Most na Waryńskiego

Most na Waryńskiego
Lata 70. Rys. inż. A. Milkowski. Sensowna lokalizacja trasy mostowej (zmieniona przez Zaleskiego)

poniedziałek, 11 listopada 2013

Tragiczne losy Donalda Tuska


Założenia budżetu na przyszły rok uwzględniają konsekwencje zmian w systemie emerytalnym, które w Sejmie będą głosowane dopiero w przyszłym roku. Posłowie będą więc postawieni w podobnej sytuacji jak amerykańscy kongresmeni: albo budżet Rostowskiego, albo żaden - ze wszystkimi konsekwencjami tych wariantów, z których żaden nie gwarantuje stabilności finansów publicznych. 


Dla wielu posłów brak alternatywy będzie wystarczającym usprawiedliwieniem, aby zmianę systemu emerytalnego zaakceptować. Ich większość będzie zdecydowanie "za" ponieważ Tusk może w sprawie OFE liczyć nie tylko na PSL, ale zarówno na PiS jak i na SLD. Opozycja już bardzo zdecydowanie poparła pomysł rozwalenia drugiego filara systemu emerytalnego w mediach. Zazwyczaj opozycji zależy na podgrzaniu atmosfery i wykorzystuje do tego wszystkie okoliczności o trudno o lepszą: brak możliwości zrealizowania budżetu opartego na fikcyjnych założeniach. Jeśli chodzi o OFE posłowie wszystkich partii są jednak zaskakująco zgodni z rządem i zamierzają wspólnie dokonać bardzo niekorzystnych dla Polski zmian.



Krytyczne zdanie o pracy posłów i fatalna w sondażach ocena praca Sejmu nie jest więc przesadzona. Nie znajduję dziś w parlamencie ani jednej osoby godnej zaufania, a przecież od wielu lat biorę udział w wyborach i wśród posłów czy senatorów znajdowałem osoby, których wypowiedzi ceniłem. Dziś nie ma tam ani jednego rozsądnego głosu w sprawach dla Polski ważnych; nasz bardzo udany system emerytalny tworzony z myślą o przyszłości nie znajduje na ławach poselskich ani jednego obrońcy. 

Reforma emerytalna z 1999 roku jest jednym z niewielu osiągnięć polskiej państwowości wychodzących z założenia, że nasz kraj będzie trwałym, niezależnym bytem gospodarczym, zdolnym samodzielnie funkcjonować w przestrzeni europejskiej. To jest piękne, patriotyczne założenie które zostało zrealizowane - idea, która się zmaterializowała poprzez ustawy, instytucje do obsługi tego systemu powołane, faktyczny przepływ pieniądza. 

W polskiej historii gospodarczej od czasów gospodarki kapitalistycznej niewiele jest przykładów myślenia o państwie w dłuższej perspektywie. W okresie II RP dominowała potrzeba szybkiej realizacji dużych inwestycji, którą być może kształtowało poczucie zagrożenia agresją sąsiadów. W wystąpieniach Donalda Tusk również wyczuwalne jest to poczucie dziejowej misji, a inwestycyjna ekspansja w ostatnich latach ma nas przekonać, że premier stara się sprostać wizji przeobrażenia kraju. Z gruntu nieuczciwe - nawet wobec siebie - jest jednak płynące z ust premiera zapewnienie, że skoku cywilizacyjnego dokona unikając działań powodujących społeczne niepokoje, bolesnych, uderzających w grupy interesu i ich przywileje. 



Bismarck stworzył system emerytalny, który w Niemczech przetrwał aż do lat 90-tych ubiegłego wieku, początkowo zresztą był to system całkowicie kapitałowy. Gruntowne reformy niemieckiego systemu emerytalnego całkowicie zmieniające bismarckowski system i wprowadzające dodatkowe filary przygotowywane były w tym samym czasie co prace nad zmianami polskiego systemu a zakończyły się kilka lat po naszej reformie z 1999 roku.

Cechą polskiej reformy emerytalnej jest moim zdaniem świetne dopasowanie charakterystyki systemu do założeń gospodarczej transformacji - która cały czas trwa i będzie jeszcze trwać przynajmniej dwie dekady. Tylko i wyłącznie od polskich ministrów zależy to jak szybko polska gospodarka będzie się rozwijać w tym czasie (koniunktura na świecie wcale nie jest tak istotną zmienną w układzie równań, którego wynikiem jest relatywny dobrobyt społeczny za 10 lat; najważniejszą jest dobre zarządzanie). Reforma emerytalna z 1999 roku jest dla Polski tak dobrym fundamentem rozwoju jak reformy Bismarcka dla Niemiec z lat 80'tych XIX wieku. 

Królestwo Prus, na rubieżach którego znalazł się Toruń
w okresie największego rozkwitu. 

Siła gospodarcza pruskiego państwa była tak duża, że ówczesna jego granica jeszcze dziś 
wyraźnie dzieli Polskę na dwie części różniące się potencjałem gospodarczym,
poziomem przedsiębiorczości, mentalnością i wartościami jakimi kierują się lokalne społeczności 



Polski parlament tego nie rozumie, żaden z 460 posłów i 100 senatorów nie umie, nie chce, boi się wyrazić takich propaństwowych poglądów publicznie, co mnie trochę przeraża. Polska demokracja broni się jednak tym, że instytucje państwa wyrażają bardzo krytyczne oceny planowanych przez rząd Donalda Tuska zmian w systemie emerytalnym. Rządowe Centrum Legislacji, Prokuratoria Generalna, GUS, NBP, Komisja Nadzoru Finansowego kwestionują przygotowane przez Rostowskiego ustawy, których wprowadzenie Donald Tusk chce wymusić w przyszłym roku. Co już mu się w zasadzie udało.

* * *

Nie da się ukryć tego, że rząd Platformy Obywatelskiej i PSL nie kontroluje poziomu długu publicznego. Od początku było jasne, że integracja Polski z Unią i chęć wykorzystania środków europejskich spowoduje budżetowy kryzys. Do budżetu Unii wpłacamy rocznie 15 mld złotych, te pieniądze gdzieś trzeba było znaleźć. Owszem, dostajemy więcej (ok 65 mld) ale żeby wziąć cokolwiek z Unii, żeby odzyskać chociaż wpłacone 15 miliardów, musimy znaleźć w budżecie pieniądze na wkład własny w przeróżne programy, który wynosi pewnie średnio co najmniej 20% od tych pozyskanych 65 mld. Napięty od zawsze polski budżet potrzebował więc w ostatnich sześciu latach rocznie co najmniej 30 mld złotych dodatkowych dochodów, które wyszukiwano ad hoc, w różnych funduszach (frd, drogowy), a także czy poprzez cięcia, czyli ograniczanie wzrostu wydatków (oświata, zdrowie, pensje w budżetówce).

Rząd Tuska nigdy nie rozwiązał problemy braku pieniędzy na integrację europejską. Ów rząd po prostu zwiększał dług publiczny.

Nie rozumiem dlaczego Tusk obiecywał podniesienie VAT na trzy lata, skoro od początku było jasne, że te dodatkowe 5-6 mld rocznie z VAT nie rozwiązuje problemu braku dochodów na współfinansowanie budżetu Unii. Tusk obiecywał również czasowe zmniejszenie składki do OFE z 7.3% podstawy wynagrodzenia do 2.3% (a więc o 2/3). To również nie były rozwiązania wystarczające, aby zapewnić stabilność finansów państwa w związku z członkostwem w Unii, a mimo tego premier zapewniał, że mają one tylko przejściowy charakter. To nie była prawda.

Rozumiejąc konieczność przeprowadzenia głębokiej reformy finansów publicznych wynikającą z integracji z Unią Europejską rząd PO ich nie przeprowadził. 

* * *

Poza wszelką dyskusją jest konieczność eliminacji przywilejów emerytalnych różnych grup zawodowych, w tym także tych wynikających z KRUS, opodatkowanie działalności rolniczej, reforma systemu pomocy społecznej, oraz podniesienie wieku emerytalnego, które daje największe korzyści finansowe Funduszowi Ubezpieczeń Społecznych. Im później te zmiany są wprowadzone, tym większe są koszty dla gospodarki: koszty ponoszone są dłużej, są tym większe im później wprowadzi się zmiany, zaś korzyści pojawiają się później, trzeba na nie czekać.

Nie ma reform, które nie kosztują, nie ma ich przynajmniej w modelach zakładających efektywność Pareto. Rząd powinien mieć (w miarę) jasno określony harmonogram reform zakładających (w miarę) prostą drogę do celu. Próba oszukiwania społeczeństwa, że na konieczne reformy można poczekać, albo wmawianie ludziom, że z pewnych reform rezygnujemy, chociaż zamierzamy je przeprowadzić to najszybsza droga do utraty zaufania wyborców, utraty mandatu do rządzenia i poparcia w sondażach.

* * 


Zdaję sobie sprawę, że wymienione wyżej zmiany są politycznie trudne do wprowadzenia (tłumaczył to Janusz Lewandowski, ale nie kupuję). Jednak to właśnie w tych sprawach rząd i parlamentarzyści PO powinni wykazać się sprytem, przebiegłością, talentem retorycznym i medialnymi umiejętnościami, na tym powinna koncentrować się kampanie PR Platformy Obywatelskiej, partii na którą głosowali ludzie młodzi, o poglądach liberalnych, oczekujący gospodarczego przyspieszenia. Tymczasem Platforma odwróciła się od swojego elektoratu i zaczęła realizować program partii socjalnych czy populistycznych, bo przecież zmiany w OFE jakie proponuje Rostowski są kopią pomysłów z programu Samooobrony.


Aby utrzymać władzę i dokonać gospodarczego skoku Platforma Obywatelska powinna od 2007 roku prowadzić szeroką kampanię medialną przekonującą do konieczności przeprowadzenia trudnych reform które uderzają w interesy grup silnych na ulicy, niesprawiedliwie uprzywilejowanych, tzn. kampanię marginalizującą i ośmieszającą przeciwników modernizacji państwa, epatującą przykładami ludzi, którzy z tych przywilejów nie korzystają a je finansują oraz ludzi, którzy w wyniku tych przywilejów nie mają pracy. Tymczasem minister prof. Jacek Rostowski nazywa Leszka Balcerowicza lobbystą, który broni interesów PTE/OFE. Wielką porażką Donalda Tuska jako premiera jest właśnie doprowadzenie do umocnienia tych wszystkich sił i grup społecznych, które broniąc swoich własnych interesów hamują rozwój Polski. Tragiczne losy premiera Tuska dopełniły się, gdy wraz z Rostowski nazwał prof. Balcerowicza lobbystą OFE a utrzymał niesłuszne i drogie przywileje ludzi, którzy cały czas dążą do odsunięcia go od władzy.

W pierwszych latach swoich rządów Donald Tusk, świadomy nieuchronnego wzrostu wydatków budżetowych wynikających z integracji... obniżył składkę rentową do FUS (co ciekawe, nie kojarzę żadnego ekonomisty, który wówczas publicznie by tę decyzję krytykował; kojarzę natomiast swoje wpisy na forum GW na temat). Tusk obniżył "tymczasowo składkę do OFE, "przejściowo" podniósł VAT. Wszystko po to, aby teraz permanentnie zlikwidować drugi filar reformy emerytalnej?

W okresie minionych 6 lat gabinet Tuska oraz Platforma Obywatelska i jej think-tanki nie podjęły się przygotowania realnej wieloletniej perspektywy budżetowej dla Polski, która obejmowałaby obciążania dla budżetu państwa związane z integracją z Unią. Jadąc na unijne szczyty Tusk ślepo negocjował "jak najwięcej dla Polski" nie bardzo wiedząc na co chce pieniądze wydawać, ile ich potrzebuje, jakie duże inwestycje musi zrealizować a jakie są w ogóle niepotrzebne bo kompletnie nie wyszły. Rząd PO w ogóle nie zajął się finansami samorządów, które nic nie dokładają się do unijnego budżetu ale bardzo wiele z niego biorą i w większości te środki są marnowane - tak jak w Toruniu.

Na unijnym budżecie świat się kończy, to akurat nie jest tak istotny czynnik rozwoju jak reformy wewnętrzne, których można dokonać. Nie chodzi tylko o te bolesne, które uderzają w interesy uprzywilejowanych, ale o reformy, które doprowadzą do powstania mechanizmów kreujących ekonomiczne inicjatywy, które wywołują napędzający się wzrost gospodarczy. Gabinet Tuska i Platforma Obywatelska takich rozwiązań dla Polski nie przygotowały i nie zamierzają przygotować, skupiają się tylko na doraźnym szyciu budżetu. Platforma postawiła na środki europejskie (z czym akurat się nie zgadzam) ale przez 6 ostatnich lat nie dostosowała budżetu państwa do ich absorpcji. Likwidacja drugiego filara też nie jest rozwiązaniem zapewniającym stabilność finansów państwa; to znów jest rozwiązanie tymczasowe, na parę lat, na krócej nawet niż budżet europejski 2014-2020.

* * *

Na podsumowanie tych myśli będzie jeszcze czas na tym blogu (mam nadzieję, że znów uda mi się go swoim bliskim wykraść). Zachęcam wszystkich do oderwania się od durnych felietonów w toruńskim dodatku Gazety Wyborczej i zaglądania na te strony częściej. 

Cieszę się, że nie nikt nie odczuwa potrzeby komentowania cyklu felietonów Prezydenta Torunia, Michała Zaleskiego, w toruńskiej Gazecie Wyborczej pod tytułem "Mój most". Cóż, każda gazeta ma swoją misję, a misją toruńskiej Gazety Wyborczej już chyba nigdy nie będzie rzetelna informacja o kształtowaniu wysokiej jakości przestrzeni miejskiej (może nią być co najwyżej kampania: "dajcie nam więcej pieniędzy").

* * *

Wracając do Tuska, to muszę się przyznać, że będąc nastolatkiem wskazałem go kiedyś jako polityka do którego mam największą sympatię i zaufanie. Wydawał mi się po prostu człowiekiem otwartym i szczerym. Nie zmieniłem zdania, co najwyżej uważam go dziś za postać po prostu tragiczną, która nie jest w stanie sprostać wyzwaniom, z którymi musi się zmierzyć, wyzwaniom stojącym przed Polską. Udałoby mu się, gdyby był konsekwentny i pryncypialny, gdyby po prostu robił to, w co wierzy i o czym z takim zaangażowaniem przez wiele lat mówił. Gdy został premierem po prostu zakręcił się lawirując gdzieś między pragnieniem zrobienia czegoś ważnego bez narażania się na atak. W ten sposób stał się jednak obiektem agresji wszystkich tych, którym nie chciał się narażać a jednocześnie stracił zaufanie ludzi takich jak ja, którzy pokładali w nim nadzieję.
Chciałbym wierzyć, że Tusk zdaje sobie dziś sprawę w jakie bagno wepchnął Polskę domagając się wielkiego budżetu europejskiego dla Polski i likwidując system emerytalny. Chciałbym wierzyć, że zdaje sobie sprawę, że w ten sposób destabilizuje naszą gospodarkę i finanse, że zadłużając Polskę zagranicą naraża jej suwerenność ekonomiczną, skąd blisko jest do większych niebezpieczeństw.




14 komentarzy:

  1. Tak nawiasem mówiąc, jak czytam w "Nowościach" ciekawy artykuł o Dworcu Głównym w Toruniu i linii kolejowej to przypominam sobie wszystkie informacje do jakich w necie się dokopałem na różnych fajnych blogach o Toruniu o przeobrażeniach naszego miasta dokonanego w drugiej połowie XIX wieku, w okresie pruskim.

    Pruskie imperium działało dobrze dlatego, że opierało się na solidnych fundamentach. W Polsce tak nie jest. Rząd nie potrafi przeprowadzić reform, nie umie zarządzać finansami publicznymi i długiem. Jedynym skutkiem likwidacji II filara będzie uzależnienie od zagranicznego kapitału. Skutkiem unijnych inwestycji będzie uzależnienie od dotacji.

    Gdyby Tusk i jego gabinet zreformowali Polskę w ostatnich 6 latach bylibyśmy w ciągu 7-10 lat gotowi do przyjęcia Euro (nie w sensie Maastrich, ale faktycznej konwergencji). Niestety, teraz to nam zajmie ponad 10 lat i skończy się pewnie tak jak w Grecji, Hiszpanii i Portugalii.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciemnogród wybory przegrał (w 2007), ale ciemnogród rządzi. Platforma buduje nomenklaturę, partię tę coraz bardziej tworzą ludzie bez charakteru, bez pomysłów, bez kompetencji.

    Nawiasem mówiąc, jedną dobrą radę Donald Tusk mógłby przyjąć. Wywalić, odsunąć, usunąć, pozbyć się ze swojego otoczenia Jana Krzysztofa Bieleckiego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tusk to reformowy tchórz. Jego główną ambicją to władza i "likwidacja" politycznych oponentów. W rozumieniu Tuska brak reform oraz podtrzymywanie wizerunku szalonego Kaczyńskiego to recepta na utrzymanie stanowiska. Nieszczęście Polski polega na braku konstruktywnej opozycji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tusk mi nigdy nie wyglądał na kogoś kto chce władzy dla samej władzy; został premierem nie dlatego, że tego chciał, raczej dlatego, że musiał. Z kolei Kaczyński zawsze chciał być kanclerzem.

      Czując Kaczyńskiego za plecami Tusk rządzi tak, jak rządziłby Kaczyński tylko mówi innym językiem. Jarosław cały czas dowodzi z tylnego siedzenia - jeśli chodzi o reformy gospodarcze. PiS robiłby dokładnie to samo, może tylko bardziej nieudolnie i z większą agresją. Przypomina mi się strajk pielęgniarek z końcówki rządów poprzedniej koalicji.

      PiS bardzo pomaga Tuskowi utrzymać władzę. Tusk bez większych skrupułów wykorzystał komisję Macierewicza i powrót do hipotezy zamachu, pomogło to Platformie podczas warszawskiego referendum i ogólnie w sondażach. Masz rację, to jest sprawdzona recepta na utrzymanie stanowiska i poparcia.

      Opozycji nie ma. Nie ma jej nawet w Platformie. To już po prostu partia lizusów i oportunistów, nudnych karierowiczów - zgadzam się z prof. Balcerowiczem.

      Usuń
  4. W pierwszej kolejności naprawianie finansów publicznych zacząłbym od obciążenia samorządów finansowaniem programów europejskich (budżet państwa wpłaca Kasę do Unii, więc samorządy niech wpłacają do budżetu jak chcą brać z niego pieniądze europejskie).

    I tu przypomina mi się akcja do której włączyli się nasi "gospodarze".

    http://stawka8mld.pl/kampania-idea/na-czym-polega-problem/

    Stawka 8 miliardów - czyli "zabierają nam pieniądze".

    Tylko 8 miliardów? Premier powinien zabrać im o wiele więcej.

    Toruń dostał setki milionów złotych z budżetu środków europejskich. Wygląda to tak, że budżet państwa uruchamia samorządom środki europejskie, a one uzyskują darmowy dostęp do miliardów: wystarczy tylko wykazać się wkładem własnym. Tak nie powinno być: samorządy powinny wnosi również wkład w finansowanie tych programów, proporcjonalny do pozyskiwanych środków. To z pewnością zmniejszyłoby plagę durnych projektów, takiego bezmyślnego wydawania pieniędzy jakie widać w Toruniu, w województwie kujawsko-pomorskim.

    W tej chwili wygląda to tak, że warunkiem każdego wniosku o dofinansowanie jest wskazanie wkładu własnego z krajowych środków publicznych. Warunek służy temu, aby wykluczać głupie projekty, które służą jedynie "pozyskaniu pieniędzy".

    Rząd powinien przede wszystkich popracować nad mechanizmem finansowania programów europejskich. Obciążyć finansowo samorządy, zapewnić finansowanie z wkładów prywatnych poprzez partnerstwo publiczno-prywatne. Zamiast inżynierii finansowej dla środków europejskich rząd co roku ceruje budżet państwa, np. podbierając kasę z Funduszu Rezerwy Demograficznej, albo majstrując przy drugim filarze.

    Na blogu radnego Michała Jakubaszka czytałem o tym, że to nie jest wina PiS, że w Toruniu brakuje pieniędzy na oświatę, że jest to wina rządu, który nie daje odpowiedniej subwencji. Ale ile setek milionów złotych Toruń dostał w ostatnich latach z budżetu środków europejskich? I ile rząd zapłacił, aby ten budżet był, a ile zapłacił Toruń? No właśnie. To, że Toruń dostaje setki milionów złotych wynika z tego, że budżet państwa wpłaca pieniądze do Unii.

    OdpowiedzUsuń
  5. W dużym skrócie wydawanie unijnej kasy z poziomu państwa wygląda w ten sposób: wpłacamy 1 euro, uzyskujemy 4 euro. Pod warunkiem, że wydamy jeszcze co najmniej 1 euro.

    Na poziomie samorządów wygląda to inaczej: nie wpłacamy nic, uzyskujemy tyle, ile "pozyskamy" (czyli tyle, ile lokalny polityk załatwi, tyle ile wywalczymy śląc pocztówki do Warszawy, ile wymusimy). I do tej "pozyskanej" sumy się dokłada, z reguły co najmniej tyle ile się "pozyskało"

    To nie jest żaden mechanizm finansowania, to jest system w którym Rostowski ceruje podarte gacie.

    Sposób finansowania inwestycji unijnych w Polsce jest bardzo niesprawiedliwy, wręcz niekonstytucyjny. Dochody publiczne idą przez budżet państwa i budżety samorządów według algorytmu. Środki europejskie żadnego algorytmu nie mają; są takie miasta, które dostają bardzo dużo pieniędzy i takie, które są ewidentnie poszkodowane, a w końcu to pieniądze mają mieć charakter rozwojowy. Jeśli mają taki charakter, w co wątpię, to powinno się zapewnić do nich bardziej racjonalny i przejrzysty dostęp.

    Struktura dochodów i wydatków jst w Polsce jest bardzo zróżnicowana. Są gminy biedne, których po prostu nie stać na wkład własny. Nie mają dochodów z CIT, nie mają dużych firm na swoim obszarze, mają wysoki poziom bezrobocia i bardzo duży udział wydatków bieżących i socjalnych w budżecie. Kompensuje im to "janosikowe", z tym, że to teraz też jest problem, bo najbogatsze województwo, które już w zasadzie nie kwalifikuje się do unijnego wsparcia jest tak zadłużone, że nie zamierza płacić janosikowego.

    Trzecia ważna sprawa to tzw. "konkurs". Pieniądze unijne są wydawane poprzez "konkursy". Proszę to określenie sobie wybić z głowy, to nie jest żaden konkurs tylko walka polityczna na pograniczu korupcji, która prowadzi wyłącznie do niegospodarności.

    Środki publiczne, a do nich należą również środki w ramach europejskiego budżetu, powinny być wydawane w sposób PRZEMYŚLANY, tzn. planowany, racjonalny, efektywny, przejrzysty, sprawiedliwy, z uwzględnieniem potrzeb, możliwości i celów interwencji.

    Słowo "konkurs" miało zastąpić te wszystkie przymiotniki, co doprowadziło do tego, że unijna kasa wydawana jest w sposób: nieprzemyślany, nieracjonalny, nieefektywny, bezmyślnie, uznaniowo, według zapotrzebowania politycznego.

    ...gdybym wrzucił tu wykres obrazujący jak wydawana jest unijna kasa w województwie kujawsko-pomorskim, ile pieniędzy dostał Toruń, a ile inne miasta i gminy, to marszałek Całbecki przyznałby rację prezydentowi Zaleskiemu, który mnie określił kiedyś "wrogiem miasta".

    Reasumując, rząd PO w ogóle nie zadbał o stworzenie systemu, racjonalnych mechanizmów wydawania unijnej kasy.

    Sposób finansowania budżetów samorządów i budżetu państwa od czasów reformy samorządowej nie został zmieniony i dostosowany do integracji europejskiej i realizacji budżetu środków europejskich.

    Istniejący quasi-system prowadzi do ogromnych patologii, do zjawisk bardzo niekorzystnych z punktu widzenia gospodarki, z punktu widzenia regionalnych gospodarek. Z Torunia pieniądze szerokim strumieniem wypływają, miasto traci gigantyczne pieniądze - a samorząd toruński przekonuje, że je "pozyskuje".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @ Gulewski, @Rzymyszkiewicz, @reszta platfusów - czytajcie, chłopaki. Nic lepszego sami nie wymyślicie.

      Usuń
    2. Nie wymagasz od nich z byt wiele?
      Myślenie ma przyszłość, ale nie w Partii Oszustów...

      Usuń
    3. Oni niczego się nie boją, bo nic nie wiedzą i nie rozumieją, a jednocześnie boją się wszystkiego, ponieważ są tylko wykonawcami INSTRUKCJI TUSKA i nigdy nie mogą być pewni, czy zachowali się nie przekraczając instrukcji czy nie zostaną zbesztani przez NIEOMYLNEGO MAŁEGO DYKTATORA. Tak to wygląda - BIERNI MIERNI WIERNI.

      Usuń
  6. "...urzędnicy są potężną klasą złożoną w większości z pasożytów i wyzyskiwaczy którym chodzi tylko o interesy ich klasy, mają oni naturalną skłonność do rozmnażania się jak króliki. Aby zapewnić posady swym kuzynom i przyjaciołom, starają się, by się ukazywały coraz nowe ustawy i rozporządzenia. Klasa urzędników jest rodzajem raka społecznego, który rozrasta się kosztem zdrowego społeczeństwa i jak rak go zabija, jeśli nie położy się tamy jego rozwojowi"

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja mam bardzo prosty sposób zasypania dziury budżetowej, który pozwoli zrezygnować z de facto likwidacji OFE. Sposób jest prosty, oczywisty, sprawiedliwy, uczciwy, nie wymaga żadnych poświęceń, reforma jest banalnie prosta.

    Wystarczy zalegalizować prostytucję i ją opodatkować.

    Dodatkowe dochody budżetu z VAT, akcyzy, PIT, CIT oraz zmniejszenie dotacji do FUS szacuję w przedziale 5-10 mld zł rocznie, ale nie zdziwiłbym się, gdy przyniosły ponad 10 mld zł.

    To jest nie tylko korzystne dla finansów publicznych ale po prostu praktyczne, dobre rozwiązanie dla kobiet.

    Dziś dochody z usług seksualnych są tax-free. Wszyscy się składamy na to największe zwolnienie podatkowe. Co ciekawe, świadczenie usług seksualnych za pieniądze jest legalne. Jednak nie sposób od tych dochodów zapłacić podatku.

    Najstarszy zawód świata może uratować drugi filar emerytalny, może uratować budżet państwa.

    OdpowiedzUsuń
  8. Prostytucja jest najbardziej promowaną przez ordynację podatkową działalnością gospodarczą. Sutenerzy to grupa zawodowa korzystająca z największych przywilejów i zwolnień podatkowych.

    Wszyscy składamy się te przywileje, każdy z nas płaci za usługi seksualne (świadczone innym).

    Nie zdziwiłbym się, gdyby takie hasło pojawiło się w kampanii Palikota. I wtedy Palikot wygra tym hasłem wybory w 2014 roku i 2015 roku też. Co więcej, będzie miał pieniądze na realizację swoich obietnic wyborczych.

    OdpowiedzUsuń
  9. Swego czasu Grupa Żywiec przygotowała raport na temat oddziaływania tej firmy na polską gospodarkę

    http://www.grupazywiec.pl/csr/materialy/_upload/pdf/Raport_ekonomiczny_POL_1.pdf

    na stronie 40 jest podsumowanie od strony fiskalnej. Podatki bezpośrednio wynikające z działalności firmy (min. vat, akcyza, cit, pit-y pracowników, itp) to 1.8 mld złotych w 2010 roku. Grupa zatrudnia 5.5 tys pracowników.

    Bardzo skromne oszacowanie dochodów z legalizacji świadczenia usług seksualnych polegałoby na pomnożeniu tej liczby przez 3, choć nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że wpływy przekroczyłyby 10 mld złotych rocznie.

    Te 10 mld złotych to jest służba zdrowia, oświata, edukacja, nauka dla nas, naszych dzieci, rodziców. Ale jak ktoś woli zamiast tego dawać upust prostytutkom bo mu sumienie nie pozwala inaczej, to jego problem i powinien go rozwiązać poza parlamentem i rządem.

    To jest tak oczywiste, że kolejne wybory w Polsce wygra ta partia, która ten postulat wniesienie.

    I zagłosuje na nią ponad 60% kobiet.

    Żaden argument nie przekona konserwatystów, aby taką zmianę wprowadzić? Jeden na pewno ich przekona. Jeśli tego nie zrobią, stracą władzę i zostaną zmarginalizowani na lata w polskiej polityce - przez własną głupotę. A wtedy kto będzie bronił państwo przed "liberalną cywilizacją śmierci"?

    Cóż, ten argument na pewno da każdemu konserwatyście do myślenia

    OdpowiedzUsuń