tym jaką frajdę sprawiłoby zabranie tego mandatu PO. Albo Czasowi Gospodarza.

      Wydaje mi się, że wynik w okolicach 10% jest realny. Szkoda by tylko było, gdyby takie zaangażowanie wielu ludzi skończyło się tylko 1 mandatem... Są cztery okręgi, gdyby z każdego weszła 1 osoba to zgrupowane komitety miałyby więcej szabel niż Marian Frąckiewicz:) Fajnie sobie pomarzyć wieczorem.

      Usuń