Most na Waryńskiego

Most na Waryńskiego
Lata 70. Rys. inż. A. Milkowski. Sensowna lokalizacja trasy mostowej (zmieniona przez Zaleskiego)

sobota, 21 lipca 2012

Skąd to bezrobocie w regionie?

Dziś na blogu, dla odmiany, zajmę się problemem potocznie uznawanym za trudny. Wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy mostowej do GINB na który pozostało jeszcze kilka z całych siedmiu dni, które urząd przyznał w pouczeniu jest zbyt prosty by was nim zanudzać. Zresztą, czy cała historia zmiany lokalizacji toruńskiego mostu nie jest po prostu jeszcze jednym banalnym, ordynarnym przekrętem, który będzie nas wszystkich kosztował wiele wstydu i pieniędzy? "Będziemy się martwić, gdy zostanie zbudowany" objawia naszą toruńską gospodarność.


Według WUP stopa bezrobocia w województwie kujawsko-pomorskim wynosi aktualnie 17%, co na tle całego kraju (12.6%) stawia nas w ścisłej czołówce regionów dotkniętych strukturalnym problemem braku równowagi na rynku pracy. Bez zatrudnienia pozostaje u nas ok 140 tys. osób w wieku aktywności zawodowej aktywnie poszukujących pracy, czyli o 17 tys. (14%) więcej niż 5 lat temu. Co ciekawe, z podlinkowanej publikacji GUS wynika, że w ciągu 12 miesięcy między 2006 a 2007 liczba bezrobotnych spadła nam o 36 tysięcy (23%), mimo że od 2007 roku realizowany jest Program Operacyjny Kapitał Ludzki, z którego w ramach Priorytetu VI  Rynek pracy otwarty dla wszystkich i Priorytetu VII Promocja integracji społecznej kujawsko-pomorskie w latach 2007-2013 otrzyma w sumie 237 184 307 euro (str. 12), czyli okrągły 1 miliard złotych.

Na taką kwotę (jest w tym już wkład własny) można zrealizować projekty, które w zasadzie mają jeden wspólny cel, czyli zmniejszenie bezrobocia. (Dla porównania wartość projektu mostowego w pewnym powiatowym mieście to 700 mln zł, przy czym ponad 300 mln to koszt przekrętu ze zmianą jego lokalizacji na znacznie mniej korzystną dla kierowców rzekomo po to, aby ochronić 100 metrów rezerwatu, który utracił swoje przyrodnicze wartości).

Naturalna stopa bezrobocia na zrównoważonym rynku pracy to ok 5-6%, w tym znajduje się bezrobocie frykcyjne związane ze zmianą zatrudnienia. Na stopę bezrobocia składa się również element cykliczny, wynikający z koniunktury gospodarczej. Jeśli więc chcemy odnieść kwotę jaką mamy na walkę z bezrobociem do skali zjawiska, czyli liczby bezrobotnych, musimy przyjąć jakieś założenia. Ja zakładam, że całość środków powinna być przeznaczona na przeciwdziałanie bezrobociu strukturalnemu, które wynika z trwałej nierównowagi rynku pracy. Ludzie, którzy utracili zatrudnienie w wyniku przejściowego osłabienia koniunktury w branży w której mają kwalifikacje znajdą pracę, gdy sytuacja na rynku się poprawi, więc ich problem rozwiążą zasiłki, świadczenia czasowe. 

Wśród 140 tysięcy bezrobotnych kujawiano-pomeranian około 40% (7/17 %) to ludzie zmieniający pracę lub czasowo korzystający ze świadczeń społecznych. Załóżmy, że wśród pozostałych 60% nie ma   bumelantów, którzy nigdy do żadnej pracy nie pójdą, a nawet gdyby ktoś im wypłacił trzy średnie krajowe tylko za to, żeby co dzień przychodzili punktualnie do pracy trzeźwi i trzeźwi z niej wychodzili o czasie, to i tak po mniej więcej pół roku zaczną się rozglądać za lepszą fuchą w osiedlowym barze, którą będą wykonywać w zamian za świadczenia z pomocy społecznej.

Mamy więc miliard złotych dla 84 tys. bezrobotnych, czyli 12 tys. zł na osobę w ciągu 7 lat. Nie ma się jednak co łudzić, że każdy bezrobotny, który taką dotację weźmie założy działalność gospodarczą, stanie na nogi i zacznie płacić składki na fundusze społeczne do ZUS i podatki a problem bezrobocia w regionie zniknie. Niemniej jednak ta prosta arytmetyka oparta na bardzo ogólnych założeniach dobrze ilustruje wysokość środków jakie można zaangażować i to (niestety) bez szkody dla tak głupich projektów jak hala sportowa, sala koncertowa albo stadion żużlowy, czy też most na Wschodniej w Toruniu.

Wiemy już jakie mamy środki, teraz więc możemy zastanowić się jak je wykorzystać. Zdecydowanie najczęściej i nie tylko wśród osób prowadzących działalność gospodarczą pada jedna, krótka propozycja: dać pieniądze pracodawcom na tworzenie miejsc pracy. Dlaczego tak się nie dzieje? Otóż nie wiem i nie chcę się nad tym zastanawiać, jednak nie ma ku temu żadnych przeciwskazań.

Ten miliard złotych wykorzystywany jest przez lokalne instytucje działające na rzecz wsparcia bezrobotnych na rynku pracy, czyli powiatowe urzędy pracy i powiatowe centra pomocy, gminne ośrodki pomocy społecznej, fundacje, stowarzyszenia, firmy, itd. Te środki są w ich dyspozycji, ale to nie znaczy, że "nie można ich wykorzystać aby tworzyć miejsca pracy". Wbrew pozorom powstanie nowych miejsc pracy w ten sposób jest dużo łatwiejsze niż powiązanie zatrudnienia z przekazywaniem dotacji inwestycyjnych przedsiębiorstwom (a dąży się, o zgrozo, by to ze sobą bezpośrednio wiązać). Po prostu niefortunnie przyjęło się mówić, że to właśnie dawanie przedsiębiorcom pieniędzy w ramach RPO "tworzy miejsca pracy" lub "ma tworzyć miejsca pracy".

Dotacje dla przedsiębiorców nie są po to, aby zwiększać zatrudnienie. Ich celem jest wzrost konkurencyjności firm (a więc i gospodarki) - poprzez dotację kapitałową, rośnie efektywność wszystkich czynników produkcji (kapitału i pracy), co znajduje odzwieciedlenie w cenie wytworzonego produktu (wyższy wskaźnik jakość/cena). Dotacja dla przedsiębiorców ma charakter kapitałowy: udzielana jest na inwestycje i podnosi kapitał firmy (po stronie pasywów rosną bieżące i oczekiwane zyski co zwiększa wartość funduszy własnych). Jeśli już upraszczać to najlepiej tak: RPO (albo PO Innowacyjna Gospodarka) to wsparcie części kapitałowej gospodarki, a PO KL to inwestycje w pracę, kapitał ludzki, zatrudnienie. Skoro każda organizacja funkcjonująca w gospodarce łączy zasoby kapitału i pracy w celu wytworzenia produktu lub usługi to intwerencja powinna i dotyczy obu czynników produkcji, a więc w ujęciu makro ma prowadzić do wzrostu produkcyjności kapitału i efektywność zasobów pracy (jak choćby pełne wykorzystanie siły roboczej).

Przed powrotem do wyliczanki warto wspomnieć bardzo ogólnie o obowiązujących zasadach. Tu nigdzie nie jest napisane, że "ze środków publicznych nie można tworzyć miejsc pracy"; mowa jest właśnie o tym jak można i jak należy to robić. Wyłączenia związane są z potrzebą ochrony konkurencyjności rynków: a więc z pomocy nie mogą na przykład korzystać firmy, które są blisko bankructwa, wysokość takich dotacji jest ograniczona (upraszczając, do kwoty 200 tys. euro w ciągu 5 lat, czyli koło 800 tys. zł), pomoc nie może dotyczyć produkcji rolnej (przecież obowiązują limity produkcji), rybołóstwa (kutry się raczej złomuje), itd. Najważniejsze jest to, że przekazanie pracodawcy środków na zatrudnienie nie może prowadzić do zwalniania jego obecnego personelu (w odniesieniu do średniego stanu z ostatnich kilku lat), wartość takiej pomocy nie może przekraczać kwoty de minimis, czyli tych 200 tys euro w ciągu 5 lat jeśli ma pokrywać 100% wynagrodzenia pracownika.

Załóżmy, że za pomocą instytucji rynku pracy wykorzystuję środki na subsydiowane zatrudnienie pracowników w regionie. Zabrałbym się więc za to w następujący sposób:

- żeby wyrwać człowieka z bezrobocia nie można mu oferować minimalnej pensji, czyli 1100 zł na rękę. Bezrobotnemu taka praca najczęściej w ogóle się nie opłaca. Traci wówczas wszystkie swoje zasiłki i świadczenia z pomocy społecznej bo przekracza jakiś tam próg dochodowy, a musi jeszcze utrzymać się w tej pracy, to znaczy zainwestować w jakiś bilet miesięczny na dojazdy czy paliwo. Lepiej siedzieć na miejscu i nic nie robić za kilkaset złotych na rękę niż ciężko pracować fizycznie i nie mieć czasu dla rodziny, przyjaciół. Oferowanie takich pieniędzy bezrobotnemu absolwentowi studiów jest również nie na miejscu. Ogólnie rzecz ujmując, uważam chcąc mieć obywateli, którzy cenią posiadanie pracy (a więc chcą jej szukać) to trzeba wypłacać więcej niż krajowe minimum, tym bardziej że przywołane zasady wcale nie mówią, że tyle wynosi limit.

- przeglądamy oferty pracy w prasie żeby wiedzieć jakim pracodawcom udzielać dotacji. Nie ma sensu dawać dotacji przedsiębiorstwom w branżach, w których nie ma problemu z znalezieniem wykwalifikowanych pracowników na dane stanowisko. Skoro pracodawca może wybierać spośród pracowników to po co dawać mu pieniądze na to, aby zatrudnił i przeszkolił osobę bezrobotną? W ten sposób dochodzi do produkcji kwalifikacji, na które nie ma rynkowego popytu. Pracodawca przeszkoli osobę w okresie subsydiowanego zatrudnienia a potem ją zwolni i ta osoba na pewno nie znajdzie łatwo pracy. Zmarnowane pieniądze.

- zgłaszamy się do firm działających w branżach w których są oferty pracy i proponujemy im następujący układ: zatrudniacie osobę na umowę o pracę na czas określony 12 miesięcy za wynagrodzeniem 1800 zł na rękę. Koszty takiego zatrudnienia (a więc netto i obowiązkowe składki pracodawcy) to 3 tys. zł/mies (niezły jest ten klin podatkowy, główne źródło strukturalnych problemów rynku pracy), czyli 36 tys. zł rocznie. Teoretycznie można to sfinansować w 100% ze środków europejskich, tylko że w ten sposób nic byśmy nie osiągnęli. Pracodawca musi w części pokrywać wynagrodzenie, bo tylko wtedy będzie dbał o jakość pracy i kwalifikacje pracownika. Załóżmy, że pokrywamy dotacją ok 85% kosztów pracy (30.5 tys zł), a pracodawca płaci 15%, czyli zatrudnienie bezrobotnego kosztuje go miesięcznie 450 zł. Dodatkowo ponosi jednak koszty przyuczenia takiej osoby na stanowisku pracy przez 12 miesięcy (przy okazji widzimy, dlaczego pracodawcy boją się w Polsce zatrudniać i płacą niskie pensje). Przynajmniej na początku nakłady na takie szkolenie są znaczne (powodują duże ryzyko dezorganizacji pracy firmy, a ryzyko kosztuje).

- Za miliard złotych można więc zapewnić roczne zatrudnienie 33 tys. bezrobotnym w regionie dając im średnio na rękę 1.8 tys. zł. W ciągu 7 lat między 2007 a 2013 rokiem tego typu pomoc mogła dotrzeć do ok 40% bezrobotnych, którzy z przyczyn strukturalnych nie mogą znaleźć zatrudnienia w województwie kujawsko-pomorskim. Każda z tych osób przez 12 miesięcy nabyłaby kwalifikacje w zawodzie, w którym są oferty pracy, miałaby szansę na przedłużenie korzystnej umowy o pracę z pracodawcą, który korzystał ze środków europejskich na zatrudnienie lub u innego. Skorzystałby na tym ZUS (wpływy ze składek), budżet państwa (wpływy z podatku dochodowego, VAT i akcyzy), lokalny samorząd (wpływy z podatków, zmniejszenie kosztów wypłaty świadczeń z pomocy społecznej), pracodawca (rynkowa wartość produktów i usług wytwarzanych przez 12 miesięcy przez pracownika który kosztuje tylko 450 zł miesięcznie) a przede wszystkim bezrobotny: nabywając kwalifikacje zawodowe, nowe kompetencje, motywację do utrzymania pracy i poszukiwania zatrudnienia gdy je straci,  a oprócz tego 1.8 tys. zł na rękę). Wartością dodaną zaś byłoby prawdopodobieństwo wzrostu średniego wynagrodzenia na rynku pracy. 

- zakładając, że z 33 tys bezrobotnych wszyscy przedłużają pracę stopa bezrobocia w kujawsko-pomorskim spadłaby w okresie 2007-2013 do 13%. Przyjmując, że nikt nie przedłuża pracy stopa bezrobocia w latach 2007-2013 byłaby niższa o pół punktu procentowego. Zaś zakładając, że połowie uda się wyrwać z bezrobocia i przedłużyć umowę pracę udałoby się obniżyć bezrobocie o 2 punkty procentowe do 15%.

Tymczasem w regionie bezrobocie od 2007 roku rośnie, mimo że ludzi stąd ubywa, zwłaszcza młodych. Jak więc brzmi odpowiedź na postawione w tytule wpisu pytanie: skąd to bezrobocie w naszym regionie? Jest taka jak można się spodziewać: stąd, że w Polsce po prostu nie da się tak wykorzystać tych środków jakie napływają z Unii, mimo że Unia Europejska takie działania akceptuje. Niemniej jednak, gdyby toruński samorząd przeznaczył (i może to zrobić) te swoje 300 mln zł, które niepotrzebnie wydaje zmieniwszy lokalizację mostu na gorszą, na działania na rynku pracy dopuszczone przez europejskie to problem bezrobocia przestałby istnieć nie tylko w mieście ale w całym toruńskim powiecie ziemskim wokół miasta. Gdyby zaś zamiast budować te hale sportowe, sale koncertowe, stadiony, inubatory, muzea, centra sztuki wydać pieniądze na realizację działań najbardziej pożądanych przez  mieszkańców i tak istotnie wpływających na stan gospodarki regionu wówczas mógłbym z czystym sumieniem stać się bezdomnym, bezrobotnym i wykluczonym społecznie blogerem. 

Póki co słychać jedynie o setkach milionów złotych przeznaczanych na flagowe projekty infrastrukturalne (typu basen) bez większego gospodarczego znaczenia, nikt zaś słowa nie napisał o żadnym projekcie wartym kilkaset milionów złotych, który pozwoliłby wykorzystać zasoby pracy w regionie i potencjał gospodarczy regionalnych firm. Nic dziwnego, takich projektów chyba po prostu nie ma mimo wciąż pogarszających się i alarmujących danych statystycznych z rynku pracy.

PS: Sporo tej arytmetyki a nie chce mi się tego weryfikować, więc jeśli gdzieś się nie zgadza proszę o uwagi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz