Most na Waryńskiego

Most na Waryńskiego
Lata 70. Rys. inż. A. Milkowski. Sensowna lokalizacja trasy mostowej (zmieniona przez Zaleskiego)

sobota, 23 lutego 2013

Gulczas, a jak myślisz?

Miasto, w którym PiS jest najbardziej odpowiedzialnym środowiskiem politycznym siłą rzeczy musi balansować na krawędzi paranoi. Miejska PO przekroczyła granice zdrowego rozsądku w polityce.

Czwartkowa decyzja radnych o przystąpieniu do realizacji projektu budowy sali koncertowej na Jordankach bez względu na dofinansowanie inwestycji ze środków europejskich pokazuje, że nasze samorządowe pieniądze leżą w rękach nieodpowiedzialnych i nieudolnych politycznych graczy a na merytoryczną dyskusję w przestrzeni publicznej nie ma miejsca.

Spójrzmy na okoliczności decyzji o rozpoczęciu realizacji inwestycji na Jordankach za około 300 mln zł. Niewielkie w wartości projektu dofinansowanie unijne jest mocno wątpliwe i najwcześniej pojawi się za rok. Jednocześnie daleki od ukończenia jest najważniejszy toruński projekt - budowa mostu na ul. Wschodniej. Prezydent i radni zachowują się tak, jakby nad mostem nie wisiało już żadne fatum i Toruń żadnego ryzyka związanego z tą inwestycją nie ponosi. Wcale nie mam na myśli ryzyka sukcesu moich działań tylko okoliczności, które trzeba brać pod uwagę.

Strabag buduje most stosując nietypową technologię. Przęsła mostu zostały poskładane na placu budowy na brzegu Wisły. Specjalne holenderskie barki mają tę konstrukcję podnieść, wypłynąć na rzekę i umieścić na wybudowanych podporach. Nikt na świecie jeszcze nie stosował tej metody dla tak dużych konstrukcji, a wymaga ona specjalnych warunków: odpowiedniego poziomu wody na Wiśle, niezbyt dużego wiatru, odpowiedniej temperatury. "Nowości" piszą, że operacja została zaplanowana na marzec.



Działania ABW doprowadziły do postawienia przez prokuraturę zarzutów byłemu szefowi Strabagu, Pawłowi Antonikowi za ustawianie kilku dużych przetargów. Firma może więc spodziewać się, że UOKiK będzie chciał naliczyć jej wielomilionowe kary za nielegalne praktyki ograniczające konkurencję. W księgach firmy nie ma dużo miejsca na rezerwy na takie kary finansowe - jeśli się pojawią, mogą ją więc wywrócić.

Należy brać więc pod uwagę to, że Strabag może dążyć do zabezpieczenia środków po stronie przychodów na pokrycie ewentualnych kar finansowych UOKiK. W skrajnym przypadku kary mogą być tak wysokie, że Strabag zostanie przyparty do ściany groźbą bankructwa jeśli nie znajdzie dodatkowych zysków z realizowanych kontraktów, a największym dziś jest ten toruński na Wschodniej.

Teoretycznie Strabag stoi na wygranej pozycji składając Toruniowi jakiekolwiek, nawet najbardziej niedorzeczne żądania finansowe. Jeśli nie zapłacimy, to Strabag zejdzie z placu budowy a my będziemy desperacko szukać wykonawcy inwestycji mostowej, czyli firmy zdolnej do transportu łuków po Wiśle na podpory w technologii, którą odważył się zastosować jedynie Strabag. 

Zgadza się, na rynku zawsze znajdziemy firmę zdolną do podjęcia ryzyka, ale cena jaką ona zaproponuje w przetargu będzie obejmowała właśnie te wszystkie ryzyka związane z zastosowaniem technologii, która już nam została narzucona przez Strabag. Przęsła czekają scalone na placu budowy. Nawet jeśli można je rozłożyć i budować most metodą tradycyjną, czyli łączenia ich nad rzeką, koszty tych działań znów podniosą wartość inwestycji.

Konkludując, Strabag ma nas w garści. Innowacyjność metody Strabagu, którą chwali się MZD i prezydent Zaleski polega na tym właśnie, że Strabag może dziś śmiało składać dodatkowe roszczenia finansowe a my je musimy zaakceptować, żeby nie stracić 327 mln zł dofinansowania. Strabag wie bowiem, że my nie możemy przekroczyć zaktualizowanego terminu zakończenia inwestycji (koniec listopada 2013), bo przesunięcia terminu można za zgodą Komisji Europejskiej dokonać tylko raz i my już z tej możliwości skorzystaliśmy. 

Zejście Strabagu z placu budowy mostu w Toruniu oznacza, że stracimy 327 mln zł, będziemy musieli zwrócić wykorzystane pieniądze europejskie i dokończyć inwestycję z własnych środków, a każdy inny wykonawca kontraktu mostowego dokończy inwestycję w późniejszym terminie za jeszcze większą kwotę. 

Strabag to doskonale rozumie. Strabag musi liczyć się z karami finansowymi, których nie przewidywał w swoich księgach. Strabag wie, że Toruń ma pieniądze, bo właśnie przystępuje do realizacji projektu sali koncertowej na Jordankach za około 300 mln zł, planuje dokończenie hali na Bema, która łącznie będzie nas kosztowała około 200 mln zł a radny PO i zarazem dyrektor w Urzędzie Marszałkowskim Łukasz Walkusz uznaje kwotę ponad 80 mln zł za niewielką.

Zastanawia mnie, co radny i dyrektor Walkusz chciał osiągnąć swoją wypowiedzią. Może chciał ostatecznie dać wszystkim do zrozumienia, że Toruń nie potrzebuje większego dofinansowania na most na Wschodniej, bo lekką ręką jest w stanie sięgnąć do kieszeni podatników po dodatkowe 80 mln zł. Podobnego zdania są chyba również prezydent Michał Zaleski (Czas Gospodarzy) i przewodniczący Rady Miasta Marian Frąckiewicz (SLD), którzy na debacie o inwestycjach zapewniali, że Toruń ma jeszcze 2 miliardy złotych na inwestycje w najbliższych latach. Skoro mamy aż tyle pieniędzy, to czemu toczymy boje o jakieś dodatkowe 100-200 mln zł na most? Może są inni, bardziej potrzebujący wsparcia finansowego niż bogaty Toruń.

* * *
Zarówno na blogu jak i na toruńskim forum Gazety Wyborczej zawsze starałem się dyskutować merytorycznie o inwestycjach, a toruński pejzaż polityczny był do tych wypowiedzi uzupełnieniem. Tło polityczne przesądza o wyborze inwestycji, ale ich sukces zależny jest wyłącznie od kompetentnego, merytorycznego przygotowania projektów poziomu dyskusji o tym, jak osiągnąć najlepszy efekt. Dlatego cenię każdą mądrą wypowiedź polityka, która wykracza poza truizmy. Taki syntetyczny komentarz do inwestycji na Jordankach przedstawił nie kto inny tylko prof. Grzegorz Górski, szef klubu PiS:

Szacujemy, że samo utrzymanie sali będzie kosztowało od 8 do 10 mln zł rocznie. Nie zarobimy na niej - mówił Grzegorz Górski z PiS. - Każda impreza kulturalna organizowana w tym miejscu będzie widziała głównego sponsora w urzędzie miasta. Nasze obciążenia finansowe związane z budową mostu, wzniesieniem i utrzymaniem hali sportowej i sali koncertowej to łącznie 130 mln zł rocznie. Warto zejść na ziemię. Po analizach doszliśmy do wniosku, że nie możemy popierać tak skrajnie ryzykownych przedsięwzięć. Wstrzymujemy się od głosu.

To są proste i oczywiste wnioski. Na forum miejskiej rady padły odpowiedzialne słowa. Powiedział je człowiek reprezentujący środowisko od którego ideologicznie dzieli mnie kilka lat świetlnych. Oklaskuję na blogu tę wypowiedź głośnymi brawami by zagłuszyć wypowiedź radnego Łukasza Walkusza z PO, partii na którą głosowałem w ostatnich wyborach samorządowych zachęcając swoich przyjaciół do jej poparcia. Jeśli PO przegra kolejne wybory - z PiS albo Czasem Gospodarzy - to wyłącznie na własne życzenie. Dziś oczekiwałbym raczej tego, że PO po prostu zwolni na toruńskiej scenie politycznej miejsce, które sobie uzurpuje a głosy ludzi odpowiedzialnych zyskają godną reprezentację polityków, którzy rozumieją znaczenie słowa odpowiedzialność.

* * *

Koalicjanci prezydenta z PiS wstrzymali się od poparcia Jordanek. Prezydencką uchwałę o przystąpieniu do realizacji projektu sali koncertowej bez względu na dofinansowanie poparła jednak część opozycji z Platformy Obywatelskiej, oprócz wspomnianego Łukasza Walkusza także Bartłomiej Jóźwiak, Michał Rzymyszkiewicz i Paweł Wiśniewski. Marek Nienartowicz z "Nowości" trafnie zwrócił uwagę na związki tych radnych z Urzędem Marszałkowskim w Toruniu i marszałkiem Piotrem Całbeckim (są jego pracownikami, może z wyj. Rzymyszkiewicza). Koalicja Czasu Gospodarza Zaleskiego z Platformą Obywatelską Całbeckiego jest więc chyba silniejsza niż koalicja prezydenta z PiS, skoro można na niej polegać w najbardziej krytycznych dla Zaleskiego sytuacjach.

* * *

Moim zdaniem sala koncertowa na Jordankach nie powstanie. Myślę, że radni PO poparli tę inwestycję, aby nie brać odpowiedzialności za błędy jakie popełnił Zaleski przygotowując ten projekt. 

Torunia nie stać na wybudowanie sali koncertowej na Jordankach za własne pieniądze. Nie stać nas nie tylko patrząc pod kątem czystej przyzwoitości. Zamiast sali koncertowej moglibyśmy za 300 mln zł wybudować tysiące mieszkań dla młodych ludzi w Toruniu, którzy mieszkają z rodzicami bo ich nie stać na założenie rodziny. Zamiast wydawać 10 mln zł rocznie na utrzymanie obiektu moglibyśmy ufundować bilety dla dzieci i młodzieży do kina, teatru, baja, na basen. Patrząc pod kątem zwykłej przyzwoitości i poszanowania publicznych pieniędzy, dochodów podatników toruńskich decyzja o tym, aby dać jakiemuś Mostostalowi czy Acciona toruńskie pieniądze a w zamian otrzymać obiekt, którego utrzymanie przewyższa koszty funkcjonowania motoareny (10 mln zł) po prostu budzi wstręt.

Patrząc nawet wyłącznie z perspektywy budżetowej naszego miasta po postu nie stać na wydanie 300 mln zł z budżetu na salę koncertową na Jordankach. Moim zdaniem prezydent blefował przygotowując uchwałę, która umożliwia mu rozpoczęcie inwestycji bez względu na jej dofinansowanie ponieważ nie jest w stanie zagwarantować pieniędzy na ten projekt. Być może prezydent Zaleski liczył na to, że rada miasta go wyzwoli od jego własnego, złego projektu? Radni PO uznali zaś, że nie wezmą odpowiedzialności za fiasko prezydenckiego projektu sali koncertowej. Powiedzieli "sprawdzam". Może na tym polega gra Platformy, ale ja już znam jej wynik - zapłacą za niego mieszkańcy Torunia.

* * *
Im dłużej nie angażuję się w dyskusję o Toruniu, tym szybciej układ polityczny w tym mieście wykańcza się sam. Jeśli ktoś przez lata prezesował spółdzielni, to jest przyzwyczajony do przerzucania kosztów swoich błędnych poczynań menadżerskich na innych, aby wygrywać kolejne wybory. Wystarczy dać mu się spełniać, dać mu wolną rękę i czekać odpowiednio długo. aż ciężar tych błędów zacznie ludzi przytłaczać równie silnie jak czadzi nas towarzysząca im propaganda sukcesu. 


13 komentarzy:

  1. Coraz bardziej jestem przekonany do tego, że PO powinna zwolnić miejsce w toruńskiej polityce, aby przedstawiciele tego elektoratu, który oddał głosy na PO mieli godną, odpowiedzialną reprezentację.

    Toruński problem polityczny dla wielu wyborców nie polega na tym, że jest Zaleski, czy że jest Czas Gospodarzy. Takich gospodarzy, włodarzy, czy spółdzielczych watażków można znaleźć w każdym mieście. Populizm inwestycyjny i nachalna propaganda nie jest niczym niezwykłym w samorządach w Polsce.

    Problem Torunia polega na tym, że nie ma opozycji, bo opozycja swoich wyborców zdradza sypiając z populistą albo starając się mu dorównać w populizmie.

    Dlatego PO w Toruniu nas systematycznie rozczarowuje i obracamy się wyłącznie w zaklętym kręgu rozczarowań i frustracji jaki wytwarzają "gospodarze".

    Gdzie jest dziś Grzegorz Karpiński, który z Waldemarem Przybyszewski prowadził elektorat PO do wyborów samorządowych? W Warszawie. Ustawił się. A wyborcy zostali zostawieni na lodzie.

    Gdzie jest marszałek Całbecki? Wraz ze swoją ekipą stoją za Zaleskim.

    Gdzie są posłowie PO? Nieobecni.

    Jak głosują radni PO? "Wstrzymują się od głosu". Może byście wstrzymali sobie wynagrodzenie za pracę w radzie miasta, co? Jeśli wasza praca polega na tym, aby mieć zdanie w publicznej dyskusji to może po prostu do tej pracy się nie nadajecie, skoro nie macie zdania?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawiam się (mądry Polak po szkodzie niestety) co skłoniło mieszkańców do ponownego głosowania na CG i PO (ja) w ostatnich wyborach samorządowych. Nasuwa się odpowiedź, że chyba brak alternatywy. Pozostaje mieć nadzieję, że do czasu następnych pojawi się porządna (nie tylko jakaś).

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawiam się (mądry Polak po szkodzie niestety) co skłoniło mieszkańców do ponownego głosowania na CG i PO (ja) w ostatnich wyborach samorządowych. Nasuwa się odpowiedź, że chyba brak alternatywy. Pozostaje mieć nadzieję, że do czasu następnych pojawi się porządna (nie tylko jakaś).

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego prezydent Zaleski czekał tak długo z rozpoczęciem budowy sali na Jordankach? Ano dlatego, że projekt hiszpańskiego arichtekta był niepełny i zawierał błędy. Z powodu ciągnących się w nieskończoność poprawek, budowa nie mogła ruszyć, a prawie 3- letnia zwłoka doprowadziła do podwojenia kosztów. Co robiła w tym czasie PO? Schowana za szerokie plecy prezydenta drżała jak listek na wietrze, nie mając nawet odwagi powiedzieć: "sprawdzam". Pomieszanie z poplątaniem. Kto tu rządzi, kto oponuje? Kto Zaleski a kto PO?
    Niech chociaż ostatni zgasi swiatło.....

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawe spojrzenie na problem mostu. Przyznaję, że niepokojące. Czy to jest możliwe? Ów cynizm wykonawcy i naiwność Prezydenta? Nie chciałbym się o tym przekonać! W temacie ostatniej rady i decyzji ws. Jordanek popełniłem własny komentarz - zapraszam: http://robert.czekanski.me/sala-jak-ratusz-radni-jak-owce/

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze niedawno w gronie naszych znajomych zastanawialiśmy się, czy prezydent ma w sprawie mostu "plan B", na wypadek ciągłych niesprzyjających warunków atmosferycznych. W świetle uwag hecera, pytanie to staje się właściwie bezzasadne. W tej sytuacji bylibyśmy skazani na łaskę i niełaskę firmy budującej most.

    OdpowiedzUsuń
  7. "Jeśli ktoś ma w sobie blask, to będzie błyszczeć nawet przez sześć warstw brudu, a ci, co blasku nie mają, błyszczeć nie będą, choćby ich nie wiem jak polerować."
    (T. Pratchett - Złodziej Czasu)

    Specjalnie dla naszych "opozycjonistów".

    OdpowiedzUsuń
  8. Sens budowy sali koncertowej za 300 mln zł pojawia się wyłącznie wtedy gdy Camerimage wraca do Torunia z Bydgoszczy. Co prawda budujemy salę koncertową a nie obiekt festiwalowy, ale razem z przebudowaną aulą UMK i OdNową mamy warunki na organizację tego festiwalu. Możemy również ten festiwal organizować z Bydgoszczą jako wspólną, metropolitalne inicjatywę. Tylko Żydowicz jest w stanie nadać sens tej inwestycji, żaden Grabowski temu wyzwaniu nie podoła (może co najwyżej zapewnić warunki dla Popołudnia z MSM).

    W ten sposób Zaleski i Całbecki osiągną swój cel, przy okazji ucierając nosa Bydgoszczy. Mam nadzieję, że Bydgoszcz się zmobilizuje, choć wcale się na to nie zanosi a Żydowicz nie będzie dłużej prowizorki znosił.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli chodzi o Strabag to wiadomo, że firma tę inwestycję chce dokończyć by dalej dostawać pieniądze za budowę. Ale oni wiedzą, że my i tak musimy to skończyć bo budowa jest za daleko posunięta. Otwarta jest tylko kwestia "za ile".

    Strabag może przestać budować, Toruń może stracić pieniądze unijne, nie ma to dla firmy żadnego znaczenia bo w najgorszym razie (fiaska negocjacji) będzie przetarg na dokończenie inwestycji, gdzie znów Strabag będzie miał najlepszą ofertę tylko za inną kwotę. A Toruń zapłaci, znajdzie pieniądze.

    To są idealne warunki do negocjacji wartości kontraktu. Dla Strabagu.

    OdpowiedzUsuń
  10. "Czy Camerimage mógłby odbywać w sali na Jordankach?

    Marek Żydowicz: Nie, i nie mam co do tego żadnych wątpliwości.

    Michał Prewysz-Kwinto: Proszę pamiętać, że mamy ponad trzy tysiące osób akredytowanych na festiwalu. Opera w Bydgoszczy ma podobne parametry i dlatego rozmawiamy z władzami miasta o możliwości pozostania tam festiwalu."
    Gazeta Wyborcza Toruń

    Jaka jest zatem szansa, że Całbecki z Zaleskim osiągną swój cel?
    Budowa w Bydgoszczy jest uzależniona od środków zewnętrznym( ministerstwo), jak będą zagwarantowane, to budowa ruszy.

    "Przygotowano wstępny plan, ale prace nadal postępują zbyt wolno - mówi Marek Żydowicz. - Chodzi o czas, bo jeżeli Bydgoszcz miałaby otrzymać bonus w postaci wsparcia unijnego to czasu pozostało nie wiele - twierdzi dyrektor festiwalu Plus Camerimage.

    Dlatego ponownie zaplanowane zostało spotkanie z ministrem kultury Bogdanem Zdrojewskim. - Oczekujemy na termin spotkania, po tym spotkaniu będzie można powiedzieć na jakim etapie jest ten projekt i na ile jest szansa na jego zrealizowanie - mówi Paweł Olszewski, poseł Platformy Obywatelskiej.

    Bo minister już wcześniej wyrażał zainteresowanie tym pomysłem. By zwiększyć szansę na akceptacje ministra władze miasta zleciły zagospodarowanie Placu Teatralnego, gdzie mógłby stanąć przyszły budynek. Planowane jest usunięcie zieleni oraz prace archeologiczne. - Jest to teren, gdzie stały budynki pojezuickie i wymagają prac konserwatorskich. Na razie zleciliśmy wstępną ekspertyzę, a potem duży zakres prac, zanim będziemy mogli przystąpić do realizacji projektu - mówi prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski."
    TVP Bydgoszcz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to po co budujemy tę salę?:)

      Dzięki, dobre uzupełnienie do treści na blogu

      Usuń
    2. Z drugiej strony trzeba też pamiętać, że Żydowicz zmienia zdanie. Jeśli Bydgoszcz nie znajdzie pieniędzy na jego pomysły przyjdzie do Torunia.

      Usuń
  11. z dedykacją dla tchórzy - bezradnych, którzy nie mają zdania...
    http://www.youtube.com/watch?v=ur5w0FkmObw

    OdpowiedzUsuń