Przesadzam, ale celowo: uparte dążenie marszałka Całbeckiego do narzucenia Bydgoszczy jednego wspólnego ZiT z Toruniem przypomina dążenie do wpisania do konstytucji PRL "trwałego i nienaruszalnego sojuszu Polski z ZSRR".
Konstytucja PRL z 1952 r. (tekst jednolity z 1976 r)
Konstytucja PRL z 1952 r. (tekst jednolity z 1976 r)
Dobrze by było, gdyby marszałek Całbecki zdawał sobie sprawę z tego, że prezydent Bydgoszczy nie będzie popełniał politycznego harakiri dlatego, że ktoś mu źle życzy, ma w go w nosie lub ma jakąś własną wizję roli Bydgoszczy w regionie. Tylko z tego powodu na miejscu prezydenta Bydgoszczy okazałbym nieustępliwość w konfrontacji do jakiej zmierza marszałek Całbecki w ministerstwie infrastruktury i rozwoju.
(Nawiasem mówiąc, rozwój i infrastruktura w jednym źle wróży - takie podejście od lat prezentuje Michał Zaleski, prezydent Torunia, co negatywnie przekłada się na jakość życia w naszym mieście).
Bruski został prezydentem Bydgoszczy nie dlatego, że wybrał go marszałek Całbecki, wicepremier Bieńkowska czy prezydent Zaleski. Bruskiego wybrali mieszkańcy Bydgoszczy i reprezentuje Bydgoszcz. Prezydent Bydgoszczy nie będzie ulegał szantażowi - taki sygnał prędzej czy później dotrze do Warszawy, Brukseli a może nawet do Torunia.
Jestem torunianinem i patrzę na tę sprawę tak, jakbyśmy my byli w sytuacji, w której są obywatele Bydgoszczy, jakby to ktoś stawiał naszemu miastu jakieś warunki i ultimatum. Nie zgodzilibyśmy się na jednostronny dyktat o współpracy. Swego czasu Polska miała w konstytucji zapis o przyjaźni z ZSRR. Nie wracajmy do tych czasów.
* * *
W innym kształcie realizacji ZiT będzie oznaczała ciągłe kłótnie, awantury i wzajemną podejrzliwość między miastami, umacniać będzie wszystkie środowiska, które nie chcą partnerskiej współpracy obu miast.
Nie sądzę, aby udało się załatwić porozumienie między miastami za pomocą jednego, narzuconego odgórnie warunku, podczas jednego spotkania prezydentów miast z marszałkiem i ministrem, z pominięciem konsultacji społecznych i tego bagażu, który dźwigamy. Do takiego spotkania ma wkrótce dojść. Nie podoba mi się granie środkami europejskimi w czasie kampanii wyborczej. Za brak przyjęcia RPO czy ZiT odpowiada Zarząd Województwa a nie prezydent Bydgoszczy, warto o tym pamiętać, gdy stawia się ultimatum.
* * *
Wierzę w konieczność współpracy obu największych miast w województwie. Nie wierzę jednak, że partnerskie stosunki między nimi można narzucić. Poza tym równie ważna co współpraca będzie sprawiedliwa rywalizacja między miastami. Na konkurencji bydgosko-toruńskiej o najwyższą jakość życia najwięcej wygrają mieszkańcy obu miast, najmniej zaś wygrają politycy.
Na partnerskiej współpracy obu miast mieszkańcy też mogą skorzystać, ale będzie to możliwe dopiero wówczas, gdy zwrócimy uwagę, że w pewnym obszarach lepsza od konkurencji będzie współpraca oparta na partnerstwie i wspólnych interesach.
PS. Minister Jacek Rostowski popełnił fatalny błąd odmieniając Bydgoszcz przez przypadki tak, jak odmienia się Toruń. Ten zabawny błąd językowy był bardzo poważnym błędem politycznym.
Uchwała Rady Miasta Bydgoszczy również narzuca warunki partnerstwa dla Torunia, które przypominają konstytucyjny zapis o sojuszu z ZSRR. Niemniej jednak pomysłodawców takiego sojuszu należy szukać w Toruniu.
OdpowiedzUsuńCała sytuacja przypomina trochę pomysł Aleksandra Łukaszenki na ZBiR (Związek Białorusi i Rosji), który Putin ocenił tak: to białoruska mucha na rosyjskim kotlecie.
Poza tym, nikt mnie jeszcze nie przekonał, że wspólny ZiT z Bydgoszczą jest korzystny dla Torunia. Dlaczego? Bo tak chce Całbecki? Ale dlaczego to jest dobre dla Torunia? Całbecki uważa, że to jest dobre dla obu miast, ale niby dlaczego zakładamy, że wizja Całbeckiego jest dobra dla Torunia?
OdpowiedzUsuńWarto też pamiętać o tym, że podział środków między Bydgoszcz i Toruń ma zdecydowanie mniejsze znaczenie niż wartość dodana projektów.
OdpowiedzUsuńSala koncertowa za 300 mln zł wcale nie musi być trzy razy lepsza niż sala koncertowa za 100 mln zł. Most za 700 mln zł nie jest dwa razy lepszy niż most za 300 mln zł. Tak naprawdę jest dwa razy gorszy.
Wydaje mi się, że dwa konkurencyjne ZiT, bydgoski i toruński, będą miały tę zaletę, że pozwolą miastom konkurować na wartość projektów. W ten sposób politycy będą musieli nareszcie zacząć konkurować nie o pieniądze na projekty ale na pomysły jak je mądrze wydać.
Niestety dla Bydgoszczy, sytuacja wygląda tak, że marszałek stworzy jeden ZiT, wyśle do różnych gmin zaproszenia (w tym do Bydgoszczy i Torunia) i jeśli Bydgoszcz nie przystąpi do takiego ZiT to po prostu straci szanse pieniądze, które zostaną rozdzielone między projekty pozostałych gmin, w tym Torunia.
OdpowiedzUsuńTen scenariusz uznaję za najbardziej prawdopodobny. W dużym uproszczeniu, chodzi o to, że jeden ZiT dla BiT-u utworzy marszałek Całbecki "w obliczu realnego zagrożenia utraty RPO dla całego województwa". Jego ostatnie wypowiedzi świadczą o tym, że liczy się ze sztywnym stanowiskiem Bydgoszczy w sprawie ZiT ale ma plan B, który przewiduje powstanie ZiT bez porozumienia z Bydgoszczą.
UsuńNastępnym krokiem będzie zaproszenie do tego ZiT wszystkich gmin, które przystąpiły do bydgoskiego obszaru aglomeracyjnego. Nie wierzę, że te gminy jednomyślnie poprą bydgoskie stanowisko, raczej będą po kolei przystępować do marszałkowskiego ZiT, który będzie ZiT-em, w którym Toruń jest jedynym dużym miastem. Bydgoszcz zostanie sama, bydgoski obszar aglomeracyjny skurczy się tak bardzo, że zostanie w nim tylko Bydgoszcz, a toruński obszar aglomeracyjny obejmie wszystkie gminy wokół Bydgoszczy.
Co w tej sytuacji powinna zrobić Bydgoszcz? Moim zdaniem reprezentanci Bydgoszczy też się złamią. Napiszę jednak, co ja bym zrobił w sytuacji, w jakiej znalazł się Bruski.
Nie wstąpiłbym do ZiT marszałka Całbeckiego. Odrzuciłbym zaproszenie.
Oznaczałoby to, że ZiT dla obszaru bydgoskiego i toruńskiego realizowany jest bez Bydgoszczy. Proszę bardzo. Środki europejskie płyną do Torunia, gmin sąsiednich, do gmin sąsiadujących z Bydgoszczą, ale nie do Bydgoszczy.
W tej sytuacji władze Bydgoszczy powinny skupić się na strategii rozwoju bez tych środków europejskich, a jednocześnie składać do RPO wnioski o dofinansowanie bliźniaczo podobnych projektów do tych, jakie składają uczestnicy marszałkowskiego ZiT. Bydgoszcz powinna te małe, bliźniaczo podobne do ZiT projekty realizować za własną środki i składać wnioski o ich dofinansowanie do Urzędu Marszałkowskiego, który oczywiście odmówi. Wtedy Bydgoszcz idzie do sądu i domaga się dofinansowania tych projektów. Na 90% sąd nie uzna skargi Bydgoszczy, trzeba się z tym liczyć. Środki europejskie wydawane są z klucza politycznego i prawo krajowe i europejskie jest tak skonstruowane, żeby ten klucz polityczny w ich wydawaniu utrzymać.
Medialnie wygrywa jednak Bydgoszcz o ile oczywiście wypracuje świetną strategię rozwoju na najbliższe lata bez środków europejskich i udowodni ile można w ten sposób osiągnąć. Dzięki takiemu doświadczeniu, tzn. rywalizacji z kimś, w kogo ładowane są pieniądze, Bydgoszcz będzie miała znakomite merytoryczne przygotowanie do dalszego rozwoju, który w przyszłości może być wsparty pieniędzmi europejskimi.
Co więcej, Bydgoszcz może aplikować o pieniądze europejskie będące w dyspozycji ministerstw. Wtedy okaże się, ile warte są zapowiedzi o zablokowaniu tej możliwości tym, którzy nie uczestniczą w marszałkowskim ZiT. W ministerstwach są pieniądze na duże projekty, większe niż te w ramach RPO, choć teraz trochę natura RPO się zmienia. To w dyspozycji ministerstw leżą programy, które mają kluczowe znaczenie dla rozwoju. Ja nie wierzę w siłę napędową RPO województwa dla rozwoju tego województwa.
Dostęp do środków europejskich z ministerstw Bydgoszcz uzyska. Nikt nie będzie walczył z miastem na wszystkich frontach, nie zablokuje go całkowicie. To byłby gest polityczny wymierzony w mieszkańców, w miasto, a nie partię, środowisko, polityków, itd. Na to nikt się nie odważy w Warszawie.
W całym okresie tej zimnej wojny to Bydgoszcz będzie się umacniać. Owszem, na zewnątrz będzie pokazywana palcami, wytykana, oskarżana o robienie "kreciej roboty", czy też o prowadzenie walki politycznej. W podobny sposób rozwijała się toruńska wojna z "wrogami miasta, wrogami mostu".
Bydgoszcz tę walkę wygra. Bydgoszcz w ten sposób zyska respekt.
I jeszcze jedno: tak wygląda prawdopodobny scenariusz w którym Bydgoszcz idzie na zimą wojnę z Całbeckim. To jest realny scenariusz, na lepszy nie ma co liczyć. Nikt w Toruniu się nie ugnie, bo Toruń wierzy w swoją polityczną siłę.
UsuńAle spróbujmy pomyśleć jak wyglądałby scenariusz alternatywny: pójście na kompromis. To jest przegrana Bydgoszczy, całkowita.
Bydgoszcz musi zdawać sobie sprawę z tego, co oznacza wejście na wojenną ścieżkę. I powinna zdawać sobie sprawę, że każdy inny scenariusz to przegrana polityczna, medialna, całkowita.
Ciekawa wizja. Mam jednak nadzieję, że pani Bieńkowska przejrzy na oczy zaakceptuje dwa osobne ZITy tym bardziej, że już został ujawniony list Całbeckiego, w którym sugerował oddanie mu całości władzy nad ZITem.
UsuńSympatyzuję z Bydgoszczą również dlatego, że sposób walki o jeden wspólny ZiT jaki prowadzi marszałek Całbecki przypomina mi walkę Michała Zaleskiego z "wrogami mostu". Wtedy również pojawiały się argumenty, że "oni chcą żeby Toruń stracił dofinansowanie do budowy mostu".
OdpowiedzUsuńA dziś rzecznika prezydenta miasta Torunia, pani Aleksandra Iżycka, przeprasza Stowarzyszenie Toruń bez hałasu za to, że "oświadczyła w imieniu miasta, iż Stowarzyszenie Toruń bez hałasu działa na szkodę mieszkańców Torunia i próbuje zabrać Toruniowi dofinansowanie przyznane na budowę mostu".
No i kolejny scenariusz wart rozwagi. Toruń dostanie dodatkowe pieniądze na most. Czy duże, to się okaże. Ale ma szanse bo jesteśmy w okresie kampanii wyborczej.
OdpowiedzUsuńBruski powinien więc powiedzieć, że interesuje go kwota dwukrotnie większa niż ta jaką otrzyma Toruń i powinna ona być dodatkowym dofinansowaniem już zrealizowanych w Bydgoszczy projektów i nie powinna być niższa niż 100 mln zł.
W tej sytuacji każdy na miejscu prezydenta Bydgoszczy zgodziłby się na wspólny ZiT, nawet z Częstochową. Jak to sobie Bieńkowska zaksięguje, to jej zmartwienie.
W każdym razie gra o dodatkowe pieniądze na most w Toruniu nadal się toczy i będzie się toczyć w kampanii wyborczej. Dodatkowe pieniądze na toruński most zwiększą dysproporcje między uzyskanym dofinansowaniem przez Toruń i Bydgoszcz w unijnym budżecie do 2013 roku.
(Tak nawiasem mówiąc, powtórzę to, co już pisałem: dysproporcje między finansowaniem Bydgoszczy i Torunia ze środków europejskich i wszystkie problemy jakie z tego wynikają obecnie mają swoje źródło w zmianie lokalizacji mostu w Toruniu. Ta bezsensowna zmiana wiele nas kosztowała i będzie jeszcze kosztować, (co zresztą widać już dziś na starym moście). Całbecki mocno się do tej toruńskiej bzdury dołożył przysparzając sobie przy okazji wiele niepotrzebnych problemów).