Most na Waryńskiego

Most na Waryńskiego
Lata 70. Rys. inż. A. Milkowski. Sensowna lokalizacja trasy mostowej (zmieniona przez Zaleskiego)

czwartek, 13 listopada 2014

Wybory 2014: okręgi wyborcze w Toruniu


Czy liczba mandatów w Toruniu jest poprawnie 
przypisana do liczby okręgów?


Moim zdaniem w okręgu nr 4 jest o jeden mandat za dużo a w okręgu nr 2 o jeden mandat za mało. Do takiego wniosku skłania analiza frekwencji w okręgach: w największym okręgu Torunia (4) jest ona najmniejsza natomiast w najmniejszym okręgu (2) najwyższa.

Nie neguję występowania odwrotnej zależności między wielkością okręgu a frekwencją. Wydaje mi się jednak, że podział na okręgi i liczba mandatów im przypisanych nie odzwierciedlają zmian zachodzących na osiedlach, np. budowy Osiedla Sztuk Pięknych na Fałata.




W okręgu nr 4 relatywnie najlepszy wynik osiąga komitet Michała Zaleskiego oraz Platformy Obywatelskiej. W okręgu nr 2 a także w okręgu nr 3 relatywnie najgorszy wynik ma komitet Michała Zaleskiego.


* * *

W wyborach do rady miasta Toruń podzielony jest na cztery okręgi wyborcze:

(liczba radnych na okręgi w linku powyżej nieaktualna)
aktualna liczba mandatów:
Okręg nr 1: 6
Okręg nr 2: 5
Okręg nr 3: 6
Okręg nr 4: 8


Każdy z okręgów wyborczych powinien mieć podobną liczbę mieszkańców. Idea dzielenia miasta na okręgi wyborcze bierze się chyba stąd aby radny był bliżej mieszkańców. Jak to wygląda w praktyce?

Gdyby okręgów nie było kandydaci musieliby albo oblepić całe miasto swoimi plakatami albo dokonywać samodzielnie strategicznych decyzji dotyczących podziału sił i zaangażowania w kampanię na obszarach, które uznają za ważne. W praktyce sprowadzałoby się to do tego, że podczas kampanii każdy z kandydatów zajmowałby się jakimś kawałkiem miasta.

Po zakończonej kadencji i tak rozliczamy cały komitet wyborczy z jego działalności w mieście, a nie poszczególnych działaczy z ich pracy w wyznaczonych okręgach wyborczych. Praca zespołowa radnych jest dużo ważniejsza niż indywidualne sukcesy takie jak wysoka frekwencja na komisjach i sesjach czy pomaganie mieszkańcom w indywidualnych sprawach. 

Brak okręgów dawałby kandydatom swobodę ich tworzenia na własny użytek. Niektóre fragmenty miasta mogłyby na tym ucierpieć. Kandydaci doszliby bowiem do wniosku, że wygrana w najbardziej zagęszczonej i największej dzielnicy jest gwarancją sukcesu, więc przeznaczaliby niewspółmierne środki podczas kampanii wyborczej oraz w trakcie kadencji na swój wizerunek w tym właśnie okręgu.

* * *

Idea dzielenia miasta na okręgi które mają swoje specyficzne problemy bierze się też z chęci przybliżania ludziom konkretnych kandydatów, którzy mają te problemy rozwiązywać. Wyraźnie koliduje ona z podziałem ideologicznym, który dzieli miasto niewidzialną granicą sympatii partyjnych na przekór naszym interesom jako mieszkańców ulic i osiedli. 

Polityczne granice ujawniają się chociażby w sposobie podejmowania decyzji przez radę miasta. Formowanie koalicji i głosowania mają charakter klubowy a nie terytorialny. Koalicje nie są zawierane ad hoc dla osiągnięcia celów osiedlowych tylko mają trwały charakter i powstają dla osiągnięcia celów politycznych. 

Radnych SLD, PiS, PO i Czasu Gospodarza z Bydgoskiego bardziej dzielą nawet najbardziej błahe samorządowe sprawy niż łączą najważniejsze problemy dzielnicy, którą reprezentują. Sprawa chodnika, ulicy czy placu zabaw na Bydgoskim jest sprawą partyjną, czy klubową. Mamy oświadczenia klubu radnych PO a nie oświadczenia radnych Bydgoskiego Przedmieścia.

Okręgi wyborcze nie wiążą polityków wokół spraw sąsiedzkich które trzeba uporządkować. Walka o władzę przez partie polityczne jest o wiele silniejszym spoiwem niż sprawy miejskie. 

* * *

Czym kierowano się dzieląc Toruń na okręgi wyborcze? Przedstawię charakterystykę toruńskich osiedli pod względem wielkości na podstawie danych z Lokalnego Programu Rewitalizacji. Granice osiedli przedstawione są na mapie załączonej do LPR:


Tabela 15 z LPR. Dodałem własne charakterystyki osiedli 
i przypisałem je do okręgów (mimo, że granice osiedli są nieco inne)

Okręg nr 1: Pd-Wsch.
Okręg nr 2: Zach
Okręg nr 3: Pn-Centr
Okręg nr 4: Wsch


Zestawienie danych z LPR o liczbie mieszkańców okręgów
z danymi z PKW o liczbie uprawnionych okręgach 
(widać różnice, ale w odwrotną stronę niż sugeruję)



Systematyzacja, grupowanie

Zróżnicowanie okręgów wynikające z przypisania im 
osiedli o zróżnicowanej wielkości 
(pominąłem nano i mikro osiedla, 
które mają łącznie 5% mieszkańców)

Wyjaśnienie podziału na okręgi

Skąd wzięły się akurat cztery okręgi? Taki podział wynika z istnienia czterech dużych jednostek mieszkaniowych - patrząc od zachodu: Bydgoskiego, Chełmińskiego, Rubinkowa i Skarpy. Mieszka w nich łącznie 118.7 tys ze 196 tys mieszkańców, tj. 61% wszystkich.

Do tych czterech dużych osiedli przypisano średnie i małe osiedla (a także Bielany które określiłem jako "mini"), których jest 7. Mieszka w nich kolejne 34% mieszkańców. Te jednostki można pogrupować w cztery pary (na różne sposoby) uzyskując po ok 15-17 tys mieszkańców w każdej parze.

Dokonując podziału na okręgi kierowano się więc tym, aby zróżnicować każdy z nich tak, aby one nie były jednorodne i składały się zarówno z części już ukształtowanej jak i tej, która się rozwija. 

Nie kierowano się jednak wyłącznie względami wielkości osiedli, ale także innymi występującymi między nimi powiązaniami. Moim zdaniem okręg nr 4 jest nie bez powodu ostatnim: składa się z tego, co zostało po stworzeniu pozostałych.

Bydgoskie dostało Bielany jako dzielnicę rozwijającą się. Do Starówki i Chełmińskiego przypisano Wrzosy. Skarpę i Rubinkowo trzeba było rozdzielić, więc do Skarpy przypisano Kaszczorek oraz Podgórz i Stawki jako dzielnice rozwijające się (na południe) natomiast do Rubinkowa dorzucono to wszystko, co zostało, a więc osiedla na zachodzie (Jakubskie i Mokre), których dołożenie do Chełmińskiego zanadto by ten okręg powiększyło, a na wschodzie dzielnice rozwijające się (Bielawy i Grębocin).



* * *

Moim zdaniem toruńskie okręgi są zbyt duże w związku z czym mieszkańcy a w konsekwencji także radni nie są z nimi zżyci. Wojciech Giedrys (dziennikarz Gazety Pomorskiej) jest miłośnikiem Rubinkowa, nie Jakubskiego, Mokrego czy Grębocina. Mnie zanadto nie interesuje co słychać na Brzezinie czy przy Polnej. Wszyscy zdajemy sobie też sprawę, że między mieszkańcami Skarpy i Stawek nie ma jakiejś wielkiej zażyłości. 

Okręgi są zbyt duże, ich granice wykraczają poza obszar naszych zainteresowań. Zwiększając liczbę okręgów wyborczych w mieście odchodzilibyśmy od ordynacji proporcjonalnej w kierunki większościowej i jednomandatowych okręgów wyborczych. Moglibyśmy mieć 25 okręgów i po jednym radnym z każdego okręgu, ale wówczas wchodziłby ten, który zdobył najwięcej głosów: przy dużej liczbie kandydatów o zbliżonym poparciu mogłoby się okazać że wystarczy 11% aby dostać mandat a pozostałe 89% głosów nie będzie miało swojej reprezentacji. 

System większościowy z jednomandatowymi okręgami obowiązuje od niedawna w małych gminach, pozwala łatwiej wygrywać wybory partiom (PO, PiS). Moim zdaniem w takim systemie ograniczenie kadencji radnego do dwóch jest warunkiem koniecznym dla rozwoju demokracji i przejrzystości pracy samorządu.


* * *
Jak  zwiększyć współpracę radnych na rzecz okręgów i ich mieszkańców kosztem współpracy na rzecz klubów, które reprezentują? 

Można rozważyć pójście w drugą stronę, tzn. zmniejszenia liczby okręgów i zwiększenia wielkości pojedynczego okręgu przy jednoczesnym zwiększeniu ich autonomii. Uzyskując autonomię w okręgu radni będą bardziej koncentrować się na pracy w tej części miasta, którą reprezentują. Większa autonomia okręgów doprowadzi również do tego, że łatwiej będą powstawać w nich mniejsze, nieformalne jednostki obejmujące grupy bloków, ulice, osiedla, itp.

Rozważmy taką sytuację: mamy 3 okręgi wyborcze, w każdym po 8-9 radnych. Chcąc cokolwiek zrobić dla okręgu ta grupa musi ze sobą współpracować. Jednocześnie można ją wyłonić w wyborach proporcjonalnych nawet przy progu 5% w skali miasta. 

Wydaje mi się, że wówczas radni sami wpadliby nas pomysł stworzenia komisji ds. rozwiązywania problemów w okręgu nr 1 oraz komisji ds. problemów okręgu nr 2 i analogicznej komisji dla okręgu nr 3.
Dziś mamy 4 okręgi: w trzech z nich mamy 5-6 radnych a tylko w jednym okręgu jest ich aż 8. Mamy więc 5 osobowy "klub radnych Bydgoskiego" oraz 8-osobowy klub radnych Czasu Gospodarzy, 7-osobowy klub radnych Platformy i 5-osobowy klub radnych PiS. Kluby komitetów wyborczych są większe niż liczba radnych w okręgu!

Zwiększając siłę klubu radnych okręgu nr 2 kosztem klubu radnych CzG, PO czy PiS zwiększamy szansę na współpracę ponad podziałami klubowymi na rzecz spraw okręgu - a jednocześnie osłabiamy pozycję prezydenta, któremu bardzo łatwo rozgrywać rywalizujące ze sobą kluby partyjno-ideologiczne. Nie ukrywam, że na tym mi również bardzo zależy.

* * *

Moja propozycja to zmiana statutu, okręgów i zwiększenie autonomii dla trzech nowych okręgów wyborczych Torunia oraz stałe komisje ds. rozwiązywania problemów każdego z tych okręgów w przyszłej radzie miasta. Decyzje w ramach komisji okręgowych powinny być podejmowane większością 2/3 głosów członków tych komisji, uchwały komisji przyjmowałaby tak jak i dziś rada miasta (zwykłą większością).

Zamiast podziału:
Okręg nr 1: Pd-Wsch.
Okręg nr 2: Zach
Okręg nr 3: Pn-Centr
Okręg nr 4: Wsch

Proponuję następujący:
1. Pd-Centr
2. Zach
3. Wsch
 


Proponowany podział miasta na trzy okręgi wyborcze




Podział na mandaty:



Dość wyraźnie widać, że optymalną jednostką w zarządzaniu Toruniem byłaby jednostka o wielkości 7-8 tys mieszkańców. Jeśli podzielimy dużą jednostkę (25-35 tys mieszkańców) przez cztery otrzymamy cztery jednostki o wielkościach 7-9 tys; podobnie jeśli podzielimy średnią jednostkę o wielkości 12-17 tys mieszkańców otrzymamy dwie jednostki i powierzchni 6-8 tys mieszkańców. 

4 duże = 16 jedn.
2 średnie = 4 jedn.
4 małe = 4 jedn.
1 mini + 5 mikro = 3 jedn.


W sumie mielibyśmy w mieście ok 27 jednostek (na 25 radnych) pogrupowanych w 3 autonomiczne okręgi wyborcze. W ramach jednostek funkcjonowałyby rady osiedla. Nie musiałyby mieć własnych budżetów: na początek wystarczyłoby, że stałe komisje okręgowe w radzie miasta wprowadzają poprawki do budżetu i planu inwestycyjnego.

* * *

Gdybym mógł zaproponować jedną prostą reformę, która nie kosztuje ani grosza a przynosi bardzo duże korzyści przez wiele lat to wyszedłbym właśnie z taką propozycją. To naprawdę nic nie kosztuje.

 * * *

Poniżej ciekawostka:

Wyniki wyborów z poparciem dla poszczególnych komitetów w barwach ideologicznych i w przekroju terytorialnym (okręgi wyborcze uszeregowane od najmniejszego okręgu do największego)

wyniki w % uprawnionych do głosowania w okręgu
razem: % wszystkich uprawnionych w mieście przypadających na okręg
źródło: PKW wybory 2010



A tu moja propozycja spojrzenia na wynik wyborów samorządowych w 2010 roku w przekroju wielkości okręgu oraz linii politycznego w następujący sposób:

reakcjoniści: PiS + SLD
liberałowie: PO + Lewica Razem + Przyjazne Bydgoskie
nieważne: oddane głosy nieważne
nie głosuję: liczba tych, którzy nie poszli na wybory
razem: liczba uprawnionych do głosowania

(głosy liczyłem w proporcji do liczby uprawnionych)
(razem: udział okręgu w liczbie uprawnionych)



Sens podziału na reakcjonistów i liberałów wyraża dążenie do porządkowania sceny politycznej według chyba najstarszego i jednocześnie najbardziej uniwersalnego podziału politycznego, tzn. na siły postępowe liberałów dążących do zmian i walczących o udział (partycypację) we władzy politycznej oraz na siły broniące ustalonego porządku, niechętne zmianom, broniące swojej pozycji i przywilejów wynikających z posiadania władzy, niechętnych by się nią dzielić z innymi (reakcjoniści). 

W Polsce ten podział przedstawiany jest często w taki sposób: po jednej stronie ludzie z silnym resentymentem do PRL, niedowartościowani w obecnym ustroju, po drugie ci, którym udało się w tym nowym ustroju odnaleźć, dobrze wykorzystać czas przemian.

Im bardziej obecny ustrój uniemożliwia bogacenie się młodemu pokoleniu Polaków, im bardziej koalicja PO+PSL konserwuje przywileje wąskich grup społecznych i swoje własne, im bardziej hamuje konieczne reformy (jak rząd Tuska i Kopacz) tym bardziej nieuchronne jest przejęcie władzy przez PiS i reakcjonistów. 

Stąd wynika moja zażarta niechęć wobec Platformy a zwłaszcza jej lokalnych działaczy, którzy w polityce budują przede wszystkim lobby towarzyskie i kierują się najbardziej prymitywnym politycznym instynktem. Grupa liberałów nie powiększa się, Platforma zatrzasnęła młodym ludziom drzwi do awansu społecznego czego skrajnym przejawem jest polityczny karierowicz startujący w barwach tej partii za pieniądze urzędu, posła czy senatora, otoczony wianuszkiem wolontariuszy na umowę śmieciową. Taka Platforma jest moim wrogiem numer jeden.

* * *

Toruń dzieli się politycznie na "bogaty" północny zachód (okręg 2-3) i "biedny" południowy wschód (okręg nr 1), któremu brakuje infrastruktury na cywilizowanym poziomie, a ta która powstaje obecnie pozostawia wiele do życzenia. Po środku jest największy okręg nr 4, w którym głosy rozkładają się niemal idealnie równo między reakcjonistów (11 tys) czyli PiS i SLD a liberałów, czyli PO (11 tys) i Czas Gospodarzy (10 tys).


Budowa mostu którą Zaleski tak potwornie opóźnił zmieniając jego lokalizację nie załatwia problemów "Polski B" Torunia, w której brakuje szkół, przedszkoli, sklepów, przychodni, porządnych uliczek, chodników i ścieżek rowerowych (praktycznie nie istnieją) czy komunikacji miejskiej. Jednocześnie to, co tam w ostatnich latach wybudowano pozostawia bardzo wiele do życzenia: mam na myśli standard osiedli socjalnych i komunalnych których prezydent Zaleski budować nie umie czy przygotowanie terenów sprzedawanych pod budownictwo jednorodzinne. Horror.

Nie bardzo rozumiem dlaczego urzędujący (od kilku kadencji) prezydent ma prawo startu w wyborach do rady miasta. To kuriozalny zapis ordynacji wyborczej który pozwala wprowadzać prezydentowi swoich ludzi do rady, co łamie zasadę trójpodziału władzy i wzmacnia i tak silną pozycję prezydenta.  Dzięki temu komitet Zaleskiego dostaje wyższy wynik w okręgu nr 1.

* * * 

Związek między wielkością okręgów wyborczych a podziałem mandatów metodą d'Hondta można przetestować w tym arkuszu: system dhondta v5 (60.0 kB).

3 okręgi 9 mandatowe (27 mandatów w radzie)

6 komitetów, 3 z dużym poparciem, 3 z małym poparciem
ułożone w kolejności od najbardziej reakcyjnego do najbardziej liberalnego (indeks R/L)
Po środku jest dyplomata-negocjator ("zero" na indeksie)
Arkusz prezentuje rozkład głosów: (%głos) i rozkład mandatów w radzie (%mandat).
Na wykresie: wynik wyborczy jest na czerwono a skład rady miasta na niebiesko.
Poniżej są obliczenia: kolorem zielonym są te ilorazy systemu dhondta, które wchodzą - 
- dzięki temu mamy spektrum poparcia (od reakcjonistów do liberałów w radzie miasta).
Pole zysk/strata pokazuje kto i ile zyskał w skutek przeliczania liczby głosów na mandaty.

Przy 9 mandatach mamy niepełne 3 okręgi wyborcze 3*9 = 27. 
Przy takim samym rozkładzie poparcia dla komitetów we wszystkich okręgach:
Czas Mieszkańców: 3*1 = 3 mandaty w radzie
PO: 6 mandatów
CzG 9 mandatów
PiS: 6 mandatów
SLD: 3 mandaty
KNP: 0 mandatów)


A teraz zmieniam wielkość okręgu z 9 mandatów na 8, potem na 7, potem na 6 i następnie na 5:

3 okręgi 8 mandatowe (24 mandaty)

PiS z poparciem 19% traci po 1 mandacie w okręgach 8 mandatowych 
(3 mandaty ogółem)


3-4 okręgi 7 mandatowe (21-28 mandatów w radzie)

SLD wypada z rady miasta 
(traci po 1 mandacie w okręgach 7 mandatowych)


4 okręgi 6 mandatowe (24 mandaty)

Czas Mieszkańców wypada z rady miasta 
(traci po 1 mandacie w okręgach 6 mandatowych)


5 okręgów 5 mandatowych (25 mandatów)

CzG traci po 1 mandacie w każdym okręgu 5 mandatowym
(5 mandatów ogółem)


Gdybyśmy zastąpili w tekście powyżej nazwy komitetów określeniami: duży - mały i położyli je na jakimś indeksie (np. takim jak zaproponowany: liberał-reakcjonista-negocjator) mielibyśmy bardzo uniwersalny obraz reguł rządzących światem polityki. Użyłem nazw komitetów wyłącznie dla ułatwienia zrozumienia zasad przeliczania głosów na mandaty. 

Proszę pamięć, że ta symulacja zależy od rozkładu głosów w radzie, tzn. jest poprawna wtedy gdy faktycznie mamy 3 małe i 3 duże komitety. Pokazuje ona, że taki rozkład poparcia społecznego będzie silnie zaburzony przez podział mandatów jeśli okręgi są małe (5-6 mandatowe).  Po jakimś czasie po prostu znikną komitety małe, zostaną tylko duże. 

Nazwy komitetów odgrywają marginalną rolę, najważniejszy jest rozkład, tzn. 3 duże mają zróżnicowane ale wysokie poparcie, natomiast 3 małe też mają mocno zróżnicowane ale relatywnie małe poparcie. Taki wybór scenariusza wydaje mi się najtrafniejszy.

* * *

Zauważmy, że odjęcie 1 mandatu w okręgu na Bydgoskim spowoduje, że komitet z największym poparciem traci tam 1 mandat. To nie musi być CzG, ale PO.

Zwiększenie liczby mandatów o 1 (z 5 na 6) w okręgach nr 1 i 3 na Chełmińskim powoduje że do rady miasta wchodzi jeden z trzech małych komitetów (CzM). 

Dalsze powiększanie mandatów sprawia dodanie kolejnego malucha (SLD) do rady miasta, a potem zwiększenie mandatu najsłabszemu z ugrupowań o dużym poparciu.

W warunkach toruńskich mamy 1 okręg duży (8 mandatów), który daje szansę małym komitetom, oraz 3 małe okręgi (5-6 mandatowe), które zwiększają siłę dużych graczy. Taki system niechybnie będzie prowadził do ograniczenia liczby komitetów w radzie miasta do trzech. 

Z kadencji na kadencję będzie stawało się jasne dla wszystkich, którzy rozważają wejście do polityki, że drzwi są dla nich zamknięte przez tych, którzy już tam są. Nowy komitet w Toruniu nie dostanie przecież ot tak 20% - może liczyć na 10-15% na kredyt od wyborców. Racjonalny elektorat nie da komuś, kto nigdy nie był u władzy dać od razu 20% poparcia. Nowy komitet z 1 głosem w radzie miasta - bo może zdobyć mandat tylko w dużym okręgu - nie ma zdolności koalicyjnej. Jeden radny nie jest w stanie efektywnie rywalizować z klubami 5-10 radnych.

* * *

Wnioski:

1 Trzy okręgi 8-9 mandatów zmierza do równowagi w układzie 5 komitetów: dwóch małych, trzech dużych. Na osi światopoglądowej będą to komitety: postępowych liberałów (mały) i konserwatywnych liberałów (duży) z jednej strony, z drugiej zaś rewolucyjny (nie wchodzi do rady), reakcyjny (mały), reakcyjny duży. Niewspółmiernie silny - biorąc pod uwagę zdolność koalicyjną - będzie komitet który znajdzie się na środku sceny politycznej: negocjator-dyplomata (CzG czy PSL).

2 Zmniejszanie okręgów (do 5-mandatów) prowadzi do wycinania skrajnych komitetów. One znikną, te środowiska znajdą się na listach komitetów dużych. W Toruniu mamy 4 okręgi: 5-6-6-8 mandatów.Tylko w jednym okręgu wejdą maluchy, tylko w największym okręgi dostaną po 1 mandacie. Alternatywnie (okręgi 8-9 mandatów) dostaliby po 1 mandacie w każdym okręgu, czyli po 3 mandaty. Różnica jest kolosalna, prawda? Nie mamy już postępowych liberałów i reakcjonistów (małych). Te środowiska nie będą tworzyć koalicji ze swoimi naturalnymi sprzymierzeńcami - będą trafiać na ich listy.

Czy o to chodzi w samorządzie? Chyba nie. Około 25% ludzi niezadowolonych z władzy tak naprawdę nie ma reprezentacji społecznej. Taki jest efekt dzielenia na małe okręgi.

Zwiększając liczbę okręgów zmniejsza się reprezentację społeczną poprzez samodzielny komitet. Maluchy rywalizują o przetrwanie, ale nie mają szans. 

W okręgach 8-9 mandatów dwa małe ugrupowania dostaną 2*3=6 mandatów a najmniejszy nie wchodzi (naturalna selekcja). W układzie 5-6-6-8 mandatów dwa małe komitety komitety dostaną po jednym mandacie w dużym okręgu i są skazane na pożarcie w następnych wyborach (ci dwaj radni znajdą się na listach dużych komitetów). W efekcie będziemy mieli tylko 3 komitety w radzie: reakcyjny, liberalny i rządzący.

3. Rywalizacja w samorządach z takimi małymi okręgami wyborczymi gdzie małe komitety nie mają szans na przetrwanie siłą rzeczy będzie toczyć się między reakcjonistami i liberałami o względy komitetu prezydenta miasta. Ukształtuje się w Toruniu system trójpartyjny, bez komitetów obywatelskich (bo komitet prezydenta nie jest obywatelski, to komitet władzy politycznej w mieście). Ten środek sceny będzie rządził: raz z jednymi, raz z drugimi. To cementuje scenę polityczną.




6 komentarzy:

  1. Dopisałem na końcu: "Toruń dzieli się politycznie na "bogaty" północny zachód (okręg 2-3) i "biedny" południowy wschód (okręg nr 1)..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i dokleiłem tabelkę z nowym podziałem na mandaty dla okręgów: zach - 9, pd-centr - 8, wsch - 8.

      Usuń
  2. Mając silne komisje ds. okręgów w radzie miasta i autonomię okręgów Walkusz i Wiśniewski mogliby faktycznie realizować swoje obietnice.

    Moim zdaniem oni są zdolni do tego aby dobrze pracować w radzie przez całą kadencję. Ale przy takim podziale na okręgi rada po prostu nie jest w stanie spełniać swoich funkcji w ten sposób, jaki oczekują Walkusz i Wiśniewski. Byłbym ich wielkim sojusznikiem ws. zmiany podziału miasta na okręgi wyborcze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Władzy opłaca się dzielić na mniejsze te okręgi w których ma mniejsze poparcie a łączyć w większe okręgi te, gdzie poparcie ma relatywnie wyższe.

    W przypadku Torunia to kwestia albo po 1 mandacie dla sld, czm, bez mandatu kongres prawicy, a 4 mandaty dla pis; albo po 2 mandaty dla sld i czm, 1 dla kongresu i 5 mandatów dla pis.
    Trzy mandaty więcej ma gospodarz, jeden więcej platforma, gdy okręgi są małe i utworzone w korzystny dla obecnej władzy sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W wyborach parlamentarnych rozkład głosów jest inny: negocjator (PSL) jest mały (ale również ma duży wpływ polityczny, jest w każdym rządzie), w wyborach samorządowych w Toruniu negocjator (CzG) jest duży i rośnie, Wynika to z tego, że dwa duże oskrzydlające go komitety walczą o środek sceny politycznej a najlepszą strategią jest alians koalicyjny z negocjatorem. Na krańcach skrzydeł małe komitety zabija podział na okręgi. Tam nie ma przyszłości politycznej.

      W wyborach parlamentarnych w centrum mamy małego negocjatora a po obu stronach dwie duże partie: tych, którym się udało, i tych, którzy czują się odrzuceni.

      To system bipolarny, na dłuższą metę on się chyba nie utrzyma. Partie walczą o środek sceny politycznej, integrują skrzydła.

      ------
      W tym modelu partie mogą próbować zmienić swoje położenie: przejść na pozycje liberalne lub konserwatywne, albo wręcz rewolucyjne.

      Zmieniają się również preferencje wyborców: "zadowolenie" oznacza większe poparcie dla liberałów, natomiast "odrzucenie" powoduje przesunięcie sentymentu na pozycje reakcjonistyczne, konserwatywne, a nawet rewolucyjne.

      -----
      Ciekawa jest droga polityczna lewicy, która ma swoje wcielenie reakcyjne (SLD), liberalne i postępowe (SDPL, zieloni) oraz rewolucyjne (samoobrona, twój ruch).

      Lewica jest podzielona między różne nurty, tendencje. Straciła na rzecz PiS elektorat odrzuconych. Na rzecz PO straciła liberałów. Pozostała jej rewolucja i śmierć, albo wejście na drogę liberalizmu postępowego czyli zajęcie miejsca PO.

      Usuń
    2. "...albo wejście na drogę liberalizmu postępowego czyli zajęcie miejsca PO" - czyli wykorzystanie okazji, że PO wpycha się do centrum, schodzi na pozycje konserwatywne i zaatakowanie jej z flanki postępowej.

      Usuń