Droga, którą przebył Wałęsa doprowadziła naród do wolności. Być może była ona bardziej kręta niż się o tym dotychczas mówiło, ale czy naprawdę jest to takie zaskakujące? Żyliśmy za żelazną kurtyną.
W weekendowych "Nowościach" czytałem wywiad ze znanym toruńskim bardem i konferansjerem, który opowiadał o informacjach jakie znalazły się w jego teczce. Chwila w której człowiek czuje się zobowiązany by publicznie ustosunkować się do materiałów zgromadzonych na swój temat w wyniku inwigilacji i przesłuchań przez aparat bezpieczeństwa jest równie przykra, co owe spotkanie z oficerami bezpieki kilkadziesiąt lat temu. Ofiara prześladowania czuje się zobowiązana wytłumaczyć innym, że na pewno jest ofiarą.
Widzę tylko jeden sens w otwieraniu tych teczek - byśmy zrozumieli jak zapobiegać powstaniu podobnych zbiorów, a jako społeczeństwo nauczyli się gwałtownej reakcji na wszelkie przejawy odbudowywania podobnych mechanizmów wikłania człowieka.
Z pewnością są ludzie, którzy wychodzili z inicjatywą spotkania z esbekami, uczynili z nich źródło dochodów lub łatwy sposób na karierę zawodową. Ważniejsze wydaje mi się jednak uzmysłowienie sobie dlaczego tak bardzo chcemy pastwić się nad potknięciem człowieka czy jego upadkiem? Może dlatego, że wstyd nam przyznać przed sobą ile razy sami się przewróciliśmy. Zapominamy że zdarzyło nam się zagalopować, jak wiele razy zbłądziliśmy, ile wiele wyrządziliśmy innym i do jakiej podłości jesteśmy zdolni.