Ilekroć robię sobie nadzieję, że środowisko działaczy, sympatyków i koalicjantów
prezydenta Michała Zaleskiego może zmieniać miasto, głos zabiera Michał Zaleski.
Złudzenia pryskają, powraca smutna, szara codzienność inwestycyjna.
Po drugiej stronie, Czasu Mieszkańców,
Złudzenia pryskają, powraca smutna, szara codzienność inwestycyjna.
Po drugiej stronie, Czasu Mieszkańców,
nie wygląda to jednak dużo lepiej.
początek 2015 to dobry moment by podnieść poprzeczkę oczekiwań.
Czytając odpowiedzi Michała Zaleskiego na pytania red. M. Behrendta z Gazety miałem silne skojarzenia z odpowiedziami toruńskiego oddziału Pracowni Zrównoważonego Rozwoju na list mieszkanki osiedla położonego przy ulicy Polnej skarżącej się na efekt konsultacji społecznych w sprawie przebudowy tej ulicy i podważającej nowatorski sposób ich przeprowadzenia przez PZR. Jedni i drudzy bardzo się wysilali, aby nic nie powiedzieć.
List mieszkanki sąsiedztwa ul. Polnej i odpowiedź PZR znajdują się w wydaniach papierowych Dziennika "Nowości".
Nie wchodząc w szczegóły, zarzuty stawiane przez mieszkankę dotyczyły tego, co jest istotą konsultacji, tzn. braku poważnego potraktowania wszystkich zgłoszonych propozycji i wybiórczego ustosunkowania się do nich przez PZR i MZD. List ten moim zdaniem świadczył o tym, że jego autorka miała świadomość, że konsultacje nie muszą kończyć się przyjęciem akurat takich rozwiązań, które są w jej interesie. Jej postawa i zastrzeżenia wobec wyników takich konsultacji są mi więc szczególnie bliskie.
Fasadowe konsultacje społeczne są dla mieszkańców i dla wszystkich społeczników z krwi i kości większym niebezpieczeństwem niż ich całkowity brak. Odpowiedź PZR była tymczasem w większości reklamą siebie jako organizatora konsultacji społecznych. Nawet bardzo konkretny i logiczny argument podważający sens mobilnego punktu konsultacyjnego (jej zdaniem niepotrzebnie rozpraszał dialog) nie doczekał się sensownej odpowiedzi.
Wielokrotnie uczestniczyłem w konsultacjach społecznych w których ludzie traktowani byli jak przedmiot konsultacji a nie ich podmiot. Z mojego wieloletniego doświadczenia uczestnika (a nie organizatora) wynika, że ludzie przychodzą nie tylko po to, aby się wyżalić i wykrzyczeć swoje pretensje, ale przede wszystkim po to, aby uzyskać odpowiedź dlaczego "niedasię" inaczej. I bez tej odpowiedzi organizator konsultacji nie powinien ich wypuścić jeśli swoją misję traktuje poważnie.
Zarzut postawiony PZR przez mieszkankę ul. Polnej dotyczył więc sprawy fundamentalnej, całej idei prowadzenia dyskusji. Twierdziła bowiem, że nie doczekała się czytelnego komunikatu podsumowującego wyniki konsultacji, ustosunkowania się do propozycji jakie podczas nich padły, a propozycje które sama złożyła zostały zlekceważone. Przepadły.
Na czym więc polega innowacyjność konsultacji społecznych PZR skoro popełniany jest ten sam kardynalny błąd co zawsze, czyli "niedasię" bez uzasadnienia, samozadowolenie i autoreklama. Ten skuteczny sposób niszczenia kapitału społecznego jest już w Toruniu dość dobrze zakorzeniony.
* * *
Zdaję sobie sprawę, że czasem łatwo jest mnie podpuścić. Rozumiem też, że każdy z czegoś musi żyć.
Nie chodzi mi o to, że PZR będzie konsultował dla MZD dalszy przebieg Trasy Wschodniej czy Trasy Staromostowej. Wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że to dobry pomysł. Oczekuję ich zaangażowania w te sprawy. Boję się jednak, że PZR zamiast trudnych biegów przełajowych będzie wybierał tylko spacerki po parku, tzn. konsultował projekty o minimalnym potencjale konfliktogennym.
Mówiąc wprost, nie widziałem szczególnego zaangażowania PZR podczas konsultacji takich inwestycji jak budowa mostu na Wschodniej czy I i II etap trasy średnicowej. Wówczas, gdy ważyły się kwestie wyboru rozwiązań drogowych na średnicówce zaciekawienie PZR tymi inwestycjami nie odbiegało od średniej dla radnych z Chełmińskiego i Jakubskiego (czyli było bliskie absolutnego zera). W przestrzeni publicznej zaangażowanie miejskich aktywistów pojawiło się dopiero w trakcie wyborów samorządowych krytyką zrealizowanych już inwestycji.
Czy teraz będzie podobnie? Konsultacje Trasy Wschodniej już trwają.
Nie bardzo też rozumiem w jaki sposób można siedzieć po obu stronach jednocześnie, tzn. być stroną konsultacji i ich organizatorem, ale być może da się to wyjaśnić na gruncie semantyki, czyli wyznaczenia granicy między Czasem Mieszkańców a PZR.
Proszę mi jednak wierzyć, nie jestem wcale tak zawziętym w tych sprawach człowiekiem, jak wam się wszystkim wydaje. Akceptuję złożone sytuacje; nie szukam na siłę powodów, aby ludzi prześladować etycznymi sofizmatami.
W gruncie rzeczy chodzi mi tylko o jedno rozstrzygnięcie, tzn. wokół jakiego wielkiego biznesu ten small business konsultacyjny się kręci. Jeśli tym wielkim biznesem jest budowa dróg, których nie potrzebujemy - bo zwiększają zadłużenie miasta, hałas i zanieczyszczenie środowiska - to dlaczego konsultacje dotyczące budowy dróg stają się dla nas small business'em? Chciałbym, aby niejasności wokół tego dylematu zostały rozwiane podjęciem jednoznacznych działań potwierdzających składane deklaracje.
* * *
Mieliśmy stawiać na rozwój gospodarki, transport publiczny i rynek pracy. Tymczasem prezydent zapowiada budowę Trasy Wschodniej i w zasadzie nic więcej.
No dobrze, w takim razie jak będzie reprezentowany głos mieszkańców w trakcie konsultacji społecznych dotyczących budowy Trasy Staromostowej i Trasy Wschodniej?
Konsultacje w sprawie Trasy Wschodniej już trwają. Protestów w sprawie budowy tej drogi jakoś nie widzę i nie słyszę. Mam więc rozumieć, że to sensowna inwestycja i dobry sposób na wykorzystanie środków europejskich w nowej perspektywie? Jakie jest stanowisko PZR w sprawie Trasy Wschodniej? A jakie jest stanowisko Czasu Mieszkańców? Kampania już się skończyła, chciałbym więc powtórzenia deklaracji, które wówczas padły.
Każda organizacja społeczna skutecznie działająca na rynku inwestycyjnym prędzej czy później naraża się na zarzut chęci spieniężenia swojego protestu. Nie ma uniwersalnej recepty na to, aby się wybronić od tego zarzutu; jest natomiast wiele przepisów na to, aby się pod jego ciężarem pogrążyć.
* * *
W tej nieprzyjemnej atmosferze dopiero możemy powrócić do wywiadu z Michałem Zaleskim pt. "Rządzą mieszkańcy, mnie wynajęli do wykonania zadań". Kto tu kogo wynajmuje i do wykonania jakich zadań?
Czy wróbel może coś w tej sprawie zaćwierkać, czy może nasra mi na zasmarkany rękaw?
Miałem mdłości w połowie tego wywiadu, musiałem go rozłożyć na dwie tury. W pierwszej dowiedziałem się, że owszem, mamy pewne opóźnienia, ale mieszkańcy już się do nich przyzwyczaili czekając "na rozpoczęcie budowy mostu od 2004 do 2010 r. i kolejne 37 miesięcy na wzniesienie przeprawy." A co się działo w sprawie mostu w latach 2002-2003, panie prezydencie? Powiem panu: nic. Może dlatego pan tego nie pamięta.
Prezydent Michał Zaleski zarabia po kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie. Nic więc dziwnego, że realizację każdej inwestycji opóźnia. Budowę mostu organizował jednak nie przez 10 lat i 1 miesiąc, do których się przyznaje, ale przez 12 lat, z czego dekada to opóźnienie wynikające wyłącznie z zmiany lokalizacji i zbierania pieniędzy na dwukrotnie droższy, gorszy pod względem komunikacyjnymi i środowiskowym i zarazem "jedyny możliwy" wariant na Wschodniej. Lecz mimo, że "niedasię, oj nie da" wybudować Trasy Nowomostowej, cały czas jej gruba kreska wyznacza główną oś drogowej infrastruktury miasta.
(Może chodzi o to, że skoro nie ma premii za wykonanie zadania zgodnie z harmonogramem to nie może być obcięcia premii za opóźnienia? Mam na myśli wynagrodzenie Michała Zaleskiego i jego dyrektorów. Czy się stoi, czy się leży...)
* * *
Co dalej? Dalej, czytamy w wywiadzie, będzie to samo, czyli drogi, opóźnienia, długi, koszty i konsultacje społeczne pokazujące, że "nie-da-się" zarządzać Toruniem inaczej.
Bilet czasowy? Będzie, jak będzie karta miejska. A kiedy będzie karta miejska? Jak się dogada kilka powiatów w sprawie utworzenia metropolii.
Obiecaną od inwestora kasę na Trasę Staromostową na tyłach Uniwersamu definitywnie straciliśmy bo Krawiec czy inny dyrektor przygotował umowę ze spółką, która już nie jest właścicielem tego terenu, a jednocześnie nie zabezpieczył roszczeń z tej umowy wpisem do hipoteki (lub w inny skuteczny sposób; podobnie było w przypadku hotelu Hilton Mielewczyka w Starym Browarze). Wcale to jednak nie znaczy, że straciła ważność zgoda na budowę wielkopowierzchniowego sklepu, a przecież sfinansowanie budowy drogi było warunkiem udzielenia zgody na centrum handlowe.
A społeczne i ekonomiczne skutki budowy galerii handlowej w tym miejscu? Hm, dobre pytanie, tylko że nawet nie trafia w próżnię: nikt go po prostu nie zadaje. Skoro jedyną poważną korzyścią z powstania tej galerii była kasa na drogę to jaka jest przyszłość tej dziury w ziemi teraz i czym ją uzasadniamy?
* * *
Red. M. Behrendt przywołuje wyniki akcji Gazety Wyborczej "Co trzeba zrobić w Toruniu", z której wynika, że mieszkańcy "jednoznacznie wskazali, że przede wszystkim chcą dalszych inwestycji infrastrukturalnych". Doprawdy? A może po prostu miasto które przez dekadę żyło agresywną dyskusją o budowie mostu nie potrafi myśleć o niczym innym tylko o kubaturze? Może jest tak, że skoro w prasie i telewizji spółdzielczej prowadzimy jałowe konsultacje społeczne o braku miejsc do parkowania i korkach na drogach to mieszkańcy tylko tyle od miasta oczekują?
Mniej niż połowa uprawnionych chodzi na wybory. Dosłownie garstka potrafi cokolwiek powiedzieć o toruńskich inwestycjach. Nic dziwnego, że zaczepiony na ulicy przechodzień pytany o potrzeby miasta po prostu rozejrzy się wokół i pierwsze co mu przyjdzie do głowy to: most, trasa średnicowa, hala sportowa czy Motoarena - nawet jeśli nigdy z tych obiektów nie korzystał. Czy to znaczy, że pole zainteresowań naszego samorządu zostało już trwale i nieodwołalnie zdefiniowane w tak prymitywnej filozofii zarządzania miastem o jakiej czytamy w wywiadzie z gospodarzem miasta?
* * *
W czasie weekendu przygotowałem w kilku punktach zarys koncepcji realizacji dużego, interesującego projektu infrastrukturalnego o dużym oddziaływaniu społecznym i ekonomicznym, który z pewnością będzie widoczny w przestrzeni miasta. Wysłałem go osobie, której dotyczy.
Jest to taka moja próba reorientacji dyskusji na tematy gospodarcze które po kampanii wyborczej ucichły całkowicie.
Dziś pojeździłem sobie trochę po Toruniu rozmyślając o istotnych szczegółach tego pomysłu, których nie potrafiłem wcześniej rozwiązać. Wolę jednak bić się z własnymi myślami niż brać udział w toruńskich konsultacjach społecznych na temat tego, gdzie jeszcze postawić sygnalizację świetlną, bo przecież nikt w Toruniu nie będzie przeszkadzał w dalszym funkcjonowaniu joint-venture na Grudziądzkiej 159.
Mój pomysł zawiera pewne elementy REIT ale to przede wszystkim model partnerstwa publiczno-prywatnego, który bardzo mocno ingeruje w lokalną gospodarkę. Sporo wątków wymaga zastanowienia ale liczę na to, że powstanie coś lepszego niż "unikalna metodologia prowadzenia konsultacji społecznych".
W Toruniu nie ma dziś zupełnie klimatu do tego, aby prowadzić inne dyskusje niż te, jakie były prowadzone dotychczas. Ich efekty z perspektywy mieszkańców i gospodarki tego miasta były co najwyżej neutralne jeśli nie negatywne (biorąc pod uwagę zadłużenie). Być może w innych miastach dyskusja o projektach miastotwórczych będzie miała większy sens niż w Toruniu. Tutaj do takiej dyskusji nie ma wiarygodnych partnerów, a Michał Zaleski zupełnie nie nadaje się do tego, aby je zainicjować i moderować, ani nawet do tego aby być w nich partnerem z ramienia samorządu (jego to po prostu nie interesuje).
Zarządzanie miastem polega na przygotowywaniu ambitnych projektów. A jakie ambitne projekty ma w swoim portfolio Zaleski? Z formułą konsultacji społecznych trzeba wyjść daleko ponad wygodny zakres.
* * *
PS.
Proszę definitywnie zrezygnować z aplikacji szpiegowskich o nieprzewidywalnym działaniu na swoich stronach i nie umieszczać na niej podejrzanych wtyczek.
A propos tego nieszczęsnego Nowego Centrum Torunia czy Galerii Solaris, czyli terenach po Uniwersamie, gdzie samorząd toruński pokazał w pełni swoją bezradność w kontaktach z biznesem. Te szkice koncepcji które przygotowuję idą w zupełnie innym kierunku niż projekt jaki przygotował dla tego terenu Zaleski i rada miasta, tzn. "oddać deweloperowi dziesiątki milionów złotych z kieszeni mieszkańców Torunia".
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, ciekawe w jakim sposób próbowałby się przed takim zarzutem bronić pan Kazimierz Zawal, dyrektor Targów Toruńskich sp z o.o. Chciałbym poznać jego profesjonalną opinię na ten temat.
UsuńChciałbym poznać opinię profesjonalisty od zarządzania terenami handlowymi za 12 tysięcy złotych miesięcznie, pana Kazimierza Zawala, przyszłości Uniwersamu. Za 12 tysięcy miesięcznie ten pan mógłby czasem zabrać głos w trakcie jakiś konsultacji społecznych.
UsuńJak to brzmi?
OdpowiedzUsuń- red. Marcin Behrendt: Pracy jest sporo, ma pan jeszcze siły i ochotę, by angażować się w tak duże projekty?
- prezydent Michał Zaleski: To jest to, co dla mnie jest w mieście najciekawsze. Jak człowiek się czymś interesuje, sił mu przybywa, a nie ubywa. Jest dużo do zrobienia. Musimy wszyscy o tym myśleć, nie tylko administracja samorządowa, którą kieruję.
Trzeba jednak pamiętać, że to już kolejny etap. Mamy za 500 mln zł ułożone rury kanalizacyjne pod ziemią, mamy most za 650 mln zł, mamy trzy, cztery duże budynki: Motoarenę, Centrum Sztuki Współczesnej, halę sportową i salę na Jordankach. Mamy w połowie zrewitalizowaną starówkę. Potrzebujemy jeszcze rewitalizacji społecznej. Ale to jest praca na lata. W ostatnich latach wybudowaliśmy pewnie 100, jak nie więcej, kilometrów nowych ulic. To jest ten nasz dorobek usuwania cywilizacyjnych zapóźnień. Dlatego dalej trzeba kontynuować to, co się zaczęło, nie zapominając o tym, że miasto powinno być ze wszech miar przyjazne mieszkańcom. Chcą więcej ścieżek rowerowych, siłowni na świeżym powietrzu, wybiegów dla psów, to będą je mieli. To jest ich prawo. Oni tutaj rządzą, wynajęli radę miasta i prezydenta do wykonywania zadań, i kropka.
-----
Rury układali już poprzednicy Zaleskiego, w ramach projektu ISPA (gdy powstała oczyszczalnia ścieków). Ile można fascynować się układaniem rur? 20 lat?
Ile lat można fascynować się układaniem kostki bauma? Ile lat można podniecać się lejąc asfalt i synchronizując sygnalizację świetlną?
Mnie to przygnębia bo nawet w tej drogowej dziedzinie projekty są nie tyle zachowawcze co wręcz archaiczne.
Rozmawiałem o tym długo na fejsie z Robem Trapnellem. My budujemy drogi tak jak Brytyjczycy w latach 70-tych (od co najmniej 10 lat oni takie rozwiązania drogowe u siebie eliminują). U nas tymczasem Bod Budowniczy robi jont-venture z Karkosikiem ale "konsultuje te pomysły z mieszkańcami".
Świat idzie do przodu, nawet spółdzielnie mieszkaniowe szybciej się zmieniają i rozwijają. A Zaleski określa "likwidacją cywilizacyjnych zapóźnień" lanie asfaltu.
Zaleski jasno daje do zrozumienia, że się nie zmieni. Jego trzeba cisnąć i to troszkę mocniej.
UsuńI naprawdę żałuję bardzo, że w radzie miasta nie znalazł się Maciej Neumann. Sądzę, że wtedy mielibyśmy częsty updejt w sieci na temat biletu czasowego i komunikacji publicznej bo on się tym autentycznie interesuje.
OdpowiedzUsuńAkurat dziś w Pomorskiej ukazał się wywiad z Joanną Scheurig Wielgus z Czasu Mieszkańców; życzliwi temu blogowi ludzie podesłali mi do niego link, dzięki.
OdpowiedzUsuńhttp://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20150105/TORUN01/150109713
Powiem może jakie było moje pierwsze skojarzenie po jego przeczytaniu.
UsuńKiedyś byłem w Indiach. Wzorce indyjskie nie nadają się do przełożenia na grunt polski po krótkiej wizycie. To jest diabelne uproszczenie sprawy i o rozwoju tak mógłby powiedzieć każdy, np. "właśnie wróciłem ze LA i wydaje mi się, że jesteśmy o krok od zbudowania Doliny Krzemowej w Kaszczorku".
Druga sprawa. Kiedyś byłem w Indiach, dziś byłem na bazarku, w sklepie rowerowym, w Bumarze i na Podgórnej. Wszędzie tłumy ludzi i tłumy samochodów. W pawilonach na Wojska Polskiego transakcje kolejki w większości sklepów, obrót liczony w dziesiątkach jeśli nie setkach tysięcy. To jest gospodarka tego miasta, nie festiwal w Kochi.
Na początku tego roku przechodzę na pozycje: "nie". I wymagam.
Nie kwestionuję sensu robienia w Toruniu festiwali i zdaje sobie sprawę, że dla wielu ludzi to szansa na rozwój osobisty. Dla mnie akurat nie, tzn. nie widzę, aby festiwal mógł trwale wpłynąć na warunki mojego życia. Nie wyobrażam sobie życia od festiwalu do festiwalu. Festiwal nie sprawi, że łatwiej mi będzie spłacić ratę kredytu i znaleźć pracę. Dla mnie to nie jest poważna oferta.
UsuńMyśmy stracili szanse na Camerimage, poniekąd na życzenie obecnych władz naszego miasta.
Joanna mówi, że sala koncertowa na Jordankach to wisienka na torcie. Festiwal to też wisienka na torcie. Zacytuję ten akapit, bo się z nim zgadzam:
"Na przykład sala na Jordankach powinna być tą "wisienką na torcie" dla miasta, w którym już dobrze się żyje, ludzie mają pracę i stać ich na uczestnictwo w życiu kulturalnym miasta."
Czy rzeczywiście przemysł kreatywny może tak znacząco wpłynąć na losy mieszkańców? Ja się nie nauczę malować, nie zaśpiewam piosenki, nie umiem lepić garnków. I nie widzę wokół siebie aż tylu artystów, dla których festiwal byłby szansą na karierę.
Kolejna sprawa: strategia Deloitte'a.
UsuńMoże jestem staroświecki ale uważam, że każda samodzielnie napisana strategia jest lepsza niż zamówiona, zrobiona na zlecenie. Między innymi dlatego nie wierzę w jakiekolwiek wizje i strategie Michała Zaleskiego: on te dokumenty zamawia w firmie WYG.
Dla mnie zamówienie strategii w firmie zewnętrznej to jak zamówienie pracy magisterskiej w internecie i zapłacenie komuś z jej napisanie.
Strategia Zaleskiego (napisana przez WYG) czy strategia Całbeckiego (napisana przez Deloitte'a) jest tyle warta co magisterka napisana przez doktora za pieniądze na zamówienie studenta, który nigdy nie powinien dostać dyplomu. Gardzę tym panie prezydencie, gardzę tym panie marszałku.
Jest dla mnie oczywiste, że Deloitte czy MacKinsey może doradzać przy napisaniu strategii (na tym polega seminarium magisterskie). Firmy konsultingowe mogą przedstawić swoje uwagi, pomysły, a nawet projekty. Ale ktoś, kto zamawia gotowy produkt nigdy nie zrozumie rynku, na którym działa i potrzeb swoich klientów.
To podkreślenie, że strategię dla marszałka napisał Deloitte wydaje mi się zresztą dość śmieszne.
Kolejną kadencję rządzi w Toruniu,
OdpowiedzUsuńCi co go wybrali mieli kuku na muniu.
Chcieli mieć sierpa, chcieli mieć młota,
to mają teraz WIELKIEGO KMIOTA.
Trasa Nowomostowa - oś rozwoju przestrzennego miasta:
OdpowiedzUsuńhttp://images36.fotosik.pl/33/47c4c5a866ddccb4.gif
Wątpliwości z wywiadu z żabą Moniką, które można było akceptować w kampanii wyborczej, ale nie w nowym roku:
OdpowiedzUsuń"Dla absolwentów UMK zaproponowaliśmy rozwój przemysłów kreatywnych (branża kosmiczna, produkcja filmowa, muzyczna, grafika komputerowa i programowanie), a w pakiecie inkubatory branżowe, preferencyjne warunki podatkowe, promocję i przede wszystkim dopasowane do ludzi działających w tych branżach warunki życia i pracy, które może zapewnić Stare Miasto (Program Rewitalizacji Starego Miasta). "
- proszę o doprecyzowanie co kryje w sobie sformułowanie: "zaproponowaliśmy rozwój".
"Toruń do tej pory rozwijał się w tym kierunku, a my mówimy o tym od wielu lat. To tak, jak na Starym Mieście, dba się o to co na zewnątrz, a nie o to co w środku. Zadbano o elewacje, a nie o ludzi, którzy tam mieszkają czy prowadzą swój biznes. A do tego jest jeszcze wiele kiczu i tandety. I to niekoniecznie z winy urzędników. Na Starym Mieście trudno jest sobie zrobić zdjęcie na tle kamienicy, bo przed nimi stoją okropne i tandetne "ogródki" piwne, samochody, a kamienice obwieszone są kiczowatymi reklamami. Taki kierunek rozwoju miasta robi z Torunia muzeum dla turystów, a nie miasto dobre do życia. Takie miasto w dłuższej perspektywie nie ma szans na utrzymanie się bez zewnętrznego wsparcia, które za 6 lat się skończy."
- słowa, słowa, słowa. Na czym ma polegać "zadbanie o to, co w środku" czy "zadbanie o człowieka, jego biznes i jego wnętrze"? To samo słyszałem w trakcie kampanii wyborczej, ale dziś nie mówmy już językiem kampanii tylko językiem konkretnych działań. Jakie są plany na ten rok jeśli chodzi o "zadbania o człowieka" na starówce?
Zmiana wyglądu ogródków poprawi samopoczucie i estetyczne wrażenia wielu przechodniów, w tym moje, ale czy nie uderzy w biznes tych, którzy inwestują na starówce?
"I co dalej?" - słusznie pyta dziennikarka
"Myślę, że dzięki naszej obecności w polityce miejskiej, rozwój Torunia powoli będzie wchodził na właściwe tory. Jesteśmy w momencie zmiany kursu. Ten rok będzie przełomowy. Na razie jeszcze w świadomości decydentów i przygotowywanych dokumentach. Pomaga temu polityka Unii Europejskiej, która wspiera finansowo właśnie te obszary, które są naprawdę istotne, a o których mówiliśmy podczas kampanii. Niedawno na zlecenie marszałka województwa powstała Strategia Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych dla Bydgosko-Toruńskiego Obszaru Funkcjonalnego. Dokument jest naprawdę dobry. Gdyby ta strategia została rzeczywiście zrealizowana, gdyby stała się podstawą nadającą kierunki rozwoju, Toruń za kilka lat będzie miastem dobrym do życia. Do mieszkania, nauki i pracy."
- czyli to już tylko kwestia kilku lat, tak? A czy można w przybliżeniu określić kiedy osiągniemy półmetek w realizacji tej strategii? Czy może jest to cały czas kwestia gdybania, czy rzeczywiście uda się ją zrealizować? Jakie są w takim razie głównie zagrożenia w jej realizacji? Kiedy będzie dla nas jasne w którym punkcie strategii jesteśmy?
Przypomina mi się tzw. Strategia dla kultury, o którą upominały się zresztą środowiska związane z Czasem Mieszkańców. Co z tą strategią?
"Odnoszę jednak wrażenie, że nikt tak naprawdę nie ma pomysłu, jak zmieniać miasto, aby były efekty przekładalne na dobrobyt ludzi." - dziennikarka Pomorskiej najwyraźniej nie jest przekonana (ja zresztą również, bo to jest w kółko to samo a kampania się skończyła)
"Nie wiem skąd to wrażenie, przecież właśnie o tym od wielu lat mówią środowiska, które połączyły się w Czasie Mieszkańców. I to jest też odpowiedź na to, dlaczego wystartowaliśmy w wyborach samorządowych. Teraz jesteśmy bardziej słyszalni i mamy większy wpływ na zmiany. A dla zdynamizowania rozwoju gospodarczego trzeba odwrócić priorytety. Na przykład sala na Jordankach powinna być tą "wisienką na torcie" dla miasta, w którym już dobrze się żyje, ludzie mają pracę i stać ich na uczestnictwo w życiu kulturalnym miasta."
"Może problem jest w tym, że na siłę się nikogo nie przyciągnie, by inwestował w mieście?" - pyta sensownie dziennikarka
Usuń"W rozwoju miasta nie chodzi o jednostkowe działania, ale o systemowe rozwiązania, które wyzwolą przedsiębiorczość, sprawią, że ludziom będzie lepiej żyło się na co dzień. Podane przykłady z obszaru kultury, niewiele zmieniają codzienność i zasobność mieszkańców. Uczestniczyłam w festiwalach, które są najważniejszymi projektami gospodarczymi miast, w których są realizowane. Niedawno wróciłam z Kochi..."
Wróćmy jednak na moment do rozwiązań systemowych, dobrze? Jakie rozwiązania systemowe będą w tym roku dyskutowane?
"Biennale trwa 3 miesiące, ale kilka miesięcy przygotowania. Innym przykładem jest Festiwal Fringe w Edynburgu. Te wydarzenia są pomyślane jako działania przynoszące mieszkańcom zysk. Nasze toruńskie wydarzenia to tylko koszt i bierne oglądanie sztuki. Niewielu lub nikt nie ma z nich korzyści"
- czyli problem polega na tym, że festiwale są za krótkie i angażują zbyt mało ludzi? No dobrze, ale w jaki sposób taki człowiek ja ja miałby skorzystać na tym, że zrobimy trwający 3 miesiące festiwal? Co miałoby być tematem tego festiwalu? Są już jakieś pomysły?
Pytam dlatego, żeby za chwilę się nie okazało, że słowo "festiwal" padło w wywiadzie ot tak i jutro nikt nie będzie o nim pamiętał. Czy propozycja festiwalu została już gdzieś przedstawiona? Czy nad tym trwają jakieś prace?
"- Tworzy Pani ruch miejski, który odniósł sukces. Macie po wyborach przedstawicieli w radzie miasta. Jak chce Pani zachęcić kolegów z rady z innych ugrupowań do wspólnego działania?"
"Na razie w radzie miasta moi koledzy z innych ugrupowań zajmują się gównie "politykowaniem", a nie kwestiami merytorycznymi. Paradoksalnie osobą, która wyraziła zainteresowanie naszym programem, i z którą prowadzimy rozmowy merytoryczne jest prezydent Michał Zaleski, który pokazuje wyraźne zainteresowanie, zadaje pytania, słucha i notuje. W wielu obszarach merytorycznych zgodził się z nami. Te dyskusje programowe będą jeszcze kontynuowane. W imieniu Czasu Mieszkańców podarowałam prezydentowi, ważną dla ruchów miejskich, książkę prof. Jana Gehla "Miasta dla ludzi", architekta Kopenhagi, jednego z najwybitniejszych dziś ekspertów od miast. Gehl analizuje przykłady rozwiązań z wielu miast, które poprawiły swoje funkcjonowanie, wskazując też popełniane błędy i dobre praktyki. Myślę, że uczymy się od siebie. Mam coraz większą nadzieję, że w tej kadencji część naszego programu być może uda się nam zrealizować, pomimo tego, że jesteśmy jedyną opozycją. I cały czas, wraz z pozostałymi radnymi Czasu Mieszkańców, liczymy na zaangażowanie się pozostałych radnych w pracę merytoryczną i chęć poszerzania swojej wiedzy o tym, co robią."
Okej, ale z tego wywiadu nie dowiedziałem się nic na temat tego nad czym obecnie trwają prace merytoryczne. To jest wodolejstwo na potęgę. W następnym wywiadzie chciałbym usłyszeć o konkretach, o rozwiązaniach systemowych. Może być też o tym festiwalu, który ma potrwać 3 miesiące.
Mój zestaw pytań uszczegóławiających mógłby sformułować red. Mariusz Orłowski. I on to pewnie kiedyś zrobi.
UsuńW Toruniu rządzi sitwa - MAFIJNA SPÓLDZIELNIA MICHAŁA...
OdpowiedzUsuńCzy jest to pierwszy skowronek rozczarowania CzM przez Hecera? Podejrzewam, że z osób śledzących politykę pytań pojawia się coraz więcej. Oczywiście CzM ma prawo deklarować, że najlepiej dogadują się obecnie z CzG i nawet podsuwają im książki do czytania.
OdpowiedzUsuńMi brakuje konkretów - zaraz będzie 2 miesiące, jak wybrano nową RMT. Tymczasem zupełnie nie wiemy, jakie zamiary i cele stawia sobie CzM.
Bardzo zaangażowali się w kampanię wyborczą, przez święta odpoczywali.
UsuńNa rozczarowania jeszcze nie pora, choć pewnie pojawią się niejeden raz (są wpisane w politykę).
LINK5
OdpowiedzUsuń