Most na Waryńskiego

Most na Waryńskiego
Lata 70. Rys. inż. A. Milkowski. Sensowna lokalizacja trasy mostowej (zmieniona przez Zaleskiego)

niedziela, 15 lipca 2012

Mainstream w toruńskiej prasie

Kryzys finansowy i zagrożenie niepokojami społecznymi sprawiły, że politycy na świecie więcej uwagi kierują w stronę środowisk zaangażowanych, kontestujących. W Polsce dotkliwym i odczuwalnym efektem kryzysu jest rosnąca inflacja, jednak w polityce krajowej nie widać obecności i zainteresowania dyskusją Wall Street kontra Main Street. Trochę inaczej wygląda to w samorządzie. Dlaczego?




W "Polityce" ukazał się niedawno obszerny artykuł o rozwijających się między innymi w Poznaniu, Łodzi, Gdańsku i Warszawie ruchach miejskich. Na debacie podsumowującej Restart pojawili się bardzo sympatyczni przedstawiciele organizacji społecznych z innych miast. Co prawda nie ustaliliśmy kto jest najgorszym prezydentem miasta w Polsce: Zdanowicz, Adamowicz czy Zaleski, ale rozmowa na ten temat była bardzo burzliwa i owocna. Zawcięcie broniłem w niej toruńskiej kandydatury.

Skąd się biorą tacy ludzie? Mi się wydaje, że jest to naturalna konsekwencja zjawisk, o których wspomniałem w poprzednim wpisie: penetracja przez samorząd i erozja klasycznych, tradycyjnych organizacji specjalistycznych i branżowych, budowanie przez lokalnych polityków rozległych wpływów, kupowanie sympatii środowisk biznesu czy kultury przez różne lokalnie działające "czasy gospodarzy". W ten sposób powstają polityczno-biznesowe czebole o strukturze spółdzielczej, a im dłużej  stosują maksymę divide et impera, tym lepiej przygotowany jest grunt pod rozwój autentycznych ruchów miejskich.

Powyżej podlinkowałem znakomity (acz leciwy) skecz na temat przyczyn kryzysu finansowego budzący duże uznanie wśród ekonomistów. Ludzie zapatrzeni w rosnące na koncie wirtualne zyski nie pytali skąd się one biorą, nie pytali w co inwestowane są ich środki. Dokładali do spekulacyjnych funduszy więcej oszczędności, a jesli ich nie mieli to zadłużali się po to, aby w piramidzie uczestniczyć. Mainstreamowe media nie podważały perspektyw tego tzw. "inwestowania", dziennikarze nie wnikali jak ta machina działa. W internecie można było jednak wówczas znaleźć sporo rozsądnych głosów, które zapowiadały kryzys.

Dziś podobnie dzieje się w samorządach. Nikt nie przygląda się na co wydawane są setki milionów złotych publicznych pieniędzy. Toruński samorząd obraca rocznie już niemal miliardem złotych a sposób podejmowania decyzji o tym, na co przeznaczane są te setki milionów nie poprzedza żadna merytoryczna dyskusja. Nie odnajdują się w niej toruńscy radni, nie panują nad nią dziennikarze, środowiska branżowe zostały wykupione intratnymi zleceniami na głupawe opracowania i projekty. Przy tak gigantycznych środkach polityków i media sporadycznie stać jednak na fałszywą, suchą konstatację: "zwalniamy nauczycieli, bo nie ma pieniędzy", albo "nie wybudujemy drogi bo są protesty". (Tak na marginesie, jak zobaczyłem w papierowej GW tytuł "Miasto tnie budżet miasta" to mi obiad przestał smakować).

Kogo więc zdziwi fatalna kondycja finansowa toruńskiego samorządu? Dziennikarski mainstream w Toruniu będzie zaskoczony (i wniebowzięty: nareszcie pojawi się news z prawdziwego zdarzenia, nie trzeba dużo nad nim myśleć tylko chlapać nudne akapity). To, co dla jednych jest newsem, dla innych będzie konsekwencją, przed którą przestrzegali.

Nie liczę, że "Nowości" kiedyś wspomną, że może warto było wybudować most tymczasowy. Nie napiszą tego, ograniczą się do stwierdzenia faktu "odcięcia lewego brzegu" (po raz pierwszy od 1938r. Podgórz straci most do Torunia. Kto wie, może zdecyduje się wystąpić o prawa miejskie). A potem zaproponują nierealne koalicyjno-pisowskie (a więc poniekąd gospodarskie) koncepcje dojazdu koleją na Dworzec Miasto, co z przesiadkami zajmie pewnie tyle ile podróż mostem na Wschodniej. Szybciej byłoby piechotą przez kolejowy, tylko kolej tego mostu faktycznie potrzebuje i bardzo wątpię czy zgodzi się na intensywny ruch podmiejskich pociągów na jednym torze (miały być dwa, ale BiT City wszyscy sobie odpuścili).

Gdyby poważnie potraktowano propozycję PIT most tymczasowy już dziś stałby obok mostu Piłsudskiego. Przecież tak mówił prezydent M.Zaleski w 2010 r.! Inżynier Stefan "nie da się" Kalinowski zrobił nawet prezentację. Przygotowanie tej inwestycji miało wówczas prezydentowi zająć półtora roku, a więc dziś już by ją zakończył. Kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców Podgórza, Stawek i Nieszawki spałoby spokojnie - o 40 min dłużej - wiedząc że jutro nie czekają ich korki na moście, że gdy most Piłsudskiego będzie remontowany to nadal czynna będzie w tym miejscu przeprawa przez Wisłę.

Czy toruńskie środowiska branżowe drogowców poparły zaproponowaną przez nas inwestycję w most tymczasowy? Może inaczej: czy któreś wypowiedziało się w tej sprawie? A inżynier Wojtek przygotowujący koncepcję przejścia dla pieszych pod pl. Rapackiego nie zwrócił uwagi na to, że przydałaby się przeprawa na czas przebudowy?

Na tym gruncie rozwija się zupełnie nowa generacja stowarzyszeń i organizacji społecznych, które łączą ludzi wyczuwających, że coś jest nie tak, osób skonstruowanych w ten sposób, że nikt ich nie zamknie jakąś dotacją czy bezsensownym projekcikiem. Te ruchy miejskie zrodziła kontestacja samorządowego porządku budowanego przez gospodarzy ręka w rękę z politykami dużych partii. Nie sądzę, aby środowiska miejskie odegrały jakąś polityczną rolę, bo ludzie którzy je współtworzą nie posiadają politycznych umiejętności - innymi słowy, nie umieją ładnie, płynnie, konkretnie kłamać i urabiać dziennikarzy. Cieszę się jednak, że jest szansa, aby one ze sobą współpracowały.

Na ile nowe organizacje społeczne mogą być lepsze od tych klasycznych, które nazwałem branżowymi i specjalistycznymi? Zjawisko erozji tradycyjnych organizacji jest w polskiej gospodarce rynkowej powszechne. Pozycja samorządowego watażki stała się tak silna, że organizacje branżowe (architektów, drogowców, urbanistów) na dłuższą metę nie są w stanie bronić interesów społecznych, poddają się komercjalizacji w drodze komunalizacji swoich aktywów: wiedzy, umiejętności, kompetencji. Nowa generacja stowarzyszeń ma zaś jedną, podstawową wartość: powstaje na gruncie sprzeciwu wobec różnych form w jakich działają spółdzielcze konfraterie, kontestuje lokalny układ. Jednym brakuje kręgosłupa, drudzy odczuwają deficyt w autoryzacji swoich idei. Skuteczna polityka lokalna powinna w rozsądny sposób łączyć środowiska w taki sposób, aby zachowywały swoją odrębność i nie musiały na każdym kroku okazywać lojalności wobec aktualnej władzy. Lizusostwo nie tworzy żadnej dobrej polityki miejskiej.

Lokalne media, na przykładzie Torunia, nie bardzo wiedzą jak potraktować oddolne inicjatywy oparte na kontestacji i często usilnie starają się je wepchnąć w jakąś swoją polityczną układankę, w przyjęte polityczne schematy (przy czym każdy dziennikarz ma swoje bardzo jednoznaczne polityczne sympatie i poglądy, nawet gdy nie wyraża ich publicznie). Jest to bardzo nieprzyjemne, a często prowadzi do absurdów. O sobie słyszałem kiedyś, że jestem zięciem p. Zdzisława Boćka, jako inwektywę proponowano ustalenie związku z posłem Mężydło, w spółdzielczej gadzinówce zostałem "trampkarzem marszałka", na blogu Giedrysa jestem zaś tylko tym, "któremu nie wiadomo o co chodzi", bo intencje wszystkich innych autor przejrzał i rozpoznał używając magicznych zdolności dziennikarskiego kojarzenia trzy po trzy.

Mnie pytają o polityczne zaangażowanie i ambicje. Dlaczego jednak nikt o to nie pyta Michała Zaleskiego, czemu nie jest sceptycznie przyjmowana jego przemożna chęć bycia prezydentem po raz kolejny, dlaczego nie pytają radnych czemu chcą być nimi w następnej kadencji, dlaczego nikt nie zwraca uwagi na pchający się do władzy Czas Gospodarzy i działaczy PO wprowadzających swych kolegów do rady miasta? To jest toruński mainstream. O tym nie trzeba mówić, tego nie trzeba tłumaczyć. Do kur** nędzy, mamy już gospodarza, czy nie mamy? Więc o co pytać? I z czym wy się tu nam wciskacie? Nas interesują koalicje, kto z kim, zawodowi politycy, ludzie z ambicjami, partie i układy partyjne, konflikt prezydenta z PO, a nie to czy most będzie tu, czy tam i za ile!

Niech mi jednak nikt nie mówi, że skoro gospodarzem Torunia jest Michał Zaleski to ja mam być w swoim mieście gościem.



1 komentarz:

  1. Niestety wszyscy jesteśmy Gośćmi w naszym mieście, "Gospodarz" jest tylko jeden.
    Na szczęście ten blog jest ostatnią ostoją wolności i otwartych poglądów. Ten blog jest ostatnią twierdzą Torunian którzy myślą o mieście, patrzą w przyszłość, mają przemyślenia i wiedzę na temat funkcjonowania tego organizmu.

    OdpowiedzUsuń