Chciałbym skomentować ostatnią wypowiedź prof. Marki Belki,
o kredytach frankowych a jednocześnie zaproponować rozwiązanie
dla kredytów frankowych: przewalutowanie na euro.
dla kredytów frankowych: przewalutowanie na euro.
Charakterystykę tych kredytów przedstawiłem wcześniej:
Koszt pieniądza dla banku, który pozyskuje środki w PLN wyznaczony jest przez stawkę WIBOR. Udzielając kredytu w CHF na niższej stopie LIBOR CHF bank musi sprzedać kontrakt CIRS: swap walutowy ze stopą procentową. Alternatywą jest poszukiwanie finansowania w CHF, tzn. emisja eurobligacji. Udzielając kredytów walutowych polskie banki początkowo otwierały kontrakty walutowe, z czasem jednak zastępowały je bardziej stabilnym finansowaniem w formie obligacji. Tą drogą poszedł bank PKO BP emitując kilka serii eurobligacji o terminie zapadalności kilku lat na kilka mld euro na międzynarodowych rynkach finansowych oraz kilka innych banków komercyjnych, których wpływ na stabilności polskiego systemu finansowego jest dużo mniejszy. Propozycja szybkiego przewalutowania kredytów we frankach na złotówki szefa KNF Andrzeja Jakubiaka, nie poparta jakąkolwiek analizą, ani nawet szczątkową wiedzą o ekspozycjach polskich banków na ryzyko walutowe, była więc zabójcza dla strategii największego polskiego banku, jego akcjonariuszy i depozytariuszy.
Prof Marek Belka twierdzi, że "ta propozycja (przewalutowe - przyp.) byłaby zabójcza dla banków. A w każdym razie trudna dla nich do zaakceptowania. Natomiast dla nas oznaczałaby pozbycie się prawie połowy rezerw dewizowych". Żeby móc ocenić tę wypowiedź trzeba najpierw ująć ją w kontekście pozycji jakie zajmują strony transakcji powiązanych z kredytami frankowymi: banków komercyjnych, ich klientów, NBP i budżetu państwa. Postaram się to przedstawić.
Wypłatę kredytu we frankach klientowi poprzedzały transakcje na rynku międzybankowym dokonywane przez bank.
1. Bank pozyskuje PLN na akcję kredytową po koszcie WIBOR
2. Bank otwiera pozycję krótką na CIRS w CHF. W uproszczeniu: sprzedaje WIBOR i kupuje LIBOR CHF. WIBOR jest "droższy": bank zarabia kilka punktów swap na różnicy między wyższym oprocentowaniem WIBOR a niższym LIBOR. Jednocześnie bank ma ekspozycję na ryzyko walutowe: osłabienie złotego oznacza duże straty na tym kontrakcie. Otwarcie takiej pozycji (zawarcie kontraktu) nie wymaga dużych środków finansowych: depozyt zabezpieczający rozliczenie to kilka procent wartości kontraktu. Odmiany kontraktu CIRS oferowane są dziś na platfomach forexowych klientom detalicznym - każdy, kto chce, może to przećwiczyć.
3. Bank pozbywa się swojej ekspozycji na ryzyko walutowe wynikające z kontraktu CIRS udzielając kredytu walutowego (pozycja długa) zabezpieczonego hipoteką mieszkaniową. Osłabienie kursu złotego w bilansie banku oznacza wzrost wartości portfela kredytów we frankach w przeliczeniu na złotówki i taką samą stratę na kontrakcie CIRS w ekspozycji pozabilansowej. Kredyt we frankach oprocentowany jest według stopy LIBOR plus marża. Bank sprzedał więc klientowi stopę LIBOR, którą wcześniej kupił na kontrakcie CIRS w zamian za stopę WIBOR. Pozycja banku wygląda więc tak: ma pozycję długą na kredycie według stopy WIBOR plus marża. Bank nie ma ekspozycji na ryzyko walutowe, ma ją klient.
4. Bank wypłaca klientowi kredyt we frankach. Ale przy wypłacie bank dokonuje przewalutowania zbijając fortunę na spreadzie (np. przy spreadzie wynoszącym 4% bank zarabia drugą prowizję, która dla kredytów mieszkaniowych na ogół wahała się w granicach 2-2.5%). Co ważne dla banku, przychód z transakcji przewalutowania dokonywanej przy wypłacie kredytu nie jest rozliczany w czasie (prowizja z tytułu kredytu 30 letniego rozkładana jest w przychody banku przez 30 lat). Poza tym bank zarabia na spreadzie również podczas spłaty kredytu. To działa trochę w taki sposób, jakby bank od każdej spłaconej raty kredytu pobierał prowizję (wynoszącą połowę spreadu, czyli ok 2-3%).
5. Dokonywanie przez bank przewalutowania przy wypłacie kredytu jest szalenie istotne. Bank w tym momencie skupuje od klienta franki i daje mu złotówki. Nie ma znaczenia to, że "bank tylko indeksuje kredyt" itd. Przewalutowanie jest bowiem transakcją która w księgach banku wygląda tak: wypłata PLN, kupno CHF. Transakcja przewalutowania z powodu kilkuprocentowego spreadu jest dla banku bardzo korzystna ale w swoje księgi znów wprowadza ekspozycję na ryzyko walutowe. Bank zostaje więc z frankami o równowartości kupowanego przez klienta mieszkania (pomijając spread, prowizję, marże, opłaty, ubezpieczenia, które zasilają jego przychody). W tym miejscu w tej opowieści powinien więc pojawić się NBP. Ale się nie pojawił co jest wielkim blamażem dla tej instytucji.
6. Bank komercyjny ma więc dużo CHF "w gotówce". Co z nimi robi? Oczywiście natychmiast sprzedaje je na rynku walutowym (FX). Mamy tu do czynienia z operacjami księgowymi. Żadne banknoty nie przechodzą z rąk do rąk. Sprzedaż waluty przez bank ma miejsce na forexie i odbywa się jednym kliknięciem myszki. Moim zdaniem właśnie to klikanie przeoczył Narodowy Bank Polski.
7. Klikanie "sell CHF buy PLN" doprowadziło do tego, że w okresie udzielania kredytów we frankach złoty bardzo się do szwajcarskiej waluty umocnił. Kurs franka spadł nawet poniżej 2.0 zł w kulminacyjnej fazie frankowej akcji kredytowej w połowie 2008.
8. Mechanizm który opisałem powyżej to klasyczne carry trade: zadłużamy się w niskooprocentowanej walucie aby kupić aktywa przynoszące wyższą stopę zwrotu. Transakcje CIRS na międzynarodowych rynkach finansowych dokonywane były głównie w oparciu o japońskiego jena i szwajcarskiego franka, czyli dwie waluty o bardzo niskim oprocentowaniu. Schemat wyglądał tak: weź kredyt na 0.5% w jenie, kup amerykańskie obligacje w dolarach na 2-3% i zarabiaj. Taka transakcja oznacza jednak bardzo duże ryzyko walutowe. Póki jednak wszyscy biorą kredyty w jenach i frankach a kupują aktywa w dolarach, wartość aktywów w dolarach rośnie (popyt na dolara umacnia kurs dolara i cenę dolarowych aktywów). Do różnicy w oprocentowaniu dochodzi jeszcze zysk na zmianie kursu. Gdy tendencja się zmienia i rynek przestaje dalej się zadłużać dochodzi do wyprzedaży aktywów, ich cena spada a kurs waluty w której kredyt był zaciągnięty (jen, frank) rośnie w stosunku do waluty aktywów będących przedmiotem inwestycji.
9. Gdyby banki, zamiast sprzedawać franki na forexie, sprzedawały je bankowi centralnemu, wówczas rezerwy banku centralnego powiększałyby się adekwatnie do wzrostu bilansowej ekspozycji walutowej polskich banków. Operacja to prowadziłaby również do wzrostu emisji pieniądza krajowego: oznaczałaby emisję przez NBP waluty krajowej zabezpieczonej rezerwami walutowymi we frankach. Brak emisji złotego przy wzroście podaży pieniądza wynikającej z akcji kredytowej we frankach był jedną z przyczyn silnej aprecjacji waluty krajowej w kulminacyjnej fazie walutowe akcji kredytowej (2008). Zachowanie NBP w trakcie trwania akcji kredytów we frankach było nieadekwatne do sytuacji: RPP zmieniała wartości stóp procentowych na złotym, a banki komercyjne udzielały kredytów według oprocentowania na franku. Rosła bilansowa ekspozycja polskich banków w walucie i popyt na pieniądz krajowy na rynku walutowym - przy sztywnej podaży jego cena wobec innych walut rosła (kurs chf spadał), a rezerwy banku centralnego nie powiększały się w sposób adekwatny do ekspozycji krajowego systemu bankowego wynikającej z kredytów walutowych. Bank centralny musiał mieć świadomość sytuacji bo na bieżąco śledzi podstawowe wskaźniki markroekonomiczne a także bilanse podmiotów sektora bankowego. Na ile dziś bank centralny rozpoznał swoją pozycję? Moim zdaniem stwierdzenie o braku rezerw na przewalutowanie kredytów we frankach na złote brzmi jak przyznanie się do błędu, ale ten błąd był dużo większy, o czym za chwilę. Na tym tle zachowanie KNF zasługuje na jeszcze bardziej dosadną ocenę: błądzenie we mgle. Dziś KNF przygotowuje bankom wyższe wymogi kapitałowe w związku z kredytami we frankach, choć powinien to robić NBP gromadząc rezerwy walutowe (skupując franki od banków gdy wypłacały kredyty mieszkaniowe w tej walucie).
10. O wszystkich wyżej wymienionych elementach puzzli pisałem wcześniej, teraz czas na coś nowego. Kto kupił franki sprzedawane przez polskie banki po bardzo niskim kursie? Ktokolwiek to zrobił, zrobił interes życia. Drugie pytanie, które łączy się z tym pierwszym: kto był drugą stroną transakcji CIRS otwieranych przez polskie banki, kto kupował obligacje polskich banków we frankach, kto udzielał im kredytów walutowych? CIRS, eurobligacja czy kredyt korporacyjny w walucie to instrumenty w ten sam sposób wpływające na pozycje banków komercyjnych - spadek wartości złotego, wzrost kursu franka powoduje bardzo dużą stratę na tych instrumentach, która przerzucana jest na "frankowiczów" (wzrost raty w wyniku wzrostu kursu). W tym momencie do gry wchodzi... rząd, budżet państwa.
11. Załóżmy, że inwestor zagraniczny chce nabyć polskie obligacje. Polski rząd zaciąga kredyt w złotych, więc inwestor musi sprzedać walutę, kupić złotówki i dopiero wtedy może udzielić polskiemu rządowi kredytu. Z punktu widzenia inwestora będzie to kredyt w walucie zagranicznej (pln). Jest on jednak lepiej oprocentowany niż kredyt w frankach. Inwestor zaciąga więc kredyt we frankach (kupuje libor) i kupuje polskie obligacje (sprzedaje wibor). Aby uniknąć ryzyka walutowego wynikającego z osłabienia złotówki inwestor będzie skłonny zawrzeć kontrakt CIRS: sprzedać libor i kupić wibor. Znajdzie na rynku polski bank komercyjny, który udziela kredytów we frankach - ów bank będzie chciał sprzedać wibor i kupić libor. Inwestor zagraniczny nabywa więc polskie obligacje bez ryzyka walutowego: osłabienie złotego oznacza stratę na obligacjach ale zysk na kontrakcie CIRS. Dla polskiego banku komercyjnego osłabienie złotego oznacza zysk na wycenie kredytu i stratę na kontrakcie CIRS. Dlaczego inwestor kupuje wibor od polskich banków i sprzedaje wibor polskiemu rządowi? Zarabia na premii za ryzyko. To nigdy nie jest czysty wibor, tu kilka punktów bazowych mniej, tam kilka punktów bazowych więcej (trochę upraszczam, bo w przypadku CIRS mówimy o punktach bazowych w odniesieniu do stopy midswap, która jest odpowiednikiem stopy zmiennej dla papierów dłużnych o stałym kuponie).
12. Gdy polski bank zbywa franki i kupuje złotego na rynku walutowym dokonując na rzecz klienta wypłaty kredytu zaciągnięto we frankach, inwestor zagraniczny kupuje franki i sprzedaje pln na rynku spot. Gdy rząd emituje obligacje inwestor zagraniczny sprzedaje franki na rynku spot i kupuje pln aby kupić obligacje. Im szybciej przyrasta zadłużenie zagraniczne kraju (obligacje w pln kupione przez inwestorów zagranicznych i kredyty walutowe zaciągnięte przez klientów banków), tym większa presja na umocnienie waluty krajowej (aż do niewypłacalności państwa). Silne osłabienie złotego za które płacą klienci banków i brak rezerw NBP które stabilizują kurs to efekt polityki monetarnej. Płacą za niego klienci banków, zyskują eksporterzy. Tylko elastyczność polskiej gospodarki i konkurencyjność naszych firm dzięki którym wzrósł udział eksportu w pkb powstrzymały deprecjację złotego.
13. Likwidacja OFE była bardzo niekorzystna dla stabilności polskiego systemu finansowego: umorzenie obligacji będących w posiadaniu OFE znacznie zwiększyło udział zagranicznych inwestorów w polskim długu publicznym.
14. Gdyby NBP skupował franki od polskich banków w okresie dużej akcji kredytów walutowych wówczas miałby rezerwy potrzebne na przewalutowanie tych kredytów lub obronę kursu chfpln. Warto przypomnieć, że NBP skupuje euro od rządu - chodzi o pieniądze, które otrzymujemy w wyniku refinansowania przez Unię wydatków kwalifikowanych na krajowe programy operacyjne. Rezerwy euro w NBP systematycznie więc rosną. Gdyby NBP skupował wszystkie franki od banków udzielających kredytów walutowych miałby o kilkadziesiąt miliardów franków więcej i jeszcze pokaźną rezerwę rewaluacyjną, która pozwalałaby dziś przeprowadzić przewalutowanie po kursie lepszym od aktualnego, niekorzystnego dla kredytobiorców, kursu rynkowego.
15. Sytuacja inwestorów zagranicznych i klienta banku z kredytem frankowym jest symetryczna. Inwestorzy zagraniczni zadłużyli się w walucie aby kupić aktywa w złotych (klienci banków - mieszkania, inwestorzy zagraniczni - polskie obligacje skarbowe). Klient banku kupujący mieszkanie za kredyt we frankach traci, gdy kurs franka rośnie (płaci wyższe raty). Inwestor zagraniczny również traci: polskie obligacje przy wyższym kursie franka są mniej warte w walucie. Inwestor zagraniczny zabezpieczył się jednak przed osłabieniem kursu: wszedł w transakcje CIRS z polskim bankiem komercyjnym udzielającym kredytów walutowych. Ryzyko zmiany kursu ponosi tylko klient banku. Pozycja inwestora jest wolna od ryzyka, ale zarabia na premii za ryzyko: kupił wibor od polskiego banku komercyjnego i sprzedał wibor rządowi kupując obligacje. Będzie to robił tak długo, jak rząd będzie emitował dług. Im będzie go więcej, tym więcej zarobi inwestor zagraniczny.
16. Inwestor zagraniczny zarabia na premii za ryzyko. Polskie papiery skarbowe były wysoko oprocentowane a koszt kredytu we frankach niski. Inwestor zadłuża się w libor, kupuje wibor (CIRS) i sprzedaje wibor (obligacje skarbowe). Płaci premię za ryzyko zadłużając się w libor, zyskuje premię za ryzyko na różnicy między wiborem, który kupuje i sprzedaje. Istota kontraktu CIRS opiera się na wykorzystaniu przewagi komperatywnej: podmioty płacą niższą premię za ryzyko na własnych rynkach. Inwestor zagraniczny zapłaci niższą premię biorąc kredyt w libor, polski bank komercyjny zapłaci niższą premię za ryzyko pozyskując środki w złotych wg stawki wibor. Wymieniając się kredytami zaciągniętymi na swoich rynkach (swap) inwestor zagraniczny uzyska kredyt wg stopy wibor a polski bank komercyjny wg stopy libor, a jednocześnie oba podmioty zachowają własną, korzystną premię za ryzyko.
17. Sygnał płynący z NBP o nieadekwatności rezerw walutowych w stosunku do ekspozycji walutowych banków jest niekorzystny dla stabilności krajowego sektora finansowego. Prof. Belka tylko potwierdził informację, którą można znaleźć w publikacjach NBP.
18. Z punktu widzenia ryzyka walutowego korzystną operacją jest przewalutowanie kredytów we frankach na kredyty w euro. Frankowicze weszliby pierwsi do strefy euro. Korzystaliby z niskiego oprocentowania euro oraz polityki ekspansji monetarnej (QE) prowadzonej przez ECB (bank centralny strefy euro). NBP posiada spore rezerwy walutowe euro, które powiększa realizacja krajowych programów operacyjnych współfinansowanych z funduszy UE. Kurs złotego i euro jest silnie skorelowany. Osłabienie euro względem złotego (spadek kursu euro na skutek polityki ECB) byłoby korzystne dla kredytobiorców frankowych. Celem polskiej polityki gospodarczej jest konwergencja ze strefą euro oraz wyrównywanie różnic w dochodach. Jeśli polska gospodarka będzie dalej rozwijać się szybciej niż gospodarka strefy euro wówczas nawet przy stałym kursie konwergencji rosnąć będzie wartość aktywów stanowiących zabezpieczenie kredytów walutowych (mieszkań) oraz wynagrodzenia w Polsce. Kredyt w euro powinien więc być tańszy. Najkorzystniejszym momentem na dokonanie przewalutowanie był okres gdy SNB utrzymywał sztywny kurs eurchf (1.2). Wówczas za każde 100 tys kredytu we frankach otrzymywaliśmy 83.3 tys kredytu w euro. Dzis kurs eurchf wynosi 1.05, co oznacza że w efekcie przewalutowania 100 tys franków otrzymamy 96.1 tys kredytu w euro. Tyle, mniej więcej, kosztowała każdego frankowicza pogawędka prof Belki o wielkości męskiego przyrodzenia podczas kolacji za którą zapłacono służbową kartą prowadzonej w czasie, gdy SNB jeszcze utrzymywał peg franka do euro, a QE już było w Europie dyskutowane. Wówczas był najlepszy moment na przewalutowanie kredytów frankowych na kredyty w euro.
19. Publikuję ten wpis na szybko, bez edycji i korekt, nie chce mi się na razie czytać go ponownie, więc mogą pojawić się w nim lapsusy. Do tematu będę jednak wracał analizując na razie luźny pomysł przewalutowania kredytów frankowych na kredyty euro. W perspektywie spłaty tych kredytów, tzn. ponad 20 lat, Polska prawdopodobnie znajdzie się w strefie euro więc propozycja KNF by dziś przewalutować kredyty walutowe na złotowe, gdy od złotówki będziemy odchodzić, wydaje się pochopna i mniej atrakcyjna od przewalutowania na euro.
14. Gdyby NBP skupował franki od polskich banków w okresie dużej akcji kredytów walutowych wówczas miałby rezerwy potrzebne na przewalutowanie tych kredytów lub obronę kursu chfpln. Warto przypomnieć, że NBP skupuje euro od rządu - chodzi o pieniądze, które otrzymujemy w wyniku refinansowania przez Unię wydatków kwalifikowanych na krajowe programy operacyjne. Rezerwy euro w NBP systematycznie więc rosną. Gdyby NBP skupował wszystkie franki od banków udzielających kredytów walutowych miałby o kilkadziesiąt miliardów franków więcej i jeszcze pokaźną rezerwę rewaluacyjną, która pozwalałaby dziś przeprowadzić przewalutowanie po kursie lepszym od aktualnego, niekorzystnego dla kredytobiorców, kursu rynkowego.
15. Sytuacja inwestorów zagranicznych i klienta banku z kredytem frankowym jest symetryczna. Inwestorzy zagraniczni zadłużyli się w walucie aby kupić aktywa w złotych (klienci banków - mieszkania, inwestorzy zagraniczni - polskie obligacje skarbowe). Klient banku kupujący mieszkanie za kredyt we frankach traci, gdy kurs franka rośnie (płaci wyższe raty). Inwestor zagraniczny również traci: polskie obligacje przy wyższym kursie franka są mniej warte w walucie. Inwestor zagraniczny zabezpieczył się jednak przed osłabieniem kursu: wszedł w transakcje CIRS z polskim bankiem komercyjnym udzielającym kredytów walutowych. Ryzyko zmiany kursu ponosi tylko klient banku. Pozycja inwestora jest wolna od ryzyka, ale zarabia na premii za ryzyko: kupił wibor od polskiego banku komercyjnego i sprzedał wibor rządowi kupując obligacje. Będzie to robił tak długo, jak rząd będzie emitował dług. Im będzie go więcej, tym więcej zarobi inwestor zagraniczny.
16. Inwestor zagraniczny zarabia na premii za ryzyko. Polskie papiery skarbowe były wysoko oprocentowane a koszt kredytu we frankach niski. Inwestor zadłuża się w libor, kupuje wibor (CIRS) i sprzedaje wibor (obligacje skarbowe). Płaci premię za ryzyko zadłużając się w libor, zyskuje premię za ryzyko na różnicy między wiborem, który kupuje i sprzedaje. Istota kontraktu CIRS opiera się na wykorzystaniu przewagi komperatywnej: podmioty płacą niższą premię za ryzyko na własnych rynkach. Inwestor zagraniczny zapłaci niższą premię biorąc kredyt w libor, polski bank komercyjny zapłaci niższą premię za ryzyko pozyskując środki w złotych wg stawki wibor. Wymieniając się kredytami zaciągniętymi na swoich rynkach (swap) inwestor zagraniczny uzyska kredyt wg stopy wibor a polski bank komercyjny wg stopy libor, a jednocześnie oba podmioty zachowają własną, korzystną premię za ryzyko.
17. Sygnał płynący z NBP o nieadekwatności rezerw walutowych w stosunku do ekspozycji walutowych banków jest niekorzystny dla stabilności krajowego sektora finansowego. Prof. Belka tylko potwierdził informację, którą można znaleźć w publikacjach NBP.
18. Z punktu widzenia ryzyka walutowego korzystną operacją jest przewalutowanie kredytów we frankach na kredyty w euro. Frankowicze weszliby pierwsi do strefy euro. Korzystaliby z niskiego oprocentowania euro oraz polityki ekspansji monetarnej (QE) prowadzonej przez ECB (bank centralny strefy euro). NBP posiada spore rezerwy walutowe euro, które powiększa realizacja krajowych programów operacyjnych współfinansowanych z funduszy UE. Kurs złotego i euro jest silnie skorelowany. Osłabienie euro względem złotego (spadek kursu euro na skutek polityki ECB) byłoby korzystne dla kredytobiorców frankowych. Celem polskiej polityki gospodarczej jest konwergencja ze strefą euro oraz wyrównywanie różnic w dochodach. Jeśli polska gospodarka będzie dalej rozwijać się szybciej niż gospodarka strefy euro wówczas nawet przy stałym kursie konwergencji rosnąć będzie wartość aktywów stanowiących zabezpieczenie kredytów walutowych (mieszkań) oraz wynagrodzenia w Polsce. Kredyt w euro powinien więc być tańszy. Najkorzystniejszym momentem na dokonanie przewalutowanie był okres gdy SNB utrzymywał sztywny kurs eurchf (1.2). Wówczas za każde 100 tys kredytu we frankach otrzymywaliśmy 83.3 tys kredytu w euro. Dzis kurs eurchf wynosi 1.05, co oznacza że w efekcie przewalutowania 100 tys franków otrzymamy 96.1 tys kredytu w euro. Tyle, mniej więcej, kosztowała każdego frankowicza pogawędka prof Belki o wielkości męskiego przyrodzenia podczas kolacji za którą zapłacono służbową kartą prowadzonej w czasie, gdy SNB jeszcze utrzymywał peg franka do euro, a QE już było w Europie dyskutowane. Wówczas był najlepszy moment na przewalutowanie kredytów frankowych na kredyty w euro.
19. Publikuję ten wpis na szybko, bez edycji i korekt, nie chce mi się na razie czytać go ponownie, więc mogą pojawić się w nim lapsusy. Do tematu będę jednak wracał analizując na razie luźny pomysł przewalutowania kredytów frankowych na kredyty euro. W perspektywie spłaty tych kredytów, tzn. ponad 20 lat, Polska prawdopodobnie znajdzie się w strefie euro więc propozycja KNF by dziś przewalutować kredyty walutowe na złotowe, gdy od złotówki będziemy odchodzić, wydaje się pochopna i mniej atrakcyjna od przewalutowania na euro.
http://samcik.blox.pl/2015/03/Czy-polski-rzad-podlozyl-noge-frankowiczom.html
OdpowiedzUsuńhttp://wyborcza.biz/finanse/1,105684,17689193,Polski_rzad_podlozyl_noge_frankowiczom__Awantura_o.html
W skrócie, w świetle tego co napisałem powyżej polskie banki mają przechlapane w ETS. Dyrektywa MIFID:
5. Państwa Członkowskie zapewniają, że przedsiębiorstwa inwestycyjne świadczące usługi inwestycyjne, inne niż określone w ust. 4, zwróciły się do klienta lub potencjalnego klienta z prośbą o przekazanie informacji dotyczących jego wiedzy i doświadczenia w dziedzinie inwestycji, odpowiedniej do określonego rodzaju oferowanego lub wymaganego produktu lub usługi, tak aby przedsiębiorstwo inwestycyjne mogło dokonać oceny, czy przewidziana usługa inwestycyjna lub produkt są odpowiednie dla klienta.
W przypadku gdy w oparciu o informacje otrzymane na podstawie poprzedzającego ustępu przedsiębiorstwo inwestycyjne uważa, że produkt lub usługa nie są odpowiednie dla klienta lub potencjalnego klienta, przedsiębiorstwo inwestycyjne ostrzega o powyższym klienta lub potencjalnego klienta. Ostrzeżenie to należy przekazywać w ujednoliconym formacie.
"W przypadkach gdy klient lub potencjalny klient podejmuje decyzje o nieprzekazywaniu informacji określonych na podstawie akapitu pierwszego lub jeżeli przedstawia niewystarczające informacje dotyczące jego wiedzy i doświadczenia, przedsiębiorstwo inwestycyjne ostrzega klienta lub potencjalnego klienta, że taka decyzja uniemożliwia przedsiębiorstwu ustalenie, czy przewidziana usługa lub produkt są dla niego odpowiednie. Ostrzeżenie to należy przekazywać w ujednoliconym formacie."
itd...
http://eur-lex.europa.eu/LexUriServ/LexUriServ.do?uri=CELEX:32004L0039:PL:HTML
(art 19)
"1. Państwa Członkowskie wymagają, aby przy świadczeniu na rzecz klientów usług inwestycyjnych i/lub, w miarę potrzeb, usług dodatkowych, przedsiębiorstwo inwestycyjne działało uczciwie, sprawiedliwie i profesjonalnie, zgodnie z najlepiej pojętymi interesami klientów oraz wypełniając, w szczególności, zasady wymienione w ust. 2–8.
2. Wszelkie informacje, w tym publikacje handlowe, kierowane przez przedsiębiorstwo inwestycyjne do klientów lub potencjalnych klientów powinny być rzetelne, niebudzące wątpliwości i niewprowadzające w błąd. Publikacje handlowe należy w sposób niebudzący wątpliwości oznaczyć, jako publikacje handlowe.
3. Klientom lub potencjalnym klientom należy dostarczyć kompleksowych informacji dotyczących:
- przedsiębiorstwa inwestycyjnego oraz usług przez nie świadczonych,
- instrumentów finansowych oraz proponowanych strategii inwestycyjnych; powinny one obejmować stosowne wytyczne oraz ostrzeżenia o ryzyku związanym z inwestycjami w takie instrumenty lub odnoszącym się do poszczególnych strategii inwestycyjnych,
- podmiotów realizujących zlecenia, oraz
- kosztów i odnośnych opłat,
skonstruowanych w taki sposób, aby klienci lub potencjalni klienci mogli zrozumieć charakter oraz ryzyko związane z usługą inwestycyjną oraz określonym rodzajem oferowanego instrumentu finansowego, a co za tym idzie, mogli podjąć świadome decyzje inwestycyjne. Informacje te należy przekazywać w ujednoliconym formacie."
Banki przegrają sprawy kredytów frankowych w ETS. Moim zdaniem trybunał przyjmie widełki dla kurs franka i uzna, że aprecjacja franka powyżej kursu przekraczającego powiedzmy 25% kursu po jakim kredyt był zaciągnięty obciąża bank a nie klienta.
...natomiast jeśli chodzi o takie oceny:
Usuń"Ale jako deponent, posiadacz lokat w kilku bankach, oczekuję od rządu, że będzie bronił stabilności finansowej banków, bo chcę dostać z powrotem moje pieniądze, z dopisanymi odsetkami. Zaś jako posiadacz dziesięcioletnich obligacji rządowych oraz udziałów w licznych funduszach inwestycyjnych lokujących m.in. w rządowe papiery dłużne, jestem zainteresowany tym, żeby pieniądze budżetu państwa nie były używane do ratowania mojego banku po tym, jak ten umorzy mój kredyt :-). Ot, taki ze mnie schizofrenik."
...to wydaje mi się, że odnoszą się do jakiejś zupełnie innej sytuacji niż ta z jaką mamy do czynienia. Urwanie kilkudziesięciu miliardów z zysków banków nie zagraża w żaden sposób "stabilności depozytów". To głos w interesie akcjonariuszy banku pobierających dywidendę a nie w interesie klientów banku, zarówno depozytowych jak i kredytowych.
Nie zgadzam się też z tą zasadą, że "banki przerzucą swoje koszty na klientów". To nie jest prawda. Im większe zyski mają banki tym większe są ich oczekiwania odnośnie ich powiększania, tym bardziej szkodliwe i kosztowne dla ich klientów produkty trafiają na rynek. Tylko wyraźny sygnał, że "to się nie opłaca" a opłacalne jest wyłącznie prowadzenie działalności zgodnie z interesem klienta może zmienić sytuację.
W ostatnim czasie polskie banki zwolniły kilka tysięcy pracowników, pozamykały wiele oddziałów, zatrudniły personel na słuchawce do sprzedawania toksycznych z punktu widzenia klienta produktów i czują się bezkarne powiększając swoje zyski. Kwota 16 mld złotych zysków za 2014 to połowa polskiego deficytu budżetowego.
W interesie stabilności polskiego sektora finansowego jest sprawowanie nad nim nadzoru - a nie uciekanie od tej odpowiedzialności w kierunku frazesów, że "w ten czy inny sposób odbiją to sobie na nas".
Taka drobna sprawa jak skoki w perspektywie wypłat z BFG również pokazuje jak jednostronny jest dziś medialny przekaz: wypłaty z BFG to nic innego niż luzowanie ilościowe, druk pieniądza. W interesie rządu jest zasilenie sektora finansowego płynnością aby mógł wykreować jeszcze więcej pieniądza kredytowego. Jak dotąd wydano w ten sposób 2 mld złotych, które przełoży się na kilkanaście mld zł kredytów. To spory zastrzyk dla gospodarki. Mamy więc swoje luzowanie ilościowe: kasa płynie nie tylko z BGK, z tzw. Polskich Inwestycji Rozwojowych, nie tylko z OFE, którym rząd zabrał składkę, umorzył obligacje aby się zadłużać dalej, nie tylko z FRD, który został opróżniony w ciągu dwóch kadencji, ale nawet z BFG!
UsuńNieodpowiedzialna ekspansja fiskalna i monetarna jest ogromnym zagrożenie dla stabilności finansowej RP i finansów jej obywateli.
Ostatnim instrumentem rozpędzającym gospodarkę po który sięgnie rząd jest przyjęcie euro. Nie wymyśliłem sobie tego sam, odsyłam do wystąpienia członka obecnej RPP sprzed kilku miesięcy, który przestrzegał przed ryzykiem systemowym wynikającym z niskich stóp procentowych podając przykład Grecji. Mówienie, że "w Polsce będzie inaczej" to nie jest żadna gwarancja ani obietnica odpowiedzialności za przyszłość gospodarczą kraju.
UsuńSzalenie ważna dla stabilności sektora finansowego w Polsce jest stabilność sektora finansów publicznych. Rządy koalicji PO PSL rozmontowały wszystkie bezpieczniki jakie były majstrując zarówno przy ustawie o finansach publicznych jak i w ustawach o zabezpieczeniu emerytalnym. Budżet jest strukturalnie niezrównoważony i z takim budżetem przystępujemy do kolejnej ekspansji fiskalnej na 100 mld euro "nowej perspektywy unijnej".
OdpowiedzUsuńW interesie wszystkich kredytobiorców, depozytariuszy, pracowników najemnych i przedsiębiorców jest zrównoważenie finansów publicznych. Nie jest ono w interesie polityków. Nie podoba mi się to, że dziennikarze dali za wygraną w tej sprawie.
Jak widać na rynku niektóre banki, te najgorsze, znów szukają kapitału w kieszeniach drobnych ciułaczy. Akurat co do tego gracza na rynku, biorąc pod uwagę jego fuzje, przejęcia, ekspozycje i lekceważący stosunek do ryzyka mam spore wątpliwości czy czasem nie okaże się piramidą. Bieżące wyniki nie uwzględniają ryzyka strat w przyszłości. Ta postawa na rynku obligacji i funduszy, wmieszanie się w spektakularne bankructwa... Cóż, polski kapitał działa w trudnych warunkach na rynku finansowym, jest wystawiony na bardzo silną konkurencję.
OdpowiedzUsuńhttp://wyborcza.biz/pieniadzeekstra/1,144147,17693936,Najtansza_pozyczka_gotowkowa__Ktory_bank_wybrac_.html
OdpowiedzUsuńStopy procentowe w dół.
Koszt kredytu w górę.
Do tego zwolnienia pracowników, kampania marketingowa, premie dla zarządu i dywidenda dla akcjonariuszy.
I patrząc na to wszystko uczciwy komentator nie może powiedzieć, że "banki po prostu przerzuca swoje koszty i straty na klientów" albo że stabilność polskiego systemu finansowego oznacza konieczność zapewnienia permanentnych hipezysków i ponadprzeciętnej rentowności działalności bankowej. Przejściowa, wynikająca z koniunktury strata w sektorze bankowym jest jak najbardziej naturalnym zjawiskiem potwierdzającym jego konkurencyjność. Obrona dywidendy akcjonariuszy i premii menadżerskich nie ma nic wspólnego ze stabilnością sektora finansowego czy interesem klienta.
Wracając do przewalutowanie kredytów we frankach na euro. Kilka drobiazgów:
OdpowiedzUsuń1. Po kursie eurchf na poziomie co najmniej 1.22 (dziś 1.05). Koszt przewalutowania po wyższym kursie w połowie powinien pokryć bank: to rekompensata za wyciśnięty z klienta spread. W połowie pokryć go powinien NBP (dla banku to bezbolesne po źródłem pokrycia kosztu jest rezerwa rewaluacyjna). NBP nie może się uchylać od odpowiedzialności i nie chodzi tylko o to, że zamiast zajmować się bezpieczeństwem systemu szef NBP rozwodził się o wielkości swojego fiuta stołując się na służbową kartę. Chodzi też o to, że bank nie gromadził rezerw adekwatnych do ryzyka systemu, ograniczał podaż krajowego pieniądza akceptując jego kreacje poprzez kredyty walutowe, itd.
Poza tym, skoro rząd tak chętnie dosypuje drew do ognia (OFE, FRD, BFG, PIR, itd) dlaczego NBP miałby się nie dołożyć ze swojej strony?
A mówiąc poważnie, jeśli chodzi o sytuację kredytobiorców którzy brali kredyt w 2007-2008, przy bardzo niskim kursie (i, na szczęście dla nich, wysokich stopach) to moim zdaniem interwencja jest potrzebna. Klient powinien móc sprzedać swoje mieszkanie, zamknąć pozycję. Brak takiej możliwości bardzo hamuje popyt na rynku nieruchomości.
Nie ulega dla mnie wątpliwości że ewentualne przewalutowanie powinno być po niższym kursie. Dlaczego? Choćby dlatego, że po przewalutowaniu wartość szwajcarskiej waluty spadnie i wtedy wszyscy powiedzą: "trzeba było nic nie robić".
UsuńPrzewalutowanie na euro wyższym kursie eurchf (1.20 zamiast 1.05) na koszt banku i NBP trochę medialnie zamortyzuje ten efekt.
Dla klienta z kredytem walutowym liczy się po prostu wysokość raty. W efekcie przewalutowania rata kredytu powinna spaść.
Druga sprawa to LTV. Nawet jeśli LTV po przewalutowaniu z franków na euro nie spadnie poniżej 100% to perspektywy na jego większy spadek w nieodległej przyszłości są wyższe.
--------------
Ewentualna decyzja o przewalutowaniu franków na euro ma też swoje minusy. Frank w końcu zostanie uznany za przewartościowany. Kiedy? Może za 10-20 lat. A może to po prostu kwestia zamknięcia kredytów frankowych? Albo zmiany koniunktury, czyli powrotu do czasów gdy kurs franka zgodnie z założeniem SNB spadał (a mechanizm carry trade rozkwitał)? Dla tych z żyłką spekulantów kredyt frankowy pozostaje dobrym rozwiązaniem. A jest ich bardzo wielu wśród frankowiczów do czego niechętnie się przyznają.
...dlatego warunki propozycji przewalutowania kredytów we frankach na euro powinny zakładać, że jest to propozycja jednorazowa: "albo decydujesz się się na przewalutowanie, albo zostajesz z frankiem na zawsze, masz czas do końca kwartału". Kurs eurchf ustalamy na 1.20, zrzucają się na niego banki (raczej niech to będzie 80% kosztów ogółem, a nie 50% jak pisałem wcześniej) i NBP (pozostałe 20%). Będzie to raptem kilkanaście mld złotych a więc roczne zyski sektora. Bardzo mało.
UsuńKlient powinien się zdecydować: jak zostanie z frankiem, to już więcej takich opcji przewalutowania na euro nie będzie do czasu integracji z eurozoną.
W wywodach zahaczyłem o kwestię integracji Polski ze strefą euro, integracji walutowej, przyjęcia euro w Polsce. Do tego tematu pewnie wrócę w kolejnym wpisie, ale już teraz chciałbym zasygnalizować, co o tym myślę.
OdpowiedzUsuńW telegraficznym skrócie: wejście do strefy euro - tak. Wejście do "strefy Junkersa-Tuska" zdecydowanie nie, chociaż wydaje mi się, że interesie frankowiczów jest przewalutowanie na euro.
Strefa Junkersa-Tuska to strefa w której biedne kraje nigdy nie dogonią najbogatszych, będą się zadłużały i uzależniały od pomocy zewnętrznej: staną się wiecznymi "beneficjentami pomocy unijnej". Polska już znalazła się w orbicie zainteresowania otrzymywaniem w nieskończoność pomocy i zadłużaniem się zagranicą, stajemy się krajem który za sukces uważa "absorpcję środków unijnych" i tylko elity polityczne i grupa skupiona wokół koalicji rządzącej może liczyć na życie na "średnim europejskim poziomie" (europosłowie już się zintegrowali ze strefą euro w zakresie swoich diet, następni w kolejce są posłowie).
---------------------------
Przyjęcie euro - tak. Pod warunkiem zwrotu obligacji na konta emerytalne, dyscypliną budżetową na poziomie 3% pkb i długiem na poziomie max 60% pkb. Kryteria zawsze były jasne, choć "reformy" ustawy o finansach publicznych w Polsce idą w innym kierunku (jeśli chodzi o dług samorządów) a działania państw członkowskich UE polegają na konsekwentnym łamaniu pakietów stabilności...
Rezygnując z polityki monetarnej rząd ma tylko jeden instrument polityki gospodarczej: politykę fiskalną. I jest tylko jedna polityka fiskalna, która zapewnia konwergencję do poziomu dochodów w Europie Zachodniej. Ciasna polityka monetarna. Zdyscyplinowane, zrównoważone finanse publiczne.
Dziś polski rząd robi wszystko aby rozmontować to, co jest fundamentem wzrostu gospodarczego. Ekspansja monetarna (nasze krajowe QE) i fiskalna są naszym największym wrogiem w dążeniu do znalezienia się na ścieżce zrównoważonego wzrostu gospodarczego, która zapewnia konwergencję do poziomu dobrobytu w Europie Zachodniej.
Gdybyśmy powrócili do starej składki w OFE i utrzymywali deficyt na poziomie 1-2% PKB skompensowalibyśmy straty na umorzeniu obligacji OFE.
Powinniśmy zrezygnować z pozyskania części funduszy europejskich i skupić się na gospodarności przy ich wydawaniu - dziś wszystkie europejskie programy mają ogromny, przekraczający 50% narzut zbędnych kosztów: to są zbędne projekty lub nadmiar biurokracji lub przewymiarowanie inwestycji.
Powtórzę to, co wiele razy na tym blogu pisałem: nie znam kraju, który za pomocą dotacji osiągnąłby poziom wysokiego rozwoju gospodarczego. Nawet plan Marshalla czy polityka MacArthura w Japonii miały tylko doraźny charakter (zniszczenia wojenne) a fundamentem wzrostu gospodarczego była klasyczna, proeksportowa polityka gospodarcza która opierała się na zrównoważeniu budżetu.
Dostęp do kredytu po przyjęciu euro wzrośnie. Kredyt będzie tani. Aby efektywnie korzystać z tego instrumentu i nie wpaść w długi (nie konsumować na kredyt) trzeba mieć ciasną politykę fiskalną.
Przyjęcie euro na takich warunkach będzie oznaczało przejściowe trudności wynikające z urealnienia płac i cen do wydajności (efektywności) pracy. Ale bardzo szybko to urealnienie (spadek względem poziomu płac i cen w Europie) zacznie działać na naszą korzyść bo mamy elastyczną i konkurencją gospodarkę.
Wejście do strefy euro z gospodarką o zrównoważonych finansach publicznych sprawi, że wynagrodzenia i poziom życia zaczną rosnąć. Tylko wtedy zaczną rosnąć.
Powinniśmy zdawać sobie sprawę, że straszenie euro (Duda) nam nie pomaga, ale przyjęcie euro przy obecnej polityce gospodarczej rządu (Kopacz i Bronek) będzie katastrofą w dłuższej perspektywie. Czy naprawdę mało jest na to przykładów? Grecja, Hiszpania, Portugalia - to są kraje, które pogrążyła polityka gospodarcza jaką my dziś uznajemy za słuszną.
Mój interes jest taki: chcę zarabiać po europejsku, żyć po europejsku, mieć pensję w euro na poziomie europejskim (niemieckim). I jest to możliwe jeśli przyjmiemy euro narzucając sobie dyscyplinę budżetową, utrzymując niski poziom długu publicznego. Im mniejszy jawny i ukryty dług, tym szybciej osiągniemy standard europejski. Jeśli nawet nie stanie się to za mojego życia to na pewno załapią się na to nasze dzieci. Na razie wygląda to tak, że obiecujemy im konieczność finansowania naszych emerytur i bezrobocie na poziomie hiszpańskim.
UsuńTak się składa, że mieszkam w mieście, w którym prezydent (pan Michał Zaleski) doprowadził do spektakularnego wzrostu zadłużenia tłumacząc go "rozwojem". Ten "rozwój" to jest sauna i spa dla Skibińskiego i Posadzy, a dla Wojciecha Giedrysa niepewność czy jutro dostanie wierszówkę za uczciwie napisany tekst i kąpiel w wannie w bloku na Rubinkowie (patrz: sledzpotorunsku.pl)
Do Posadzy, Skibińskiego, Pietrowskiego (Czas Gospodarzy, czyli lokalny oddział PSL, wiecznego koalicjanta wszystkich rządów i lojalnego koalicja Platformy) wygrzewających się w saunie dodam jeszcze uszy Platformy w osobach radnego Jóźwiaka i Myrchę w zarządzie IPH i pozostałych radnych tej partii którzy odnaleźli się w strukturach spółek samorządowych, wydziałów i departamentów dyrektorskich lub przynajmniej na pokładzie asystentury posła, senatora czy europosła. Tam już jest po europejsku. Tam już jest sauna, spa, dotacje i kontrakty.
Jaki argument można przedstawić przeciwko przewalutowaniu kredytów frankowych na euro?
OdpowiedzUsuńCzy banki wolą mieć kredyt walutowy we franku czy w euro?
Banki wolałyby mieć kredyty we frankach. Szwajcarski pomysł aby powiązać podaż franka ze rezerwami złota ilustruje podejście Szwajcarów do kwestii stabilności i wartości swojego pieniądza. Szwajcaria jest zdeterminowana by nie psuć swojego pieniądza. SNB natychmiast zareagował też na decyzję o drukowaniu w euro rezygnując z utrzymywania sztywnego kursu do euro.
Z punktu widzenia banku lepiej mieć aktywa w twardej walucie. Z punktu widzenia klientów tych banku lepiej by było mieć zobowiązania kredytowe w słabszej walucie. Trudno mi to sobie wyobrazić, ale kto wie czy w czasach bardzo dużej niepewności banki nie zechcą udzielać kredytów wyłącznie w złocie i domagać się ich spłaty w złocie.
Ten kontrargument w sprawie przewalutowania kredytów we frankach na euro ma też swoją drugą stronę: największe europejskie instytucje finansowe mają aktywa w euro a nie we franku szwajcarskim. Ryzyko walutowe (kursowe) jest bardzo istotną częścią dzialalności bankowej a w przypadku aktywów w euro jest zdecydowanie mniejsze niż w przypadku franka.
Z moim symulacji wynika, że przewalutowanie na euro po kursie eurchf 1.20 zamiast kursu bieżącego (1.05) nie spowodowałoby dużego spadku raty dla klienta. Libor EUR jest dodatni, wyższy niż Libor CHF.
UsuńTo jest już temat na osobny wpis, ale skoro jesteśmy przy propozycji robienia przez banki, nadzór finansowy i NBP prezentów swoim klientom - w zamian za lata wydzierania im kasy - to czemu skorzystać mają tylko frankowicze?
OdpowiedzUsuńNiech przewalutowanie dotyczy wszystkich kredytów mieszkaniowych i korporacyjnych zaciągniętych także w złotym.
Nadal zostajemy przy swojej walucie, ale znaczna część polityki pieniężnej (stopy procentowe) jest już kierowana przez ECB.
W tej sytuacji osiągamy cel do jakiego dąży (ukrywając to na razie przed społeczeństwem) koalicyjny rząd: wejścia do strefy euro i rozgrzania gospodarki tanim kredytem.
Warunkiem takiej polityki (dostępności kredytu, luźnej polityki monetarnej, zwiększania podaży pieniądza) jest zrównoważenie budżetu i utrzymywanie bardzo niskiego deficytu i długu. Udział długu w PKB powinien spadać, deficyt powinien być niski.
Tani kredyt szybko wywoła silny wzrost gospodarczy i przejściową inflację, które ułatwią rządowi zrównoważenie budżetu. Wbrew pozorom taka polityka wcale nie jest trudna z politycznego punktu widzenia.
Najgorsze co może spotkać kredytobiorców, przedsiębiorców i obywateli jest prowadzenie polityki taniego kredytu (dziś stopy na pln są bardzo niskie) i jednocześnie ekspansywnej polityki fiskalnej: dużego deficytu, rosnącego długu publicznego jawnego i ukrytego.
Innymi słowy, nie można mieć taniego kredytu i jednocześnie "pozyskiwać środków z Unii" powiększając dług publiczny. To jest polityka skrajnie niebezpieczna.
Usuń...a taką politykę nasz koalicyjny rząd zamierza prowadzić w najbliższych latach. Kredyt jest tani, rentowności polskich papierów skarbowych niska a politycy już przebierają nóżkami do koryta nowej unijnej perspektywy.
UsuńNiebezpieczeństwo takich manewrów (przewalutowanie wszystkich kredytów na euro i przejście na stopę libor eur) polega na tym, że kurs bardzo by spadł (zloty by się umocnił) co uderzyłoby w konkurencyjność naszych przedsiębiorstw. Ceny aktywów i kapitału poszły wówczas do góry. Kredyt byłby tańszy ale ceny wyższe.
Usuń