Niech między jednym a drugim mostowym sprostowaniem, dedykowanym największemu szkodnikowi we współczesnej historii Torunia, którego głupkowate wyczyny układają się w ponurą symfonię nonsensu zabrzmi na moment nieco głośniej skromny, równy i pogodny ragtime - melodia, którą może rzadko słyszymy, ale która zawsze jest z nami, wypływając z tła zwłaszcza wtedy, gdy robi się ponuro od nieszczerych intencji.
Kasi Łuczak najwięcej zawdzięczają ci, którzy słusznie pragnąc kakofonię inwestycyjnej bezmyślności Michała Zaleskiego zakłócić mimowolnie, a nieraz wbrew swej woli, stają się częścią prostackiej retoryki, która ją uzasadnia. Mnie to równiez spotkało i głupio się czuję będąc jakimś tam elementem powiatowego cyrku prowadzonego przez grupę spółdzielców, którym bardzo łatwo - zbyt łatwo - przychodzi przekonanie opinii publicznej za pomocą toruńskich dziennikarzy, w jaki sposób należy patrzeć i oceniać działania ludzi, którzy postanowili coś dla swojego miasta zrobić i akurat nie jest to po myśli "gospodarzy Torunia". Obecność w tym półświatku ułożonym z pozorów banalizuje życie. Warto mieć wtedy ciebie blisko, Kasia.