Most na Waryńskiego

Most na Waryńskiego
Lata 70. Rys. inż. A. Milkowski. Sensowna lokalizacja trasy mostowej (zmieniona przez Zaleskiego)

środa, 7 grudnia 2016

Pinior J


W sprawie Piniora, intryguje mnie temat pożyczki. Nie kupuję tych wyjaśnień.

Prokurator błędnie interpretuje koleżeńską pożyczkę udzieloną senatorowi jako korzyść majątkową - mówi obrońca Piniora - mec. Jacek Dubois.




Pełnomocniczka wrocławskiego polityka mec. Małgorzata Gruszecka mówi "Wyborczej": - Sąd stwierdził bardzo wyraźnie, że przedstawione przez prokuraturę materiały nie uprawdopodobniły popełnienia przez Józefa Piniora jakiegokolwiek przestępstwa. Ustawa o senacie uprawnia senatorów do podejmowania przeróżnych interwencji, są to więc czynności prawnie legalne. I te interwencje rzeczywiście były podejmowane. Ale nigdy nie były uzależniane od przekazywania jakichkolwiek korzyści. 

Jak to się dzieje? Facet, który podobno nie wie ile kosztuje kawa pożycza od kolegi biznesmena pieniądze. Jako senator podejmuje "jakieś czynności prawnie legalne" na rzecz tego kolegi. Przypadkiem pożycza akurat od tego kolegi, na rzecz którego podejmuje interwencje. Dziś czuje się jak swój imiennik z procesu Kafki, nie rozumie co jest grane, z czego ma się tłumaczyć.

Po pierwsze, dlaczego facet nie może pójść do banku? Każdy bank wypłaciłby mu 45 tys zł pożyczki, o ile nie przyznał mu już wcześniej takiego limitu na karcie płatniczej.

Z drugiej strony, jak można być przez wiele lat eurodeputowym i nie mieć takiej kasy na koncie w jakiejś lokacie? \

W ostateczności można wziąć pożyczkę hipoteczną.To zajmie trochę więcej czasu, ale jest chyba mniej krępujące niż dzwonienie po kolegach. Wątpię, czy facet kupił mieszkanie na kredyt obciążony hipoteką i nie może z tej opcji skorzystać.


* * *

Nie moja sprawa, ale traktowanie "kolegi biznesmena" jak bank z linią kredytową, nie bardzo odpowiada mojej definicji przyjaźni. "- Stary, pożycz mi 26 tys zł". Nie ma sprawy - mówi kolega. Za parę tygodni dzwonię i mówię: "Wiesz, potrzebuje jeszcze 20 tys zł". Żaden problem - mówi kolega biznesmen.

Akurat ten sam kolega, a zarazem bankier dla byłych eurodeputowanych i być może innych polityków, przy okazji wskazuje na swoje problemy, którym może mogłyby pomóc jakieś interwencje prawnie legalne. Albo na odwrót, tzn. po prawnie legalnych interwencjach senator zjawia się u kolegi przyjaciela i mówi, że pilnie potrzebuje kilkudziesięciu tysięcy, bo zapomniał ile kosztuje kawa.

W jaki sposób szuka pożyczki polityk? Dzwoni do banków? Nie. Dzwoni do kolegów biznesmenów. I niech nikt się w tym niczego nie doszukuje! To normalna praktyka - tłumaczą mecenasi i najwyraźniej przychyla się do tego sąd.

W takich okolicznościach warto mieć przy sobie "kumpla z podziemia", tzn. gościa, który kompulsywnie potrzebuje adrenaliny. Rzecz jasna, wszyscy wiedzą o jego skłonnościach, także senator, ale lojalność i koleżeństwo są ważniejsze nawet od reputacji, którą co rusz wystawia na szwank asystent hazardzista.

* * *

W tym wszystkim brakuje mi tylko motywu. Jak pogodzić szlachetność której senatorowi nie odmawiam w działalności politycznej z kasą od kolegi biznesmena?

Jeśli środki z pożyczek szły na kampanię wyborczą, na te wszystkie plakaty i banery, które z konieczności trzeba mieć startując w wyborach, to beneficjentem kredytu biznesmena nie jest senator, ale jego wyborcy, których godnie reprezentuje.

Nie piszę tego z sarkazmem. Drobna interwencja w słusznym, jak sądzę, interesie biznesmena, z jednej strony. Z drugiej pieniądze, które pozwolą dalej dobrze służyć krajowi. Cóż w tym złego? W wielu krajach to legalne.

 Świat nie jest czarno biały. Partia dała miejsce na liście, ale nie dała wystarczających funduszy, aby prowadzić kampanię. Rywale w kampanii albo są biznesmenami i mają dużo więcej kasy, albo mają lepsze dojście do partyjnych pieniędzy, albo podobnych sponsorów i pozyczkodawców. Kto więc będzie reprezentował "zwykłego człowieka", a nie biznes, kościół, czy jakieś lobby?

Nigdy nie rozumiałem dlaczego ludzie startujący w wyborach wydają z własnej kieszeni po po 100 tys. zł na kampanię, na jakieś pierdoły typu billboard, plakat, grupa "wolontariuszy" atakujących na mieście, itd. Jaki to ma sens? Szukanie wolnego płota, rozmyslanie nad głupim hasłem wyborczym, pozowanie do zdjęć, rozmieszczenie swojej podobizny wsród innych twarzy krzyczących: wybierzcie mnie! Miss Mokrego Podkoszulka. Królowa lata w plebiscycie czytelników Faktu. 

Limity w kampanii są fikcją, wystarczy spojrzeć na miasto podczas głupich wyborów samorządowych, których sensu nie rozumiem, bo ginie w otchłani śmieci walających się po chodniku i oblepiających latarnie. 

Czasem wydaje mi się, że politycy nie wydają swojej kasy. To, co zarobili na swoich stanowiskach, trzymają w banku czy nieruchomościach. Na kampanię wyborczą pieniądze zbiera się dużo wcześniej. Na kampanię idą pieniądze "z projektów"


* * *

A wracając do sprawy senatora Piniora, wydaje mi się, że jeśli sądy będą uznawały, że nie ma związku między pożyczką, a interwencją "prawnie legalną" na rzecz pożyczkodawcy, to korupcja będzie martwym słowem. Nie zgadzam się z tym.

Ogromnie cenię senatora za jego postępowanie w sprawie więzień CIA. To świetny senator, znakomity polityk, człowiek służący obywatelom. Widzę w nim ofiarę tego fenomenu, jakim jest polityka, a który polega na sztuce kompromisu.

Jednocześnie oczekuję, od policji by aresztowała każdego polityka, który przyjął gotówkowo, bez przelewu, pożyczkę od kolegi biznesmena, a jednocześnie podjął się lub zobowiązał do podjęcia w jego sprawie prawnie legalnych interwencji, a także aby sądy uznawały takie pożyczki za korzyści majątkowe bez względu na ich papierowe rozliczenie. 

Nie po to senator dostaje duże wynagrodzenie, by brać pożyczki na kampanię wyborczą. Nie po to są limity na kampanię, by szukać kompromisów biorąc pożyczki od przyjaciół biznesmenów.

Wszystko, co tu piszę jest nieco przedwczesne. Faktów w tej sprawie jest mało. Rozstrzygnięcie należy do sądu. Taśmy powinny zostać opublikowane. Istotne okoliczności powinny być znane opinii publicznej bo mamy do czynienia z osobą publiczną.

 Moje wypowiedzi to wyłącznie domniemania i próby zrozumienia, jak to się stało, że człowiek któremu kraj wiele zawdzięcza, niewątpliwie szlachetny, jest oskarżony o korupcję.




2 komentarze:

  1. Ten zegarek za 20 tys zł? To od mamy rencistki. Cała rodzina sie zarzuciła.

    Te 46 tys zł? To pożyczka od kolegi biznesmena.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przynajmniej stawki są znane. Dziwnie zbiegają się do kwoty potrzebnej na kampanię wyborczą. Takie 50-85% dofinansowanie.

    OdpowiedzUsuń