Podnoszę rękawicę.
I rzucam wyzwanie Michałowi Zaleskiemu
oraz Piotrowi Całbeckiemu, ich programowi
rozwoju gospodarczego dla Torunia.
Powiedzmy, że jestem lokalnym policy-makerem odpowiedzialnym za program rozwoju gospodarczego miasta. Co jest moim priorytetem i jak mam zamiar go zrealizować?
Załóżmy przez moment, że któryś z samorządowców rzeczywiście poprosiłby ekonomistę lub zespół ekonomistów o przygotowanie programu rozwoju gospodarczego miasta czy regionu. Mówimy czysto hipotetycznie - nie znam bowiem samorządu w Polsce którego strategię rozwoju przygotowywaliby ekonomiści.
Nasi samorządowcy są najmądrzejsi na świecie - na szczeblu gminy, powiatu, miasta i regionu doskonale radzą sobie sami. Nie potrzebują ekonomistów. Nie potrzebują fachowców od organizacji i zarządzania.
Mają przygotować strategię rozwoju? Udzielają zamówienia publicznego zgodnie z ustawą organizując przetarg. W Toruniu wygra go ten, kto zaproponuje najniższą cenę.
Scenariusz jest więc czysto hipotetyczny, w przestrzeni politycznej stworzonej przez Platformę Obywatelską scenariusz który przedstawiam jest wręcz kosmiczny. Ale spróbujemy.
* * *
Załóżmy, mimo wszystko, że jestem policy-makerem w mieście T.
Miasto T. ma 200 tys mieszkańców i aspiracje metropolitalne. Ma również dostęp do zewnętrznych źródeł finansowania i sytuację finansową umożliwiającą wydanie 3 mld złotych w ciągu 7 lat, między 2014 a 2020 rokiem.
Pieniądze publiczne są, to już coś. Jest ich bardzo dużo.
Moim zadaniem jest pokazanie na co je wydać.
* * *
A teraz zejdźmy na ziemię. Jesteśmy w Toruniu i plan na co wydać pieniądze już jest omówiony, przedyskutowany, wszechstronnie przeanalizowany przez zespół najlepszych ekonomistów w mieście, czyli ludzi wskazanych przez Michała Zaleskiego i Piotra Całbeckiego, działaczy partyjnych, lokalnych animatorów tworu pod nazwą Czas Gospodarzy oraz znajomych Piotra Całbeckiego (to się w zasadzie pokrywa).
Ich plan brzmi mniej więcej tak: Inwestycje, pierdu, pierdu. Inwestycje, sru-tu-tu.
Z mojej strony to wyglądałby zgoła inaczej.