Kumpel powiedział mi kiedyś: jeszcze raz powiesz "zrównoważony rozwój" i ci przy..." (*)
Jest w Toruniu dwóch Pawłów, którzy, nie tylko mnie, drażnią słowem "partycypacja". Jednym z nich jest radny Paweł Gulewski.
Regularnie przeglądam płytkie wywody radnego Gulewskiego i jego kolegów z PO na fejsie. Nie staję się od nich mądrzejszy tylko trochę bardziej opryskliwy (przez jakieś pół kwadransa). Już bardziej do aktywności obywatelskiej pobudzał reklamowany przez radnego Gulewskiego, Michała Rzymyszkiewicza czy Bartłomieja Jóźwiaka konkurs o laptopa eurodeputowanego Zwiefki (co było równie niesmaczne jak niemoralna jest wysokość eurodiety, z której ten laptop został ufundowany)
Post by Paweł Gulewski.
więcej konkretów na stronie radnego Pawła Gulewskiego
W dzisiejszym, kolejnym odcinku ekspresowo montowanych na blogu felietonów opiszę projekt dla Torunia, który od pewnego czasu rozpala moją wyobraźnię. Jest on niejako rozwinięciem idei o jakiej stęka Paweł Gulewski, jednak ma nieporównywalnie większy wymiar i uzasadnienie ekonomiczne.
Nabijam się z Gulewskiego, a sam nie jestem pewien, czy dam radę zwerbalizować jeszcze nie do końca przemyślany pomysł. Może mi pomożecie? Zmobilizujcie swoją wyobraźnię w imię walki ze zohydzonym przez platfusów słowem "partycypacja" (przypomnijcie sobie, gdy o partycypacji mówił w ostatniej kampanii wyborczej Waldemar Przybyszewski, kandydat PO na prezydenta miasta - to wam na pewno pomoże).
* * *
SmartCity to pomysł na inteligentne miasto, rozwinięcie idei inteligentnego domu, który zarządza energią i domowymi urządzeniami w sposób optymalny dla domowego budżetu, warunków życia i środowiska. Na angielskiej wikipedii można poczytać o tym, jak rozumiane jest SmartCity.
Opis ten jest cały czas dość ogólny, nie przekłada się jeszcze na konkretne projekty. Idei SmartCity nie realizuje projekt umieszczenia elektronicznych tablic informacyjnych o odjeżdżających tramwajach, który właśnie wdrażają gospodarze Torunia. Systemy zarządzania ruchem pojazdów komunikacji miejskiej istnieją od dawna i cały czas naturalnie się rozwijają swoim własnym torem. Przełom polegałby dopiero na stworzeniu platformy, która integrowałaby wybrane elementy tego systemu oraz niektóre z gromadzonych w nim danych i udostępniała je w formie, która nie jest już zależna od urządzenia i stosowanego w nim oprogramowania. Chodziłoby więc o takiego Androida, który umożliwiałby tworzenie zupełnie nowych aplikacji wykorzystujących strumienie danych z wielu źródeł, min. z systemu zarządzania ruchem miejskich pojazdów (a więc rozwinięcie "traffic map" targeo.pl czy korkowo.pl)
Komunikacja to jeden z kluczowym aspektów życia w mieście. Zaleski buduje drogi, ekrany akustyczne, parkingi. Ja wolałbym miasto, które inwestuje w nowoczesne technologie służące wszechstronnej optymalizacji nie tylko podróży ale wszystkich wydatków komunalnych.
W każdej dziedzinie miejskiego życia idea SmartCity może być realizowana. W odnośniku do definicji z wikipedii mogliśmy przecież przeczytać to, co nieporadnie próbuje nam przekazać radny Paweł Gulewski używając do znudzenia tych samych słów, których nie umie wypełnić treścią.
A city can be defined as ‘smart’ when investments in human and social capital and traditional (transport) and modern (ICT) communication infrastructure fuel sustainable economic development and a high quality of life, with a wise management of natural resources, through participatory action and engagement. (Caragliu et al. 2009).
Przetłumaczę (nie wszyscy, których zaprosiłem do czytania bloga znają angielski, a bardzo zależy mi na ich opinii):
Smart-City (Inteligentne Miasto) polega na tym, że inwestycje w kapitał ludzki i kapitał społeczny oraz tradycyjną (transport) i nowoczesną (technologie informacyjne, informatyczne) infrastrukturę komunikacyjną napędzają zrównoważony wzrost gospodarczy oraz podnoszą jakość życia poprzez racjonalne zarządzanie zasobami, zaangażowanie i udział mieszkańców w życiu miasta.
To jest prawie to, co mówił Waldemar Przybyszewski, kandydat na prezydenta Torunia z Platformy Obywatelskiej, prawie to, co dziś mówi radny Paweł Gulewski czy radny Michał Rzymyszkiewicz (któryś z nich zapewne będzie kandydatem PO w kolejnych wyborach prezydenckich). Prawie robi jednak dużą różnicę.
* * *
SmartCity, moim zdaniem, mogłoby polegać właśnie na integracji wielu urządzeń mobilnych oraz sensorów w jeden system komunikacji. Prawdopodobnie powstałoby przynajmniej kilka warstw (podobnie jak w technologii internetowej), kilka platform w ramach każdej z nich, komunikacja odbywałaby się zarówno bezprzewodowo jak i po kablu (duże strumienie danych).
SmartCity nie powinno być realizowane przez samorząd miasta; z drugiej strony bez samorządu nie uda się takiego wielkiego projektu zrealizować. Uważam, że samorząd powinien w takim projekcie bezwzględnie zajmować się tylko i wyłącznie animacją działań, wyznaczaniem celów, zarządzaniem na poziomie strategicznym, wyznaczaniem kierunków rozwoju infrastruktury i technologii.
Chodzi o to, aby projekt miał charakter otwarty, rozwojowy. Projekty, które realizuje gospodarz Torunia mają dziś bowiem bardzo zamkniętą formułę: przecięcie wstęgi kończy "inwestycję", przy czym tak naprawdę dopiero wówczas ta inwestycja powinna zacząć żyć (popatrzmy np. na CSW - ta "inwestycja" skończyła się dla władz regionu i miasta w momencie otwarcia budynku; jeszcze gorzej będzie pewnie z tzw. Toruńskim Inkubatorem Technologicznym).
* * *
Zagrożenie utraty prywatności oczywiście jest wówczas bardzo duże; to już nie jest system monitoringu polegający na ustawieniu kamer na starówce, na spółdzielczych bloczkach i moście. Jednym z elementów budowania systemu i zadaniem organizacji społecznych w ramach jego tworzenia byłby monitoring powstawania zagrożeń wynikających z realizacji idei SmartCity. W małym mieście to może jeszcze zadziałać, w skali państwa procesu internetowej inwigilacji chyba nie uda się powstrzymać (kojarzycie te reklamy google, które na przypadkowo otwartych stronach odsyłają was po internetowych sklepów po produkty, których miesiąc temu szukaliście na allegro?)
Realizacja SmartCity prowadziłaby do zapotrzebowania na urządzenie podobne do dzisiejszego smartphone'a, które byłoby jednocześnie identyfikatorem użytkownika (portfelem, a zarazem dokumentem tożsamości). Dzięki niemu można byłoby łączyć się z terminalami ustawionymi w całym mieście i korzystać ze spersonalizowanych zasobów.
Domy, mieszkania, a nawet pojedyncze urządzenia w naszych domach mogłyby łączyć się między sobą. Przypominałoby to trochę film science-fiction, np. pijąc kawę bylibyśmy informowani ile czasu pozostało nam do wyjścia i dojścia na przystanek na tramwaj do pracy. Moglibyśmy zajrzeć do własnego mieszkania siedząc w pracy, wyłączyć żelazko lub włączyć pralkę, albo zdalnie zamknąć okno czy otworzyć komuś drzwi.
Rozwiązalibyśmy problem jak naliczać opłaty za śmieci: płacilibyśmy od kilograma, gdyż każdy śmieć mógłby trafić do kontenera tylko mając naklejkę z naszym indywidualnym kodem kreskowym. W ten sposób ograniczylibyśmy ilość produkowanych śmieci w mieście.
System mierzyłby również ilość przejechanych przez nas kilometrów w prywatnych samochodach i naliczał z tego tytułu opłatę środowiskową, klimatyczną. Dzięki temu nauczylibyśmy się korzystać z komunikacji miejskiej.
Aplikacji, pomysłów i zadań byłoby nieskończenie wiele, ale zarządzanie informacją i projektowanie rozwiązań przebiegałoby bardzo sprawnie. Bylibyśmy w stanie dość dobrze oszacować skutki ekonomiczne i ekologiczne wprowadzenia wybranych przez nas rozwiązań. Tak, nikt wówczas - włącznie z prezydentem miasta - nie mógłby powiedzieć, że dajmy na to most na Wschodniej jest tańszy niż na Waryńskiego, albo lepszy dla mieszkańców niż Trasa Nowomostowa. Każda ściema dość szybko by się kompromitowała w internetowych memach.
* * *
Czy SmartCity, wirtualna przestrzeń miejska, o jakiej piszę sprawiłaby, że jakość życia w mieście by wzrosła, a jego koszty uległy redukcji? Czy może byłoby to więzienie, które czekałoby na zburzenie przez Neo, Trinity i Morfeusza? Nie wiem.
Ale samo budowanie SmartCity w Toruniu byłoby wyzwaniem dającym gospodarce dużego kopa. I tak naprawdę nie potrzeba nam do tego publicznych pieniędzy, nie jest to idea wymagająca finansowego zaangażowania ze strony samorządu. Jej wielkim atutem jest to, że opiera się tak naprawdę na sprawnym zarządzaniu, które prowadzi do zainicjowania procesów odnoszących komercyjny sukces tylko dlatego, że prowadzą do efektywniejszego wykorzystania zasobów - oszczędności czasu, obniżki kosztów usług, takich jak oświetlenie, ogrzewanie, wywóz śmieci, dostarczenie wody, odprowadzanie ścieków, zapewnienie sprawnej komunikacji miejskiej. Prawdopodobnie 99% wydatków na taki wieloletni projekt sfinansowane byłoby w ramach komercyjnych projektów prywatnych podmiotów. Upraszczając, samorząd sfinansowałby powstanie systemu (a może raczej platformy integrującej systemy, albo wspólnych standardów komunikacji, wymiany danych) podobnego do Google Android, który służyłby integracji komercyjnych aplikacji (korkowo.pl jest właśnie przykładem dość prostej ale bardzo pożytecznej aplikacji, której powstanie jest odpowiedzią na konkretny popyt).
Cóż, przelicytowałem wszystkich. Miała być druga Japonia, potem miała być druga Irlandia. Ja proponuję drugi Dubaj.
A mówiąc poważnie, SmartCity w Toruniu na pewno nie powstanie z marszałkiem Całbeckim, prezydentem Zaleskim i tym zespołem radnych, którzy na sesjach miejskiej rady wyglądają smart tylko wtedy, gdy mają włączony tablet lub smartphone'a przy uchu. "Mądrość buduje miasto" - pamiętajcie.
(*) wpis dedykowany Radkowi Łuczakowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz