Most na Waryńskiego

Most na Waryńskiego
Lata 70. Rys. inż. A. Milkowski. Sensowna lokalizacja trasy mostowej (zmieniona przez Zaleskiego)

czwartek, 28 kwietnia 2016

Targowica


Od nas samych zależy poprawa rządu. Od obyczajów naszych.



"Nowa targowica się pojawiła" - mówił arcybiskup Michalik
trafiając na znakomitą ripostę Pawła Wrońskiego z GW.

W jaki sposób mówić i pisać o Polsce by nie uchodzić za zdrajcę 
a także bezpodstawnie nie oskarżać innych o zdradę ojczyzny?

Znalazłem historyczną postać, której postawa
staje się dla mnie polityczną inspiracją.






Do tematu tego wpisu natchnęły mnie komentarze pod artykułami na gazeta.pl. Kto, za ile i w czyim interesie je pisze? Nie zaglądam zbyt często na inne portale, ale "głupi, jak wpis na onecie" coraz bardziej pasuje do Gazety.

Wydawcy treści internetowych już dawno zrozumieli, że komentarze trzeba moderować, aby budować rynkową wartość swoich zasobów poprzez profilowanie (google, facebook). Tymczasem Gazeta moderuje komentarze raczej w kierunku obniżenia wartości rynkowej portalu. Zamiast cieszyć się z darmowych wpisów o wartości przyciągającej czytelników i odpowiednio je eksponować, GW straszy w tym miejscu propagandą będącą prostą translacją języka dzisiejszej telewizji publicznej na język internetu.

Z kolei artykuły zespołu redakcyjnego Gazety, zwłaszcza ekonomiczne, wyraźnie wychodzą naprzeciw oczekiwaniom komentujących, których poziom odpowiada frustracji lokalnego działacza koalicji PO-PSL (zamiast trzaskać 5 tys. zł brutto za wychwalanie od czasu do czasu szefa na fejsbuku dziś rozliczany jest pewnie z ładowania co kwadrans komentarzy na jakimś portalu Wyborczej - za połowę poprzedniego wynagrodzenia na umowie na czas określony).

* * *

Bijąc się z natrętnymi i niekonstruktywnymi myślami zrozumiałem, że nie chcę uczestniczyć w dialogu w przestrzeni, której środek ciężkości wyznacza spór o to, kto jest zdrajcą, kto ma większe prawa do "obrony demokracji" w Polsce. Spór PiS kontra PO czy rząd kontra KOD są toksyczne dla naszego państwa.

Obie strony konfliktu, który rozsadza Polskę, są po stronie "obrońców demokracji". Ci gorszego sortu, ci którzy stoją tam, gdzie stało ZOMO twierdzą, że "demokracja w Polsce jest zagrożona przez atak na niezawisłość Trybunału Konstytucyjnego". Drudzy zaś, nie przebierając w inwektywach wierzą, że "przywracają Polakom demokrację", bo zawłaszczyły ją elity działające w interesie swoim, zamiast w interesie narodu.

Obie strony mają rację. Nie wypływa z tego niestety nic dobrego; wbrew pozorom to bardzo niekorzystna prognoza dla kraju. A jaka jest prawda? Myślę, że jest po środku. Elity zawiodły, ale rewolucja to nie zmiana na górze, tzw. "dobra zmiana". Ona nie przywróci zgody wokół demokratycznego porządku, który będzie rozwijał struktury państwa, zwiększał ich skuteczność i siłę oddziaływania na kształt stosunków społecznych i gospodarczych.

Jest tylko jedno rozwiązanie, które umocni polską państwowość. Tym rozwiązaniem jest pojednanie i konsensus. Zażegnanie sporu o to, kto rządzi - "my czy oni" - a skoncentrowanie go na tym, jak to rządzenie wygląda, jak urządzić stosunki społeczne i gospodarcze w kraju, jak dzielić produkty naszej wspólnej pracy.

* * *
1.

Wyniki ostatnich wyborów powinny zostać uznane i zaakceptowane. Opinia publiczna i opozycja nie powinny odbierać PiS-owi prawa do rządzenia przez całą kadencję. Ten rząd zasługuje, tak samo jak poprzedni, na obiektywną ocenę, której zabrakło w stosunku do poprzedniej kadencji i jeszcze bardziej brakuje dziś.

Wydaje mi się, że należy obronić tyle konstytucji, ile się da.

Jest to podejście pragmatyczne zbudowane na dotychczasowych obserwacjach - nie wierzę, że ostentacyjne protesty, marsze, agitacja na świecie i mobilizacja protestujących w kraju w obronie demokracji mogą tę naszą młodą demokrację utrwalić. One ją rozwalają.

Widzę niszczycielską dla państwa siłę rosnących podziałów społecznych w które przerodził się polityczny konflikt na linii partyjnej. Prowadzi ona do podważania wiarygodności Polski na świecie a jednocześnie daje łatwy pretekst obecnemu rządowi do dalszej instytucjonalnej reorganizacji niezgodnej z duchem demokracji i konstytucji.

Nie chciałbym, aby bezkompromisowa obrona reduty trybunały konstytucyjnego przerodziła się w politykę społecznego nieposłuszeństwa.

Trybunał jest dla mnie elementem politycznego konsensusu tak samo jak konstytucja, której bronią jego sędziowie. Wychodzę z założenia, że sędziowie trybunału wiedzą lepiej, gdzie jest granica między tchórzliwym poddaniem a bohaterską obroną, a jednak ciągle niepokoję się, by obrona trybunału nie zakończyła się tak, jak obrona Masady. To było i jest bez sensu.

* * *
2.

Nie rozumiem czemu służy eskalacja konfliktu politycznego wewnątrz kraju poprzez przenoszenie go na forum europejskie i międzynarodowe. Takie kroki szalenie negatywnie i destabilizująco wpływają na bezpieczeństwo Polski i wiarygodność jej polityki zagranicznej.

Zwycięstwo partii opozycyjnej w demokratycznych wyborach, nawet gdy integruje ona najbardziej znienawidzone środowiska, nie powinno prowadzić do osłabienia pozycji państwa w jego relacjach międzynarodowych.

Nie odbieram politykom opozycji prawa do krytykowania rządu. Nie mieści mi się jednak w głowie to, że polscy eurodeputowani w Brukseli, otrzymujący bajeczne pieniądze za reprezentowanie polskiej racji stanu, na forum europejskim zamiast budować silną pozycję kraju - bez względu na to, jaka większość aktualnie rządzi - podejmują działania mające na celu podważanie wiarygodności Polski w Europie.

Europosłowie są polskimi ambasadorami w Unii. Wypełniając swoją misję, ambasador zawsze stara się umocnić wiarygodność kraju - nawet wówczas, a może zwłaszcza wówczas, gdy w polityce wewnętrznej mają miejsce niepokojące zjawiska. Ambasador musi starać się wytłumaczyć politykę swego państwa, nawet gdy się z nią nie zgadza. Dobry dyplomata - nawet gdy nie może już patrzeć na to, co wyczynia rząd jego kraju, nawet nie wierząc we własne słowa - będzie dążył by zapewnić zagranicę o szybkiej normalizacji sytuacji w kraju.

Czy naprawdę tak trudno zauważyć, że działania na forum europejskim bardziej osłabiają Polskę niż rządzącą krajem partię? W jakim stopniu mają one służyć Polsce, a w jakim politykom poprzedniej koalicji?

Mogę zrozumieć intencje polityków, ale ich efektu absolutnie nie akceptuję. Te działania w znikomym stopniu poprawiają sondaże Platformy a mocno konfliktują Polskę z instytucjami Unii. Szkodzą Polsce.


* * *
3.

Podobnie oceniam intencje listu byłych prezydentów RP, Wałęsy, Kwaśniewskiego i Komorowskiego, byłych ministrów spraw zagranicznych (Olechowski, Sikorski, Cimoszewicz) i innych. Mam szacunek zwłaszcza do tych "innych", którzy ów list podpisali: Frasyniuka, Bugaja, Bogdana Lisa i Jerzego Stępnia. Zastanawiam się zarazem, co będzie skutkiem tego apelu? 

Czy osłabi on poparcie społeczne PiS? Minimalnie. Czy wywoła niepożądane skutki ekonomiczne  i polityczne dla Polski? Z pewnością.

Być może posuwam się za daleko, ale to jest tylko blog na którym snuje refleksje, a nie miejsce, na którym wyrażam polityczne deklaracje. Otóż mam wrażenie, że ów list nie jest w stanie osiągnąć nic dobrego. Nie wywoła pozytywnej zmiany w kraju, osłabi autorytet byłych prezydentów, jeszcze bardziej zmarginalizuje rolę jaką mogliby pełnić w polityce bo zakończeniu służby, popsuje opinie o Polsce na świecie. Nade wszystko, nie jest to list który mógłby wspierać budowę zgody narodowej i konsensusu.

Ten list angażuje się po jednej stronie politycznego sporu. Byli prezydenci zabierają głos wspólnie z ministrami, choć ranga tych urzędów jest nieporównywalna, a także osobami, które identyfikowane są jednoznacznie z porządkiem, przeciw któremu występuje obecna władza. Mam ogromną trudność w zrozumieniu jaki jest cel tego wystąpienia i jego oczekiwane skutki. Jeśli to miał być cios zadany PiS-owi to mam wrażenie, że nie tyle chybił celu co po prostu był z satysfakcją i zadowoleniem przyjęty jako ofiara na ołtarzu nowej ewangelii polskiej transformacji.

W najlepszym razie list ten może być odebrany jako błąd wynikający z politycznej naiwności piszących, w najgorszym jako lekkomyślne i instrumentalne podejście do prezydentury, która powinna zawsze próbować tworzyć zgodę narodową a nie wzmacniać podziały wewnętrzne.

* * *
4.

Nie akceptuję również sytuacji, gdy publicyści ekonomiczni Gazety Wyborczej starają się podważyć kondycję polskiej gospodarki i budżetu państwa. "Polski złoty znów jest najsłabszy na świecie" - pisze publicysta GW pytając czy "znów obniżą nam rating". A jak obniżą to co? 

Kondycja budżetu? Fatalna, zdaniem tego publicysty, bo w marcu dochody spadły a wydatki są najwyższe w historii. W ten sposób interpretowany jest komunikat MF (w pierwszym kwartalne dochody ze wszystkich podatków były wyższe niż rok temu: z VAT o 6.6%, z akcyzy o 4.5%, z PIT o 8.2%, z CIT o 0.2%). 

Biorąc pod uwagę utrzymującą się presję deflacyjną takie wyniki budżetu są rewelacyjne i bardzo optymistyczne. Wzrost wydatków jest niepokojący, ale przecież to poprzednia koalicja wypchnęła je na najwyższy w historii poziom, z 250 mld na 320 mld zł, bez uwzględnienia przenoszenia wpływów z OFE do ZUS pomniejszających dotację do funduszu.

Publicysta ekonomiczny przedstawia dobre wyniki budżetu jako złe. Jego interpretacja zmian kursu eurpln jest niedojrzała i merytorycznie słaba. Pomija jeden z najistotniejszych czynników, które determinują bieżące zmiany kursowe.

Mam wrażenie, że im gorszy rating Polski i wyższe koszty finansowania długu, tym lepiej. Wskaźniki makroekonomiczne mogą się tylko pogarszać, a wiarygodność polityki gospodarczej rządu wyłącznie słabnąć. Siłą dobrej publicystyki jest polemika natomiast jej słabością jej propagandowe utrwalanie tezy. Niepokoi mnie to tym bardziej, im bardziej formułowana teza jest szkodliwa dla gospodarki.

* * * 
5%

Pewien mądry facet zapytał mnie niedawno, co z tymi 10%. Dyskutowaliśmy o stosunkach społecznych i miał na myśli te 10% najbogatszych. Może był osobiście zainteresowany akurat tą częścią rozkładu, mnie z kolei zawsze bardziej interesował środek, obszar wokół mediany. 

Skrajna bieda (dolne 5%) nie jest dziś bowiem w Polsce efektem złej organizacji państwa, braku szans i możliwości. Wśród ludzi do 50-tki skrajna bieda jest dziś w Polsce częściej wynikiem własnego wyboru lub wielopokoleniowych obciążeń rodzinnych.

Jednocześnie poziom życia 25% Polaków o najniższych dochodach daleko bardziej odbiega od poziomu tej samej części europejskiego społeczeństwa. Są to ludzie żyjący za najniższą krajową, nie mający zdolności kredytowej, a mimo to zadłużeni w instytucjach parabankowych legalnie stosujących lichwę, bez szans na własne mieszkanie, bez możliwości zapewnienia swoim dzieciom dostępu do kultury czy rozrywki, pracujący dorywczo na umowach krótkoterminowych, którzy łatwo padają ofiarami wyzysku. Duża część tej grupy to osoby starsze, emeryci ZUS i KRUS.

Produktywność tej dość zróżnicowanej grupy społecznej jest niewielka. Chcąc więc podnieść jej dochody trzeba skupić się na tworzeniu miejsc pracy, które pozwolą im podnosić swoje kwalifikacje zawodowe. Polskie instytucje rynku pracy raczej sobie z tym nie radzą - zamiast wspierać zatrudnienie w produktywnych sektorach, tworzą bezproduktywne miejsca pracy: roboty publiczne, staże w urzędach lub staże "w ramach projektów ze środków europejskich".

* * *

Wspominam o tym ponieważ wydaje mi się, że o ile wśród dolnych 5% najbiedniejszych przeważają ludzie, którzy sami sobie to miejsce wybrali, o tyle wśród górnych 5% najbogatszych niewielu jest tych, którzy rozumieją dlaczego się w tym miejscu znaleźli. Nie znam wielu takich ludzi, ale mam wrażenie, że w tym gronie dominuje przeświadczenie, że tak po prostu musi być (choć zdarzają się ludzie na tyle ciekawi by powiedzieć, że zadecydował przypadek).

Mój stosunek do górnego 10% jest raczej niechętny także z tego powodu, że trudno wyobrazić sobie absorbującą rozmowę z kimś, kogo nie dotyczy 90% problemów codzienności, np. irytujące szefostwo czy permanentny brak kasy by sobie coś fajnego kupić. Wydaje mi się, że powyżej 95 percentyla patriotyzm przestaje mieć wymiar praktyczny a zaczyna być kwiatkiem do kożucha: państwo można sobie dość swobodnie wybrać, biorąc pod uwagę względy klimatyczne i podatkowe.

Równie niewiele tematów do wspólnej rozmowy znajduję z ludźmi poniżej 5 percentyla, aczkolwiek "nie mieć nic" ma urok filozoficznej wolności "od", natomiast "mieć wszystko" to z kolei wolność w której wyrażają się bardzo różne aspiracje. Produktywność górnego 5% jest mitologizowany w podobny sposób jak jej brak wśród reprezentantów dolnych 5%.  

* * *
Targowica

Zawiązana 224 lata temu w Sankt Petersburgu konfederacja targowicka była spiskiem magnaterii i hierarchii duchowieństwa przeciwko pisanej w duchu Oświecenia, reformatorskiej Konstytucji 3 Maja.

Obrady Sejmu Czteroletniego zakończyły się zwycięstwem frakcji postępowej skupionej wokół króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Konstytucja zrównała prawa mieszczan i szlachty, dawała chłopom większą ochronę przed wolą "panów", dla których byli niewolnikami, wzmacniała władzę króla ograniczając zarazem wpływy magnackich elit.

Konfederacja targowicka skupiająca siły reakcji dążącej do utrzymania status quo i przywilejów dała pretekst do interwencji rosyjskiej, która zakończyła się kapitulacją króla i II rozbiorem Polski.

Nie jestem historykiem by próbować przenieść XVIII wieczne zamieszanie wokół konstytucji na grunt dzisiejszej polityki. Jestem na tyle publicystą, by rozumieć, że nie znajdę prostej paraleli, a mimo tego odczuwać potrzebę jej szukania w postawach indywidualnych.

* * *
Kościuszko

"Dzięki wsparciu Czartoryskich" ukończył królewską Szkołę Rycerską, której był wyróżniającym się słuchaczem. Jego młodzieńcze poglądy ukształtował pobyt w przedrewolucyjnym Paryżu, dokąd trafił ("dzięki wsparciu Czartoryskich") w latach 70-tych. Jako 30-latek wyjechał do Ameryki, gdzie wziął udział w wojnie o niepodległość rozpoczętej Deklaracją z 1776 roku. Dał się tam poznać przede wszystkim jako wybitny specjalista od fortyfikacji, które odegrały istotną rolę w ważnych  bitwach. Powierzono mu budowę twierdzy West Point, która dziś jest siedzibą prestiżowej uczelni wojskowej.

Kościuszko wrócił ze Stanów do Polski w 1785 roku, dwa lata przed podpisaniem pierwszej na świecie amerykańskiej konstytucji wcielającej w życie ideały Oświecenia i na trzy lata przed rozpoczęciem prac przez Sejm Czteroletni. 

Wziął udział w wojnie polsko-rosyjskiej zapoczątkowanej konfederacją targowicką po uchwaleniu przez sejm konstytucji. Za zasługi w bitwie pod Zieleńcami otrzymał ustanowiony wówczas order Virtuti Militari, który dziś jest najstarszym na świecie odznaczeniem wojskowym.

Po II rozbiorze Polski udał się na emigrację, gdzie opracowywał koncepcję kontynuacji walki. Stanął na czele insurekcji, której fiasko doprowadziło do ostatecznego rozbioru Polski.

Nigdy się nie ożenił i nie dorobił majątku. Sława zdobyta na świecie pozwoliła mu cieszyć się dużym powodzeniem wśród kobiet, ale sytuacja materialna stanowiła przeszkodę dla małżeństwa. 

Wojskowe pobory i majątek jaki zdobył w Ameryce przeznaczył na wykupienie wolności niewolników. Podczas insurekcji kościuszkowskiej zachęcał chłopów, którzy za sprawą pańszczyzny znajdowali się w równie niewolniczym położeniu do wsparcia powstania wydając min. uniwersał połaniecki.

Tadeusz Kościuszki był osobą, której postawa i poglądy są dla mnie wielką inspiracją.

* * *

Dla jednych okrągły stół i "magdalenka" będą konfederacją targowicką, dla drugich porozumienia z 1989 roku bardziej przypominają przyspieszone obrady sejmu czteroletniego zakończone przełomową "konstytucją" dzięki której transformacja ustrojowa, gospodarcza i polityczna były możliwe. 

W 1989 roku nie musieliśmy się martwić o to, czy wojska rosyjskie wejdą do Polski bo one już tu były. Martwiliśmy się o to, czy wyjdą na ulice, a udało nam się doprowadzić do tego, że opuściły kraj. Jeśli to była "zdrada" to w czym dziś chcemy widzieć patriotyzm? W tym, że Rosjanie dostarczą nam wrak samolotu na swoich ciężarówkach z konwojem humanitarnym?

Nie dociekam kto i w jaki sposób doprowadził do tego, że polscy politycy pozwolili się "nielegalnie podsłuchać". Treść tych rozmów mówi sama za siebie. Nie interesuje mnie, że były to rozmowy prywatne, kuluarowe. Znajduję wręcz dziką satysfakcję w tym, że podsłuchy organizowali kelnerzy. Te pogawędki podczas "obiadów czwartkowych" ujawniły stosunek rzekomo liberalnej klasy politycznej do kraju i obywateli. Za najbardziej niepokojące uznaje rozmowy bliskich współpracowników ówczesnego premiera (obecnie Przewodniczącego Unii Europejskiej) z najbogatszym Polakiem, który wrócił na salony mimo wcześniejszych kontaktów z przedstawicielami rosyjskiego aparatu biznesowo-szpiegowskiego. 

Rozwalanie państwa nie zaczęło się w listopadzie, po wygranych przez PiS wybory. Rozwalamy nasz kraj od dłuższego czasu. Od ponad dekady trwa spór Platforma-PiS. Przez tę dekadę Platforma pokazała, że nie umie rządzić w interesie kraju, tylko w interesie własnym, zaś PiS nieustannie grzebie pod fundamentami na których kraj się opiera.

Konstytucja 3 maja nie byłaby możliwa gdyby nie porozumienie w Sejmie Czteroletnim. Jeśli przestaniemy szukać porozumienia, nasz kraj się rozleci.





1 komentarz:

  1. http://wyborcza.pl/magazyn/1,151488,19998810,w-intencji-andrzeja-dudy-i-beaty-szydlo.html

    Absolwent UW, doktorant. Czemu ma służyć to opluwanie? Subtelne, powściągliwe, gruntownie przemyślane, logiczne i spójne lżenie.

    OdpowiedzUsuń