Most na Waryńskiego

Most na Waryńskiego
Lata 70. Rys. inż. A. Milkowski. Sensowna lokalizacja trasy mostowej (zmieniona przez Zaleskiego)

czwartek, 17 października 2013

Jak zostałem eurosceptykiem


Pierwszy zachwyt z integracji Polski z Unią Europejską właśnie mi minął. I pomyśleć, że wystarczyło do tego tylko sześć lat obserwacji poczynań marszałka Piotra Całbeckiego i prezydenta Michała Zaleskiego w ramach unijnych programów



Zdaję sobie sprawę, że nikt i nic nie jest ich w stanie powstrzymać tych dwóch rozrabiaków przed dobraniem się do koryta kolejnej unijnej transzy. Oni żyją tą "nową perspektywą", wychowują w niej swoją partyjną młodzież, podpalają wyobraźnię różnych skyscraperowych wielbicieli bezmyślnych skrzyżowań, węzłów i mostów donikąd, tych wszystkich amatorów łatwych pieniędzy, którzy zamiast uczyć się je zarabiać, wychowywani są na trwonieniu ich na potęgę (#Guleś & #spółka). Polemika z eurozjadami na temat budżetu Unii jest skazana na porażkę podobnie jak apelowanie do nich o wybudowanie mostu dla ludzi zamiast na działce czyjejś znajomej.


Niby to rozumiem, a jednak liczę na to, że zanim sięgną po nasze oszczędności emerytalne, zanim zaczną na dużą skalę destabilizować gospodarkę tą kolejną transzą na sto miliardów euro trochę się jeszcze opamiętają. Nawiasem mówiąc, gdy Zaleski mówi z namaszczeniem o "kolejnej perspektywie" robi mi się niedobrze. W końcu wszystko, czego na pewno nie potrzebujemy w Toruniu już mamy (tak przynajmniej zapewnia sam pan prezydent) - więc co oni z Całbeckim wymyślą tym razem? Coś jeszcze głupszego niż tramwaj do Bydgoszczy?

* * *

Nasi politycy wychodzą z założenia, że "wziąć na pewno nie zaszkodzi" i szczycą się tym, ile Euro udało im się wyprosić z Brukseli dla Polski, czy z Warszawy dla Torunia. Tak niestety nie jest, tzn. branie tych unijnych pieniędzy bardzo polskiej gospodarce utrudnia rozwój: hamuje wzrost gospodarczy, obniża tempo wzrostu efektywności pracy, utrudnia budowanie silnego i stabilnego sektora finansowego, rozwój rynków kapitałowych, budowanie naturalnych powiązań między branżami i sektorami gospodarki, które zwiększają jej wydajność oraz poziom innowacji, a także prowadzi do zmniejszenia inwestycji prywatnych oraz sprzyja wzrostowi obecności sektora publicznego w gospodarce i zwiększeniu poziomu długu publicznego. Niby każdy ekonomista wie, że pieniądz jest neutralny wobec wzrostu w dłuższym okresie, a jednak tylu wariatów wciąż wierzy, że zamiast reformować państwo lepiej jest wziąć dotacje i jednocześnie zadłużyć się zagranicą aby pozyskać coś, co nie ma innej wartości niż prosty, chwilowy, monetarny i fiskalny impuls.



Zjawiska o których piszę są już bardzo dobrze rozpoznane w Europie. Kto wie, może cały sens tworzenia unijnych budżetów dla biednych państw i zacofanych regionów wschodnich polega na tym, aby nie były one w stanie nigdy stworzyć konkurencji dla przemysłu Zachodniej Europy? Dowodów na złe intencje nie ma i nie będzie, niemniej jednak jakoś nie mogę skojarzyć państwa, które sięgając po dotacje na rozwój zbudowało silną, konkurencyjną gospodarkę.

Skąd więc bierze się uzasadnienie do realizacji tych nonszalanckich finansowo programów w Unii Europejskiej? Historia zapisana w ostatnich dekadach naszej wspólnej Europy pokazuje przecież, że bogate państwa, które wpłacają więcej do unijnego budżetu niż biorą stają się dzięki temu bogatsze, a ich mieszkańcy szczęśliwsi. Biedne kraje wschodu, które po budżetowe zastrzyki sięgają stają się bardziej zadłużone, ich gospodarki pozostają słabe i podatne na kryzys, niezdolne do utrzymania dynamiki wzrostu w dłuższym okresie, łatwo ulegają różnym bąblom spekulacyjnym, które prowadzą do krótkotrwałej eksplozji popytu po którym zawsze dochodzi do potężnego kryzysu objawiającego się wieloma społecznymi problemami, z których największym jest bezrobocie przekraczające 20%. Wśród młodych ludzi w Europie przekracza nawet 30%, co jest sygnałem do całkowitego zatrzymanie wzrostu  gospodarczego w najbliższych latach.... Mieszkańcy biednych europejskich landów są z reguły wiecznie niezadowoleni, bo w czasach krótkiego prosperity szybko rosną dysproporcje w dochodach, fortuny bogaczy się powiększają, zaś w czasach kryzysu najbardziej ubożeje powstająca klasa średnia. 

* * *

Plan Marshalla po II wojnie światowej miał charakter stabilizacyjny, polegał na przywróceniu podstawowej infrastruktury technicznej dla gospodarki zniszczonej wojną oraz pomoc materialną, w tym żywnościową Europie, w której narastały sympatie do wujka Joe rozczulającego się podstępnie nad losem jej obywateli. Amerykańska okupacja trwała trochę dłużej niż dolarowe kredyty; interwencja w ramach Planu Marshalla skończyła się bowiem już po kilku latach. W Polsce tuż po długiej i większej od planu Marshalla interwencji planuje się kolejną - jeszcze większą. Plan Marshalla odniósł sukces, plan rządów PO spowoduje gospodarcze załamanie.

Amerykanie stworzyli Niemcom warunki - przede wszystkim polityczne - do odbudowania swojej gospodarki jednak to sami Niemcy zbudowali swój dobrobyt ciężką pracą, trudnymi reformami, latami wyrzeczeń, współpracą i partnerstwem między pracownikami a przedsiębiorcami, szukając konsensu społecznego i dobrych rozwiązań politycznych i społecznych.




Amerykańska administracja nie obiecywała Niemcom deszczu dolarów "tak długo, jak to będzie potrzebne by amerykański styl życia stał się udziałem przeciętnej niemieckiej rodziny". Japonia nie stała się liderem postępu technicznego dzięki amerykańskim kredytom. Dziwię się, że nasi politycy są tak naiwni, tak głupi, że uwierzyli że biorąc kasę z Unii stworzą państwo dobrobytu i dokonają skoku cywilizacyjnego. Tak może myśleć przeciętny marszałek, prezydent, wójt lub burmistrz albo 20 letni radny po politologii, ale nie premier i jego ministrowie. Euro-obsesja stała się dziś głównym polskim problemem gospodarczym - sami go stworzyliśmy, w przeciwieństwie do wszystkich innych problemów, z którymi od lat się borykamy.

* * *

Przez 30 lat od integracji Niemiec rząd federalny i Unia Europejska pompują we wschodnie landy setki miliardów euro. Nadal jednak to zachodnie Niemcy rozwijają się szybciej niż wschodnia część kraju. Konwersja wschodniej marki na zachodnią dała silny impuls popytowy, który wzmocnił przedsiębiorstwa zachodnich landów (podobnie jak przedwczesne przyjęcie euro w innych europejskich krajach, czy uwolnienie cen w Polsce lat 90-tych), beneficjentem wielkiego programu modernizacji infrastruktury na wschodzie były koncerny zachodnioniemieckie. Rzeka pieniędzy płynęła na biedny wschód, ale  kierunkiem emigracji młodych ludzi był bogaty Zachód.

Wschodnie Niemcy, w przeciwieństwie do Polski, natychmiast skorzystały na dostosowaniu prawa do warunków gospodarki rynkowej i europejskich standardów, łatwiej im było sięgnąć po wzorce skutecznej administracji publicznej i samorządowej, z czym Polska ma ogromne problemy i zaległości, które w ostatnich latach narastają wraz z poziomem rozpieszczenia lokalnych watażków przez instytucje centralne i kierującą dziś nimi partię. Wschodnie landy szybko zreorganizowały swoje instytucje rynku pracy; co więcej, dziś w całych Niemczech prowadzona jest ich dalsza gruntowna reforma wobec której działania ministra Kosiniaka-Kamysza wyglądałyby po prostu śmiesznie, gdyby nie to, że bezrobocie w Niemczech jest o połowę niższe niż w Polsce... Pod tym względem gorsza jest już chyba tylko potworna ignorancja marszałka Całbeckiego w kluczowym dla przyszłości województwa obszarze polityki aktywizacji zawodowej, która po prostu budzi we mnie wściekłość (mógł zrobić tyle dobrego, a nie zrobił nic dobrego).

Czytelnikom bloga polecam kilka ciekawych artykułów na temat fiaska wieloletniej interwencji publicznej we wschodnich Niemczech:


Tak mniej więcej wygląda przyszłość Polski - podobnie, jak wschodnich landów Niemiec. Największe polskie miasta rzeczywiście mają szanse skorzystać na tej interwencji, ale stać je na nią nie dlatego, że biorą pieniądze z Unii, lecz przede wszystkim dzięki temu, że realizują zamówienia na rzecz biednych polskich gmin, powiatów, miast i województw, które zadłużają się po to, aby sięgnąć po unijną kasę. My, mieszkańcy Torunia, jesteśmy na samym końcu łańcucha pokarmowego - na jego szczycie jest silna gospodarka europejska, która zyskuje najwięcej na polskich inwestycjach, gdzieś po środku leżą duże polskie miasta, tych kilka biegunów wzrostu gospodarczego, które rozwijają się dzięki kredytom zaciąganym przez samorządowych populistów z prowincji mieniących się dobrymi gospodarzami.



Nie czuję się na siłach wchodzić w jakąkolwiek polemikę z eurozjadami z naszego miejskiego i wojewódzkiego samorządu, gdyż wiem, że ich nie przekonam. Również dziennikarze uznają te stwierdzenia za herezję, żart, trolling. Na ich poparcie mogę przedstawić uzasadnienie teoretyczne i empiryczne, lecz po co strzępić sobie język, skoro po drugiej stronie nie ma, nie będzie, nie może być zrozumienia?

Jestem przekonany, że wybierzemy rybę zamiast wędki. Ba! My wędkę wyrzucimy do Wisły tylko dlatego, że ktoś za nas złowi rybę i nam ją da, byśmy nigdy nie nauczyli się cierpliwością i pracą zdobywać umiejętności, dzięki którym nie będziemy chodzić głodni i obdarci.
Politycy nigdy nie przyswoją sobie prostego, ale trafnego rozumienia ekonomii i zjawisk gospodarczych: pieniądz to nic innego niż wartość, którą ktoś wypracował (nie twierdzę, że ten, kto je ma, sam na nie zapracował - na pewno jednak ktoś wcześniej musiał trochę popracować, aby ten pieniądz mógł zostać podzielony). Polityk - zwłaszcza polityk z Torunia, zwłaszcza polityk Platformy Obywatelskiej - jest bowiem ostatnią osobą, która rozumie słowo: praca.

Konkurencyjnym nigdy nie będzie kraj, region ani miasto, w którym ludzie żyją obsesją "pozyskiwania" pieniędzy zarobionych przez innych. Nie uwierzę, że gospodarka, w której przez wiele lat wykształciło się niewiele firm budowlanych budujących rocznie kilkadziesiąt km autostrad może w ciągu 5-6 lat stworzyć sektor przygotowany kapitałowo, technologicznie i kadrowo do budowy kilkuset km autostrad rocznie. To jest niemożliwe - fala bankructw polskich firm w trakcie realizacji tych wielkich kontraktów budowlanych nie powinna więc być już dziś zagadką. W każdej niemal dziedzinie, w której widać interwencję eurozjadów pojawiają się nowe strukturalne problemy, podczas gdy nierozwiązane pozostają stare. Niegospodarność a często i korupcja są wbudowane w europejskie programy naprawcze i rozwojowe, są ich stałą cechą.

* * *
Nie miej złudzeń, obywatelu Polski, mieszkańcu Torunia. W następnej kampanii wyborczej do parlamentu czy samorządów nikt nie będzie obiecywał ci dobrej pracy z perspektywą na wyższe wynagrodzenie - wszyscy obiecają ci pieniądze z Unii, dzięki którym twoja praca nie będzie naszej gospodarce potrzebna.
Takie a nie inne będą bowiem konsekwencje polityki przyjętej przez obecne wokół nas koalicje rządzące (krajem, miastem, regionem) - nawet jeśli politycy z Warszawy i z Torunia będą twierdzić, że tym razem im się coś uda. Platforma Obywatelska nawiguje krajem w bardzo niebezpiecznym dla nas wszystkich kierunku, błędnie przekonana że działa w interesie kraju i obywateli.




2 komentarze:

  1. Walka urzędników z bezrobociem za pieniądze unijne jest jednym z najbardziej nonsensownych haseł. Taka "walka" ogranicza się do tzw. szkoleń czyli listy obecności i obiadku. Bezrobocie można zwalczyć poprzez zmniejszanie podatków i obniżenia kosztów pracy (ZUS). Innym przykładem marnotrawienia pieniędzy są przewymiarowane inwestycje. Budujemy duże aby było widac, budujemy drogo bo są to pieniądze unijne. Po roku przychodzi otrzeźwienie, że te puste przestrzenie trzeba utrzymać. Budujemy bez wcześniejszych planów i analiz. Są pieniądze więc trzeba je wydać. "Inwestycje" są za pieniądze unii więc nikt nie będzie pytał "po co". Idealnym "misiem" jest toruński "zielony pomost", "świetlny most". Pomost który nie jest zielony a most świetlny. Wydano 3 mln na bubel, pomysł urzędników TCM który nie jest spójny z bulwarem filadelfijskim, oślepia, nie wprowadza wartości do przestrzeni publicznej, nie jest atrakcją ani dla mieszkańców ani dla turystów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutne to i jakże prawdziwe. Obserwując (z doskoku) "pracę" naszych polityków odnosi się wrażenie, że dla utrzymania się na stołku zrobią wszystko. Włącznie z demontażem edukacji. Włącznie ze zniszczeniem zaufania obywateli.

    OdpowiedzUsuń