Rozmyślając nad wynikiem nadchodzących wyborów samorządowych
przyjmowałem założenia, których podważenie prowadzi do interesujących wniosków.
Uparłem się, że w drugiej turze wyborów prezydenckich kandydat PO musi przegrać ponieważ elektorat PiS poprze kandydaturę Zaleskiego (jego trzon jest silnie zmotywowany by głosować przeciwko Platformie). Gdyby więc nawet jakimś cudem udało się doprowadzić do drugiej tury wyborów to z incumbentem z Czasu Gospodarzy (Michałem Zaleskim) zmierzyłby się entrant z Platformy.
Dotychczas przyjmowałem, że wynik tej strategicznej gry byłby przesądzony na korzyść incumbenta, któremu zwycięstwo zapewniałby elektorat PiS-u: dla nich największą porażką w wyborach samorządowych byłoby uzyskanie toruńskiej prezydentury przez PO.
Ostatnio próbuję podważyć założenia, które implikują ów wynik. Dlaczego kandydat PO musi przegrać z Zaleskim w II turze głosami PiS skoro w Toruniu PiS może dać Zaleskiemu maksymalnie 20% głosów skrajnie niezadowolonych z tego, że Polską rządzi Donald Tusk?