Most na Waryńskiego

Most na Waryńskiego
Lata 70. Rys. inż. A. Milkowski. Sensowna lokalizacja trasy mostowej (zmieniona przez Zaleskiego)

czwartek, 31 marca 2016

GSE premiera Morawieckiego



Prof. Leszek Balcerowicz słusznie zauważa jednak, że nie ma żadnych kompetentnie dobranych środków, których realizacja miałaby to zapewnić. "To", czyli cud gospodarczy.

Autorzy zwycięskiej kampanii wyborczej PiS chwycili się haseł z kampanii prezydenckiej Baracka Obamy. Chwycili się to mało powiedziane - po prostu przetłumaczyli je z angielskiego na polski i wybory wygrali w cuglach.

Nadszedł więc czas, aby przetłumaczyć prof. Balcerowiczowi jakimi "kompetentnie dobranymi środkami" może być budowany amerykański sen z Planu Morawieckiego.

Nie silę się tym zdaniem na sarkazm pod adresem profesora, który pozostanie dla mnie numerem jeden wśród ekonomicznych autorytetów, którym zawdzięczamy polską transformację i wyjście z niewypłacalności. To raczej figura retoryczna pozwalająca przejść do meritum, czyli tłumaczenia na język polskiej gospodarki procesów inicjowanych przez GSE, czyli government-sponsored enterprises.



O Fannie Mae, Freddim Mac'u czy Sallie Mae można sobie poczytać w internecie. Myli się jednak ten, kto sądzi, że kryzys finansowy z 2008 roku zasadniczo zmienił podejście amerykańskich decydentów do roli GSE w kształtowaniu polityki gospodarczej. Wręcz przeciwnie, amerykański Fed, dążąc do przywrócenia wzrostu gospodarczego poprzez anty-cyklicznie oddziaływanie na output gap jest bardzo mocno zainteresowany pobudzeniem popytu właśnie za pośrednictwem stabilnie i bezpiecznie działających GSE. Amerykanie nie rezygnują z GSE - pomni lekcji ostatniego kryzysu, obejmują je jednak znacznie większą kontrolą nadzorczą (Dodd-Frank Act).

Przed wyprawą do krainy GSE, kilka słów wprowadzenia.

* * *

Dla amerykańskiego Fed-u podstawowym celem jest zmniejszenie output gap, czyli łagodzenie cyklu koniunkturalnego w perspektywach prognozowanej recesji. Innymi słowy, Fed zainteresowany jest przede wszystkim zmniejszeniem cyklicznego bezrobocia i tworzeniem stabilnych perspektyw dla wzrostu gospodarczego w długiej perspektywie (niska inflacja). Tymczasem polski odpowiednik Fed, czyli Rada Polityki Pieniężnej, ma w zasadzie tylko jeden cel, tj. cel inflacyjny.

Niekonwencjonalna polityka monetarna, czyli QE (LSAP) jest w Stanach elementem strategii komunikacyjnej Fed z rynkami. W Polsce, póki co, jest niedopuszczalna (choć podczas luźnych rozmów w restauracji propozycje by trochę poluzować przed wyborami się pojawiały; skończyło tak, że nie wiadomo kto i po co miał mały mikrofonik, wiadomo tylko kto "ma dużego").

O tym, jak ważne są stopy procentowe przekonała się odchodząca ekipa rządząca, która nie załapała się na widoczne ożywienie (spadek bezrobocia, wzrost płac) wynikające z cięć dokonanych przez RPP. Nie przeceniałbym jednak roli tego instrumentu dla obecnie rządzących. Dziś bowiem, patrząc na umocnienie złotego, można przyjąć, że - tak jak ostatnim razem - naganiacze dopną swego i RPP obniży stopy pod ich dyktando (parytet z euro).

Krótkoterminowe stopy procentowe, które kształtuje RPP nie oddziałują bowiem bezpośrednio na wzrost popytu i PKB. Dla wzrostu gospodarczego najistotniejsze są oczekiwania dotyczące stóp długoterminowych. Chyba przesadzam upraszczając w ten sposób, ale nasunął mi się przykład z kredytem mieszkaniowym o zmiennej stopie procentowej. W ciągu ostatnich dwóch lat jego rata mogła spaść o 30%, ale każdy, kto taki kredyt ma i odczuł ulgę w wyniku spadku stóp wie, że rata może wzrosnąć, gdy stopy powrócą do poprzedniego poziomu lub wzrosną jeszcze bardziej.

Fed sięga więc po instrumenty niekonwencjonalnej polityki monetarnej w celu kształtowania stóp długoterminowych, a jednym z najbardziej istotnych instrumentów takiej polityki są stabilnie działające GSE.

* * *

Mam nadzieję, że z tego wywodu dość jasno wynika, że rozmontowanie niezależności RPP i NBP nic nie da. Nawet zwolennicy "dobrej zmiany" zwrócą uwagę, że rozmontowanie niezależności polityki monetarnej spowoduje wzrost długoterminowych stóp procentowych, które kształtowane są przez niepewność i oczekiwania rynków. Żadna władza monetarna, nawet Fed, nie wpływa bezpośrednio na długoterminową stopę procentową. Fed rozumie, że może próbować na nią oddziaływać swoją polityką informacyjną. Fed uważnie przygląda się też instytucjom, które mogą oddziaływać na długoterminową stopę, czyli GSE. Ale dużo więcej zrobić nie może.

* * *

Jak więc przetłumaczyć na język polskiej polityki gospodarczej termin GSE? Myślę, że bardzo pasuje tu przeklęty w Polsce termin PPP, czyli Partnerstwo Publiczno-Prywatne.

Nie ma lepszego narzędzia wywołania "dobrej zmiany". Problem jest raczej ze zrozumieniem tego czym jest "PPP - GSE". Z pewnością nie jest programem budowy autostrad opartym na know-how i pieniądzach Kulczyk Holding.

Dla mnie budowa autostrady za prywatne pieniądze byłaby PPP, gdyby powstało kilka spółek celowych skapitalizowanych w pewnej części przez skarb państwa, ale w dużej mierze na rynku, finansujących się instrumentami dłużnymi i kredytami bankowymi z gwarancjami rządowymi, które przystąpiłaby do realizacji inwestycji celu publicznego jakim jest budowa i zarządzanie siecią autostrad. 

W sytuacji gdy "rynek" reprezentuje jeden inwestor finansujący się kredytami w polskich i zagranicznych bankach z gwarancjami bądź zagranicznymi obligacjami, o jakim partnerstwie mówimy? O partnerstwie jednego poukładanego biznesmena z politykami rządzącej partii. Moim zdaniem to jest patologia i uwłaszczenie inwestycji a nie PPP.

Wracając do meritum, istotą GSE jest wykorzystanie rynków finansowych i gwarancji rządowych do finansowania wybranych inwestycji w celu dywersyfikacji ryzyka. Kluczowym aspektem działania GSE jest dywersyfikacja ryzyka. 

Realizacja niektórych, bardzo potrzebnych gospodarce inwestycji, nie jest możliwa w warunkach gospodarki rynkowej ze względu na niedoskonałość mechanizmów rynkowych. Ten truizm można zrozumieć dopiero wówczas, gdy za punkt wyjścia do zrozumienia pojęcia "niedoskonałości mechanizmów rynkowych" przyjmie się perspektywę ryzyka kredytowego.

Rynek kredytuje (finansuje) realizację tylko tych inwestycji, których ryzyko umie rozpoznać. W ramach PPP, poprzez instytucje takie jak GSE, niepewność związana z przyszłymi przychodami z projektów jest ograniczana i zamieniana na mierzalne ryzyko, które może być wycenione. Wycena tego ryzyka przyjmuje postać długoterminowej stopy kredytowej, czyli oczekiwanej przez inwestorów stopy zwrotu z projektu. 

Mówimy, że pewnych inwestycji rynek nie sfinansuje i dlatego mamy podatki lub dług publiczny, które są narzędziami ich realizacji. Ale jeśli chcemy realizować wielkie projekty gospodarcze, choćby takie jak wskazane w Programie Morawickiego, czyli Planie na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju - inne niż budowa filharmonii w Białymstoku, mostu drogowego w Toruniu czy Stadionu Narodowego w Warszawie - to podatki i dług publiczny nie wystarczą. Do budowy silnej gospodarki potrzebny jest interwencjonizm państwa na poziomie usuwania niedoskonałości rynku, czyli kształtowania ryzyka kredytowego w taki sposób, aby rynkowi opłacało się finansować wybrane przedsięwzięcia. 

Moim zdaniem jest tylko jedno skuteczne narzędzie pozwalające ograniczyć poziom ryzyka kredytowego, tzn. dywersyfikacja. 

Rozproszenie ryzyka powinno być widoczne na każdej płaszczyźnie planowania przedsięwzięć gospodarczych, tzn. na etapie wyboru projektów, wyboru podmiotów, wyboru źródeł finansowania, wyboru zarządzających projektami, itd. 

Nie wierzę w wartość dużych, "punktowych" inwestycji. Ich wycena jest dla mnie obarczona ogromnym ryzykiem. Nikt mnie nie przekona, że wydanie 2 mld zł publicznych pieniędzy na budowę trasy mostowej w 200-tysięcznym Toruniu może przyczynić się do rozwoju tego miasta bardziej, niż realizacja 100 inwestycji średnio po 20 mln zł każda, w części z pieniędzy publicznych, w części z prywatnych, przez kilkudziesięciu różnych inwestorów. Basically, you don't put all eggs in one basket - nie wkłada się wszystkich jaj do jednego koszyka. Taka strategia to gwarancja fiaska - jeśli nie przy okazji akurat tej inwestycji, to przy okazji kolejnej. Taka strategia nie prowadzi do wyboru efektywnych kosztowo projektów (jeśli weźmie się pod uwagę koszt ryzyka). To jest pójście na skróty, na kontraktacyjną łatwiznę z publicznej kasy.

* * *

"Boom na szkolenia - zabrakło pieniędzy" - pisze Gazeta Wyborcza. Parę miesięcy temu, chyba w trakcie kampanii wyborczej, namawiałem do stworzenia programu w ramach którego każdy pracownik będzie mógł sam wybrać szkolenia i skorzystać z refundacji części poniesionych wydatków na podnoszenie kwalifikacji zawodowych. Nie chcę odbierać pracodawcom możliwości organizacji refundowanych szkoleń pracowniczych, ale czy nie lepiej byłoby gdyby każdy mógł wybrać sobie takie szkolenia, jakie chce, przekwalifikować się oceniając własne kompetencje i sytuację na rynku pracy? 

Gdzie jest nasze Sallie Mae? Jednym z efektów wprowadzenia kredytów studenckich (dofinansowanych przez BGK) był boom edukacyjny. Ale edukacja nie kończy się na dyplomie licencjata czy magistra. Rynek pracy wymaga ciągłego podnoszenia kwalifikacji by sprostać konkurencji. Z punktu widzenia ryzyka dla wszystkich najbardziej optymalnym sposobem finansowania szkoleń jest ponoszenie kosztów w części przez pracownika, w części przez pracodawcę, a w części ze środków publicznych lub quasi-publicznych objętych gwarancjami rządowymi. 

Dyskutujemy o niskich nakładach na badania, rozwój i wdrożenia innowacji. Ale gdzie są instrumenty obniżające poziom ryzyka inwestycji rozwojowych dla przedsiębiorców? Nie chodzi o to, aby powstał jeden podmiot, który pokryje straty, gdy inwestycja nie wypali, lub zgarnie część korzyści, gdy się uda. W takim mechanizmie nie ma żadnej zachęty do realizacji sensownych projektów. W projektach powinny brać udział tylko podmioty, które osiągają zwrot za poniesienie kosztów ryzyka, tzn. ktoś kto podejmuje decyzje o wyborze inwestycji dostaje premie, gdy projekt się uda i ponosi koszt, gdy projekt się nie udaje, ale ów koszt jest dla niego akceptowalny. Upraszczając, jeśli podejmę złą decyzję, nie stracę pracy, ale odbije się to na moim wynagrodzeniu, natomiast stracę pracę jeśli nie podejmę żadnej decyzji. Odnosząc to rozumowanie do relacji gospodarczych: jeśli nie podejmę aktywności, wypadam z rynku, jeśli nie umiem zarządzać ryzykiem i ponoszę nadmierne ryzyko, wypadam z rynku, jeśli umiem ponosić koszty ryzyka - zostaję i mam premię za ryzyko. 

To nie są teoretyczne dywagacje i dysputy na poziomie idei. Po prostu nie mam w głowie prostych przykładów na każdą okoliczność, zwłaszcza na okoliczność rozmowy o wspieraniu innowacji we wszystkich branżach i sektorach gospodarki narodowej. 

Mam jednak wrażenie, że budowa "inkubatorów przedsiębiorczości" czy funduszy wspierania innowacji trochę abstrahuje od kwestii zarządzania ryzykiem. Wynika to z koncentracji procesów wspierania innowacyjności na środkach publicznych pod kontrolą urzędniczą. Takie twory jak K-PAI, o którym kiedyś pozytywnie pisałem na blogu, mimo sporej swobody, są nadal zbyt oderwane od rynków kapitałowych i finansowych, zbyt mocno związane z pieniędzmi samorządu województwa, pozbawione stabilnych systemów motywacyjnych dla zarządu, którego z właścicielem (samorządem) łączą więzi raczej mało biznesowe.

* * *



Budowanie skutecznych "incentive compatible mechanisms" w gospodarce rynkowej jest wyznacznikiem dobrego PPP i ma zasadniczy wpływ na wzrost gospodarczy. 

Wcześniej na blogu wspominałem o tym, aby przyjąć perspektywę ryzyka kredytowego, jego kosztów i stopy zwrotu za punkt wyjścia do dyskusji o PPP. Plan Morawieckiego jest pretekstem aby do tej dyskusji powrócić. 

Diagnoza zawarta w prezentacji Planu na stronie ministerstwa jest bardzo poruszająca i adekwatna. Rzeczywiście, bez omówienia instrumentów do realizacji założeń ów plan może być odbierany jako "zbiór pobożnych życzeń". Uważam jednak, że lepiej poświęcić czas na dyskusję o tym jak te życzenia zrealizować niż krytykować koncepcję za jej ogólnikowość na poziomie operacyjnym. 

Nie dziwię się, że w prezentacji zabrakło opisu instrumentów realizacji polityk rządowych bo te instrumenty są trudne do opisania. Proste recepty i pomysły na wzrost gospodarczy już się wyczerpały z chwilą gdy gigantyczny wzrost długu publicznego został sfinansowany oszczędnościami emerytalnymi z OFE i kreatywną księgowością wokół ZUS. Za podkreślenie szkodliwości takiej polityki gospodarczej - wbrew ówcześnie panującemu klimatowi politycznemu - zawsze będę pełen uznania dla prof. Balcerowicza (licznik długu, debata z Rostowskim).


* * *

"Model amerykański" PPP w dużej mierze opiera się na rozwiniętym rynku finansowym, podczas gdy w "modelu europejskim" większą rolę odgrywać będzie sektor bankowy. Amerykańskie GSE skupują kredyty hipoteczne aby emitować papiery wartościowe, których nabywcami są podmioty rynku finansowego. Ich polskim odpowiednikiem są banki hipoteczne. Celem amerykańskich GSE jest zapewnienie obywatelom dostępu do kredytu hipotecznego na zakup mieszkań. Podmioty rynku finansowego chętnie kupią instrumenty (MBS) zabezpieczone kredytami hipotecznymi, jeśli ich emitent jest sponsorowany przez rząd, któremu zależy na tym, aby ludzie mieli gdzie mieszkać.

Celem naszych GSE miałoby być finansowanie biznesplanów polskich przedsiębiorstw, zarówno małych jak i dużych. GSE pozyskiwałyby finansowanie w drodze emisji papierów wartościowych, a środki z tych emisji byłyby przekazywane przedsiębiorcom na realizację projektów inwestycyjnych. 

GSE miałyby więc charakter funduszy inwestycyjnych zajmujących się emisją jednostek uczestnictwa. Ich inwestorami byłyby zarówno osoby fizyczne jak i instytucje monetarne (banki, inne TFI, fundusze ubezpieczeniowe), jednostki samorządu terytorialnego, inwestorzy zagraniczni, itd. Stopy zwrotu dla inwestorów kupujących jednostki GSE wynikałyby z osiąganych przez nie wyników, a te zależałyby od rentowności przedsięwzięć, które GSE by finansowały. Część z tych przedsięwzięć mogłaby wymagać wkładu publicznego, ale wszystkie byłyby inwestycjami prywatnymi.

Nie jestem uważnym obserwatorem rynków w Polsce, ale zdążyłem zauważyć jak dużym hamulcem w ich rozwoju jest ryzyko braku właściwego nadzoru. Nadzór fizycznie nie jest w stanie zweryfikować wiarygodności wszystkich inwestorów przedstawiających prospekty emisyjne i memoranda - za bardzo wieloma kryje się wyłącznie chęć wyprowadzenia pieniędzy, rzeczywista bądź pozorowana skrajna nieudolność zarządzających ryzykiem. WGI czy IDM z funduszami Idea to głośne sprawy, ale jest tego dużo więcej - zarówno na poziomie instrumentów kapitałowych jak i obligacji korporacyjnych. 

GSE mogłyby więc być uzupełnieniem nadzoru nad rynkami, tzn. pełnić rolę instytucji zapewniających wiarygodność ciekawych przedsięwzięć, które szukają źródeł finansowania, ale nie mogą go znaleźć ponieważ nie są w stanie oczyścić się z aury niepewności. GSE byłyby więc pośrednikiem biorącym prowizję (płatną z dołu) za obniżenie poziomu ryzyka rynkowego i ponoszącym część kosztów ryzyka wynikającego z projektów. 



* * *

Największym ryzykiem realizacji Planu Morawieckiego będzie rzecz jasna unijna polityka zakazu pomocy publicznej.

Rozumiem jej cel w ten sposób, że gdyby zezwolić na stosowanie pomocy publicznej, rządy państw narodowych wspierałyby ze środków publicznych swoje krajowe przedsiębiorstwa co doprowadziłoby do tego, że na rynku zostałyby wyłącznie przedsiębiorstwa z największych krajów, o najlepiej rozwiniętych gospodarkach.

Odejście od zakazu pomocy publicznej sprawiłoby na przykład, że Niemcy mogliby wpompować tyle euro w swój przemysł, że w Polsce zostalibyśmy co najwyżej z fabrykami dostawców śrubek na potrzeby niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego; i to pewnie byłby tylko jeden rodzaj śrubek, bo drugi produkowaliby Bułgarzy.

Dzięki Unii mamy więc mieć możliwość skorzystania z atutów wolnego rynku w taki sposób, aby zbudować konkurencyjny dla niemieckiego przemysł motoryzacyjny czy rynek producentów taboru szynowego. Czy wolny rynek rzeczywiście daje takie możliwości?

Ale to już chyba trochę inna opowieść.






6 komentarzy:

  1. Wreszcie coś dobrego w gazecie. Wywiad z Bonim:
    http://wyborcza.pl/magazyn/1,151484,19853739,michal-boni-bylismy-glusi.html

    Rozmowa z facetem który zalegalizował wyzysk. Przez wyzysk rozumiem historie jakie przez ostatni rok słyszałem od młodych ludzi z którymi pracowałem czy których poznałem przy różnych okazjach, np wspólnych podróży. Historie typu na umowę zlecenie czy ćwierć etatu a reszta pod stołem. Czy takie historie:
    http://wyborcza.biz/biznes/1,147666,19847451,bezbronni-ochroniarze-czyli-klopot-z-placa-minimalna.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie ze Boniemu wydaje się że jeszcze może wrócić do polityki. Z Platformą lub inną formacją.

      Otóż nie. Boni ma odwagę mówić wprost, za to go cenię. Ale odpowiadał za strategię i poniósł fiasko. W moich oczach to co zrobił jest potworną kompromitacją. To było kilka głupich nieprzemyślanych posunięć na początku po których nastąpił wysyp propozycji programowych które w istocie były gołosłowne jak raport Polska 2030. Dno.

      Natomiast co do formacji, czyli PO, to słowa Boniego wystarczająco dobrze potwierdzają moje wcześniejsze domysły. I moja reakcja jest następująca: nigdy więcej. Tusk, Lewandowski, Rosati, Bielecki, Rostowski. Nie i już. Teraz patrzę na Razem, jako opozycję. Ewentualnie na Nowoczesną póki trzyma się z dala od PO. I kibicuję planowi Morawieckiego bo jest niejako próbą podjęcia wyzwań z których zadrwiła PO w swoim dokumencie programowym na ostatnie wybory który tu kiedyś komentowałem. Nawiasem mówiąc cieszę się że Petru rozmawia z Kaczyńskim. Tym bardziej im bardziej Tomasz Lis i prof Władyka są z tego powodu oburzeni.

      Usuń
    2. Lubię faceta, ale wygląda to tak: kilka nieprzemyślanych, nie mających uzasadnienia działań skutkujących stworzeniem machiny wyzysku, następnie wiele lat trwania na stanowisku i pisania miernych strategii do szuflady, po czym emigracja do Brukseli po dietę i emeryturę europosła.

      W tym wszystkim brakuje tylko spokoju sumienia.

      No ja go nie umiem panu Boniemu zapewnić.

      Usuń
    3. PO do końca walczyła by stawki minimalnej za godzinę pracy nie było. W swoim programie na wybory opowiadali o flexicurity:) Wszędzie gdzie warto się obejrzeć ta stawka jest. W Stanach, w UK, w Niemczech. Tego się nie da zapomnieć.

      Usuń
  2. Już wkrótce na blogu lajtowy wpis: Krawiec i fryzjer. Czas odpocząć od polityki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli chodzi o samorządowe podwórko tu u nas to wydaje mi się że warto byłoby bardziej zdecydowanie zmienić styl zarządzania regionem. Ja tego nie kupuję. To co wyszło albo raczej nie wyszło z bit city. Chodzi o kolej ale tez o aglomerację. Albo tę nieudolność z PKS. Czy ze strategia dla Ciechocinka. Wydawanie kasy w 2007-13 to raczej takie podejście to rozwoju które należałoby gruntownie zmienić. By to sie już nie powtórzyło.

    OdpowiedzUsuń