Most na Waryńskiego

Most na Waryńskiego
Lata 70. Rys. inż. A. Milkowski. Sensowna lokalizacja trasy mostowej (zmieniona przez Zaleskiego)

wtorek, 24 lipca 2012

Podsumowanie weekendowych wniosków

Wczoraj wieczorem wysłałem do prokuratury pismo, a dziś prokuratura przysłała mi informację. Próżność skłania by cieszyć się tym, że  prokurator okręgowy uważa, że "należy podkreślić, że Pan w swoich działaniach prezentuje merytoryczne stanowisko". Zarazem sugeruje, żebym dalej korzystał ze swoich praw, jeśli "wymaga tego ochrona praworządności i interesu Rzeczpospolitej", on zaś będzie się temu najwyżej z niechęcią przypatrywał, czym dezawuuje wartość swego komplementu i pracy.

Wczorajszy wieczór był przyjemny również dzięki temu, że korzystając z zaproszenia na frytki do znajomych miałem okazję poczytać wypociny "łysej suki". Tak się bowiem określa redakcja widziana na X piętrze spółdzielczego miesięcznika "Nasze sprawy" spółdzielni MSM.

Zaskoczyło mnie bardziej to, że emisariusze łysej suki trafili na spotkanie do marszałka Piotra Całbeckiego, którego tak niedawno spółdzielcza gadzinówka zmieszała z błotem. "W dniu 10 lipca Pan Marszałek spotkał się z Zarządem stow. TERAZ MOST (obrońcami mostu) spotkanie odbyło się w atmosferze pełnej akceptacji celów i działań stowarzyszenia. Było miło i przyjemnie. Ile w tym taktyki a ile prawdy, życie pokaże" (pisowania oryg.). Po raz pierwszy odniosłem wrażenie, że jest jakiś pozytywny aspekt tego, że spółdzielczy periodyk tak powszechnie stosuje kłamstwo jako metodę politycznych działań - mogę żyć wiarą w ludzką przyzwoitość. Podobno trudniej odebrać godność innemu człowiekowi, a dużo łatwiej samemu się jej pozbawić.

Zajrzałem ponownie do wspomnianego wcześniej dokumentu programowego by odnaleźć w nim założenia walki z bezrobociem przy wykorzystaniu środków europejskich.


Przypomnę, że wcześniej doliczyłem się około 1 miliarda na pozytywne działania dotyczące rynku pracy (priorytet VI i VII) w woj. kujawsko-pomorskim. Od str. 347 zaczynają się natomiast tabele wskaźników, które informują o oczekiwanych efektach realizowanej strategii. Ich konstrukcja wskazuje liczbę osób, która ma skorzystać z udzielonej w ramach programu pomocy. Bardzo szybko można z tych wskaźników wywnioskować, że z pomocy z funduszy w wysokości miliarda złotych skorzystać ma ok 108 tys. osób w naszym regionie.

Przypomnę, że liczba bezrobotnych w kujawsko-pomorskim to obecnie 140 tys. osób. Jeśli pamiętacie z poprzednich wpisów wywód dotyczący naturalnej stopy bezrobocia, bezrobocia frykcyjnego i cyklicznego, w którym pokazywałem że tak naprawdę wsparcie powinno być skierowane do grupy ok 85 tys. osób to pewnie zastanawiacie się teraz, podobnie jak ja, dlaczego założono udzielenie pomocy 108 tys. ludzi. Nie potrafię tego zrozumieć: dlaczego dzielimy kasę na 100 tys ludzi, a nie np. na 20 tys? Z pewnością szybko wyliczyliście również, że z założeń strategii rządowej wynika średnio około 9 tys zł na osobę (1000/108).

Wydawałoby się, że to sporo jednak problem polega na tym, że pomoc obejmuje min. założenie działalności gospodarczej, czyli udzielenie jednorazowej dotacji w wysokości 20-40 tys zł na osobę, a także różnego rodzaju koszty administracyjne. Poza tym jak można poczytać tutaj koszty obsługi takich projektów mogą wahać się od 14% do 39%, a więc z tych 9 tys zł na osobę pozostanie pewnie nie więcej niż 7 tys. zł. Trzymiesięczny staż za najniższą krajową i bez składek (nie są obowiązkowe) kosztuje 4.5 tys zł, zaś szkolenie zawodowe około 2.5 tys zł, co daje 7 tys zł.. Ale skoro część osób otrzymuje środki na założenie działalności gospodarczej (20 tys zł) to wielu pozostaną tylko szkolenia zawodowe bez staży.

Do czego zmierzam? Rządowa strategia chyba w ogólnie nie zakładała pomocy w formie subsydiowanego zatrudnienia o charakterze pomocy publicznej dla pracodawców. Stratedzy w ministerstwie wymyślili, że będą wspierać rynek pracy w Polsce inwestując w podnoszenie kwalifikacji bezrobotnych a nie w tworzenie miejsc pracy, w których bezrobotni uzyskają zatrudnienie i będą podnosić kwalifikacje. Efekt takiej strategii może być tylko jeden: mocno podniesiemy kwalifikacje osób bezrobotnych w Polsce. Jeśli ktoś w tej chwili odczuwa zażenowanie to znaczy, że ma szansę zastać dobrym ekonomistą - inwestowanie w zasoby, które pozostają niewykorzystywane w gospodarce z przyczyn strukturalnych to zwyczajne marnotrawstwo. 

Wiele złego mówi się o polskim systemie edukacji, który inwestuje w kształcenie "młodych bezrobotnych". Środki europejskie chyba miały temu w jakiś sposób przeciwdziałać. Okazuje się jednak, że na poziomie strategicznym my dalej mamy skłonność, aby inwestować w coś, co potem jest niewykorzystane i staje się ogromnym problemem społecznym ale też gospodarczym. Siła gospodarki to nie pieniądz i kapitał, ale praca i umiejętność zarządzania zasobami pracy. Gdy najlepszą część tych zasobów - czyli ludzi młodych, wykształconych, kreatywnych i ambitnych - odstawia się na boczny tory, to zaczynają się poważne problemy gospodarcze, ekonomiczne i społeczne. To młodzi ludzie zakładają rodziny, zaciągają kredyty, inwestują w nieruchomości, budują domy, remontują mieszkania, posiadają dzieci i inwestują w ich edukację, kupują samochody, komputery, tablety. Jednym słowem, to młodzi ludzie konsumują, inwestują, podejmują działania korzystne dla gospodarki, kształtujące impulsy rozwoju państwa. A co im oferują fundusze europejskie? Catering? Podnoszenie kwalifikacji na bezrobociu, po skończonych 5 letnich studiach?

Jeśli szkolenie nie jest zamówione przez pracodawcę (i częściowo przez niego sfinansowane) to nie służy nikomu i niczemu poza spokojem sumienia kadry ministerialnych pozytywistów, którzy nie mają pojęcia o strukturalnych, makroekonomicznych problemach rynku pracy. 

Mechanizm tworzenia miejsc pracy jest prosty. Przy najniższej krajowej koszty pracy wynoszą 1.8 tys. zł. Jeśli przedsiębiorca ma zatrudnić nowego pracownika to będzie go potrzebował tylko wtedy, jeśli on wytworzy produkty lub usługi o rynkowej wartości ok 2 tys zł (sam też przecież coś chce mieć z ryzyka, które ponosi prowadząc działalność gospodarczą i związania umową o pracę z której wynika konieczność płacenia składek za pracownika). Co jeśli mowy pracownik może być zdolny tylko do wytworzenia produktu za 1.5 tys zł? Gospodarka też by na tym skorzystała - zmniejsza się obciążenie świadczeniami i zasiłkami, rosną podatki, rośnie produkcja i konsumpcja, ale taka osoba nie zostanie zatrudniona. Potrzebna jest interwencja ze środków publicznych w wysokości tych 500 zł w formie subsydiowania pracy tej osoby, czyli udzielenie pomocy publicznej dla pracodawcy na zatrudnienie pracownika, który nie jest wystarczająco efektywny dla pracodawcy. Po roku efektywność zatrudnionej osoby wzrośnie do tego stopnia, że wytworzy on produkt lub usługę za 2 tys zł i nie trzeba będzie dalej tej pracy subsydiować. Jest to proces naturalny wynikający z czasu zatrudnienia, poruszania się pracownika po rynku pracy a nie w pustej przestrzeni bezrobocia, zasiłków i świadczeń społecznych.

-------------------------- * * * -----------------------------

W jaki sposób pracodawcy omijają klin podatkowy? No gołym okiem to widać: umowy śmieciowe. Gdzie są stratedzy z ministerstwa? Ocknęli się. Oni nadal nie rozumieją źródeł zjawiska. Nadal będą używali tych samych, głupich, nieekonomicznych metod, nie zdając sobie sprawy co jest przyczyną problemu: klin podatkowy.

Za pomocą subsydiowanego zatrudnienia można nawet próbować wymusić odejście od śmieciowych umów: subsydiować pierwszą umowę o pracę na czas określony 3 miesięcy (dofinansowanie 50% wynagrodzenia), potem subsydiować przedłużenie umowy na kolejne 3 miesiące (znów 50% wynagrodzenia), a potem subsydiować trzecią umowę o pracę przez okres 6 miesięcy w wysokości 70% wynagrodzenia brutto brutto, przy czym ta trzecia umowa zgodnie z kodeksem pracy musi być już zawarta na czas nieokreślony. Każdy pracodawca ma prawo rozstać się z pracownikiem, który nie zwiększa efektywności swojej pracy po 3 lub po 6 miesiącach. Ale po 12 miesiącach taki pracodawca powinien być już w stanie zatrudniać osobę, która przynosi zyski jego firmie - bez dotacji, na czas nieokreślony. Tym bardziej, że poznał już pracownika, przeszkolił go i nie ponosi tak dużego ryzyka związanego ze zwiększeniem kosztów pracy w zakładzie jak pół roku wcześniej.

Nie mam nic przeciwko dotacjom do szkoleń, ale to pracodawca musi wychodzić z inicjatywą takiego szkolenia i zwrócić się o dofinansowanie części kosztów jego realizacji. A jak jest dziś? Niech to proszę ktoś głośno powie: kto zamawia i kto wybiera szkolenia dla bezrobotnych?

Mówimy jednak cały czas o założeniach całego programu skierowanego między innymi do naszego województwa na wsparcie rynku pracy. To nie znaczy, że w skali mikro, czyli samorządu, nie należy próbować stosowania na lokalnym rynku pracy wspomnianych rozwiązań. Jestem pewien, że jak nie z tego to z innego źródła środki europejskie na takie działania się znajdą, zwłaszcza w czasie kryzysu.

Dlaczego nikt tego nie robi? Z dwóch powodów. Pierwszy to brak świadomości ekonomicznej i wiedzy prawnej wśród polityków podejmujących strategiczne decyzje w lokalnym samorządzie. Drugi powód jest niestety bardziej skomplikowany: nie ma kto tego robić. Instytucje rynku pracy w Polsce praktycznie nie istnieją, nadal mentalnie tkwią w zasiłkach i świadczeniach oraz gąszczu przepisów.

Na szczęście są  też i takie instytucje, które zdają sobie sprawę jak ważne jest robienie chociaż tych staży. Kiedyś przeczytałem, że aż co trzecia umowa stażowa jest przez pracodawcę przedłużana; widać więc jak skuteczne są metody, które angażują pracodawców, a jak cholernie głupie są narzędzia w których przygotowaniu i stosowaniu pracodawca w ogóle nie bierze udziału.


7 komentarzy:

  1. forumowicz GW26 lipca 2012 01:58

    Nie obawiasz się udostępniać swojego adresu domowego? Pamiętam te pogróżki na forum Nowości czy też Pomorskiej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętałem, aby usunąć gdy zasiadałem do pisania, ale już w trakcie skupiłem się na kolejnych zdaniach. Tak działają frytki o północy, poza tym około drugiej raczej myśli się o już tylko o dwóch rzeczach: by jak najszybciej skończyć pisanie i o czym warto napisać następnym razem.
      Mam nadzieję, że ten nowy temat jest równie interesujący jak most. Mam teraz kilka pomysłów na kolejne wpisy, ale może jest coś innego, bardziej ciekawego? Proszę o propozycje.
      Gdybym miał pisać o metropolii to musiałbym trochę zastanowić się nad koncepcją ujęcia tego w 3-4 wpisy. Więc chyba lepiej metropolię będę przywoływać jako jeden z aspektów przy okazji przedstawiania innych problemów. Słowo metropolia samo w sobie nie jest tematem, istotne jest to co się za nim kryje.
      Może lepiej jednak o polityce? Pisałem o mediach, może więc warto narazić się jeszcze komuś. Najbardziej chciałby się narazić Platformersom, może dlatego że wkurza mnie, że oni mnie tyleż lubią co nienawidzą.

      Usuń
  2. Drobna errata- "Jeśli przedsiębiorca ma zatrudnić nowego pracownika to będzie go potrzebował tylko wtedy, jeśli on wytworzy produkty lub usługi o rynkowej wartości ok 2 tys zł". Przedsięwzięcie (zatrudnienie) będzie rentowne tylko wtedy gdy nie produkt/ usługa wytworzona będzie o wartości c.a. 2k, a osiągnięty zysk (netto) zbycia produktu/usługi będzie tej wysokości. pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @errata:
      Nieprawda. Jeśli możesz kogoś zatrudnić, zapłacić mu pensję i zarobić 1 tys zł to tego nie zrobisz? Zrobisz to dopiero wówczas gdy zarobisz 2 tys zł?
      Proszę rozróżniać między przychodami a zyskami, albo chociaż zajrzeć do najprostszych modeli makro.
      By dalego nie szukać, na przykład tu:
      http://ututi.pl/content/get_content/933
      Cytuję: "Zgodnie z zasadą mikroekonomii w warunkach doskonałej konkurencji przedsiębiorstwo maksymalizujące zysk wybierze taki poziom zatrudnienia, przy którym krańcowy produkt pracy jest równy płacy realnej (w/p)"
      Na potrzeby tego wywodu w zupełności wystarczy założenie, że krańcowy produkt pracy = jej krańcowy koszt = wynagrodzenie.

      Usuń
  3. Myśląc o zwiększeniu zatrudnienia interesuje nas to co się dzieje na samym dole, czyli krańcowa produkcyjność i płaca minimalna. Dogmatyk rynku prof. L.Balcerowicz wiele razy wspominał o konieczności obniżenia minimalnej krajowej. Co ciekawe, abstrahował od modelu monopsonicznego rynku pracy, gdzie wzrost pensji minimalnej prowadził do wzrostu zatrudnienia. To taka ciekawostka.
    W całym kraju priorytet 6 i 7 dotyczące rynku pracy to 4mld euro, czyli 16 mld złotych. Jaki jest efekt wydania tej kwoty? Żaden. Jeszcze raz podkreślę: 16 miliardów złotych, z tego 2.5 miliarda wkładu krajowego. I żadnych efektów. Taki wynik nie jest efektem złej woli osób, które przygotowały strategię ale braku wiedzy. Problemem rynku pracy jest klin podatkowy. Strategia interwencji opiera się na instrumentach które z problemem mają niewiele wspólnego. Wynik był więc do przewidzenia: brak efektów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale prawdziwym tabu jest gdzie podziało się te 16 miliardów. W przyrodzie nic nie ginie, również patrząc na gospodarkę (makro) te środki gdzieś trafiły. Gdzie? To bez mała 22 mosty na Wschodniej.
    No dobrze, ale Toruń to nie jest 1/22 Polski, tylko jakaś 1/190, więc toruński przekręt mostowy w swojej skali bije rekord niegospodarności. W obu przypadkach mamy duże wydatki i brak wyników, tylko że toruński wałek jest per capita 10 razy większy (poza tym średnia pensja u nas jest niższa niż w kraju więc to i tak niedoszacowanie).
    W Toruniu była zła wola, tu mamy do czynienia z niewiedzą, albo może próbą dostosowania gospodarki do własnych o niej wyobrażeń. Na przykład nie jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy wymyślili, że w ramach narzędzia o wartości 5 tys zł na osobę na rok można zrealizować "minimum 3 instrumenty": aktywizacji społecznej, zawodowej, edukacyjnej lub zdrowotnej. To znaczy można zastosować trzy: i wszystkie trzy będa nieskuteczne. A w ogóle dlaczego trzy? Bo każdy potrzebuje odrobiny wiedzy, odrobiny rozmowy z doradcą, odrobiny szkolenia? Tak wygląda rzeźbienie bezrobotnego człowieka renesansu. Nic co ludzkie, nie jest mu kurwa obce.
    Naprawdę, to jest niepoważne. Ta teoryjka służy wyłącznie jej autorom. Dziś miotają się wymyślając nowe zasady tylko po to, aby oskarżyć świat, że jest nie taki, jaki sobie wyobrażali, że rynek ich oszukuje", zamiast im pomagać, itd. Wtedy wymyślają nowe "zasady" oraz "wytyczne", jeszcze bardziej pokrętne niż poprzednie. To jak z ustawą o pomocy społecznej - jest bardziej skomplikowana niż ustawa o rachunkowości.
    Wystarczy jednak że rynek mówi tym samym bełkotem, którym mówią stratedzy by oni czuli się zadowoleni - ale i tak dalej są nieskuteczni i oszukiwani. Stratedzy domagają się cudów nie dając żadnych sensownych narzędzi by je osiągnąć a wręcz narzucając narzędzia nieskuteczne. I ich pozytywistyczne spojrzenie na świat zaczyna stawać się coraz bardziej fałszywe: domagają się naciąganych statystyk, więcej umów śmieciowych czy fikcyjnego zatrudnienia byle pokazać "efekt", którego nie można w ten sposób uzyskać, bo jest to cholera po prostu niemożliwe w takim punkcie równowagi rynku pracy!
    Lubię ludzi uczciwych i w uczciwość strategów nie wątpię. Wierzę, że chcą być skuteczni. Tylko, że tego nie umieją. Wolę jednak uczciwych, którzy mogą się nauczyć, niż cwanych krętaczy takich jak gospodarz Torunia.
    Mam nadzieję, że ktoś strategom wkrótce zwróci uwagę, że trzeba mniej "instrumentalnego przekombinowania", mniej frazesów, mniej retoryki - oni to zrozumieją w lot, w przeciwieństwie do ciecia z Torunia. Wystarczą bardzo proste, oczekiwane, pożądane przez wszystkich (i bezrobotnych, i pracodawców) metody a efekty nie będą kwestią ryzyka, nie będzie trzeba się bać gdy ktoś zapyta: "a ilu bezrobotnych znalazło pracę?"
    To jest proste pytanie, na które stratedzy odpowiadają zwykle tak: "przecież nie jesteśmy w stanie tak wpływać na rynek, nie o to chodzi w naszych działaniach...".
    Wtedy trzeba im przerwać i powiedzieć: no jak to nie? Oczywiście, że tak. A jeśli mówicie, że nie, to oddajcie te 16 miliardów pracodawcom obniżając podatki. Jeśli interwencja ma naprawiać niedoskonałości rynku to musi być skuteczna, jeśli nie jest - to po co na nią marnować pieniądze? To pytanie stratedzy powinni sobie zadać już dziś, jeśli chcą pozostać wobec siebie uczciwi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przedsiębiorca zatrudni pracownika gdy ten wytworzy produkt lub usługę o wartości przynajmniej równą wynagrodzeniu brutto plus ZUS ponieważ cześć składek nie jest ujęta w tym wynagrodzeniu. ZUS jest największym hamulcem. Uważam że każdy pracujący (rolnik, pracodawca,pracownik, górnik, mundurowy)...powinien płacić taką samą minimalną składkę np 500zł plus ubezpieczenie 200 i po przejściu na emeryturę każdy powinien otrzymać taką samą emeryturę. Jeśli ktoś chce mieć emeryturę wyższą ponieważ więcej zarabia powinien we własnym zakresie oszczędzać np w OFE. Nie zgadzam się z założeniami związków zawodowych aby składki ZUS uzależniać od wynagrodzenia. Renty powinny być wypłacane z budżetu państwa w ramach solidarności społecznej i przyznawane byłyby na okres czasowy. Obecnie renty wypłacane są ze składek osób pracują co jest w moim odczuciu pewną niesprawiedliwością.

    OdpowiedzUsuń