Skąd, do licha, wziął się w tytule znak zapytania?
Jestem sierotą po Unii Demokratycznej, Unii Wolności, po rządzie Buzka i Balcerowicza. Od wczesnej młodości przeżuwam Gazetę Wyborczą, w 2005 i przede wszystkim w 2007 głosowałem na Platformę. Ostatni raz zaufałem Platformie podczas wyborów w 2010 roku. Mam czerep zryty mainstreamową publicystyką, która Kukizowi wyznacza miejsce gdzieś między Tymińskim, Lepperem i Palikotem.
Tymiński był meteorem, który przemknął na jesiennym niebie niemal 25 lat temu budząc grozę zamiast pogłębionej, naukowej refleksji. Lepper był z kolei, w moich oczach przynajmniej, wybitnym wirtuozem społecznych emocji, który wymykał się socjologicznym schematom dzięki fenomenalnej retoryce dorównującej kunsztowi z jakim słowem posługuje się ojciec Tadeusz. Palikot przepadł jak kamień w wodę ciągnąc za sobą nudny słowotok kiepskiego wykładowcy z podrzędnej uczelni daleko od szosy.
Poświęcę Palikotowi akapit z sympatii dla jego zwolenników, którzy tu od czasu do czas zaglądają. Palikot przegrał, gdy zaczął mówić o legalizacji trawki, prawach homoseksualistów i złym episkopacie. Tak często jest mi duszno w naszym kochanym kraju, że postępowy program przygotowany we współpracy z lewicowymi intelektualistami od początku wydawał mi się demonstracją polityczną podobną do publicznego samospalenia. Cenię tę ideowość, choć więcej dobrego dla sprawy, jakkolwiek ją nazwać, robi Robert Biedroń, który oswaja bliskie mi heteroseksualne lęki pruderyjnych dewotów niż ofiarujący się politycznemu ogniowi w ofierze na samodzielnie wzniesionym stosie Janusz Palikot, były producent bełtów spod Lublina, który sprzedał biznes, stał się rentierem i zaczął bawić się w politykę wierząc, że można kupić miejsce w podręcznikach historii.